Dworzec jest dla bezdomnych miejscem, w którym można się ogrzać, odpocząć, zdobyć informacje o schroniskach, jadłodajniach, pogadać z kimś, spotkać starych znajomych, wsiąść do pociągu, zniknąć w tłumie... Ale też miejscem, w którym nie jest się osobą pożądaną, z którego można być wypędzoną, poniżoną, wykluczoną..
– Na dworcach bezdomni mogą dotrzeć do jak największej ilości ludzi. Mogą poprosić o pieniądze. Od innych osób bezdomnych dowiadują się, gdzie mogą iść, gdzie można coś zjeść, gdzie można w coś się ubrać. To jest też taki punkt informacyjny – twierdzi Aneta Lipska, streetworker ze Stowarzyszenia Otwarte Drzwi.
Dworzec: przystanek podróży donikąd
Niestety dworzec to dla bezdomnych jednocześnie przystanek podróży donikąd. Nie wybawia ich bowiem z bezdomności, a wręcz ją pogłębią. Żeby zmienić tę sytuację, Stowarzyszenie Otwarte Drzwi zainicjowało projekt zmniejszenie skali bezdomności na dworcach kolejowych oraz w ich otoczeniu.
– To projekt, który jako pierwszy w Warszawie został zrealizowany w sposób quasi eksperymentalny, jako współpraca organizacji pozarządowej i PKP. Jest on związany ze streetworkingiem. Zadaniem streetworkera jest bycie łącznikiem między osobą bezdomną a systemem pomocy instytucjonalnej. Musi on nawiązać kontakt i zbudować relację z bezdomnymi. Celem zaś jest włączenie osoby bezdomnej do systemu społecznego – tłumaczył Mario Wojtowicz, superviser streetworkerów ze Stowarzyszenia Otwarte Drzwi.
Według oficjalnych danych w Polsce żyje 30 712 bezdomnych. Stowarzyszenie Otwarte Drzwi szacuje jednak, że ludzi, którzy nie mają dachu nad głową jest nawet 55 tys.
Pr24/ dds