Czarnym żartem i absurdem Maciej Jastrzębski oceniał wiadomości, które tuż przed godz. 9:00 10 kwietnia 2010 roku napływały do niego ze Smoleńska. Śmierć prezydenta, dowódców wojskowych i najważniejszych polityków w Polsce wydawała mu się niemożliwa.
– Pierwszy telefon, który otrzymałem po katastrofie, pochodził od pani z Warszawy, która opiekuje się zagranicznymi korespondencjami Polskiego Radia. Z jej ust popłynęło pytanie: Czy Wojtek Cegielski żyje? Miał on lecieć właśnie z delegacją prezydencką, ale kilka godzin przed startem zdecydowano, że dziennikarze polecą innym samolotem. Wtedy dotarło do mnie, że tu nikt nie robi sobie ponurych żartów i że faktycznie doszło do niewyobrażalnej tragedii – powiedział Maciej Jastrzębski.
Moment, w którym trumna ze zwłokami prezydenta Lecha Kaczyńskiego odlatywała wojskowym samolotem do Polski, był pierwszym przypadkiem, w którym Maciej Jastrzębski, relacjonując jakiekolwiek wydarzenie, nie był w stanie powstrzymać płynących łez. - Miałem wtedy po raz pierwszy, w życiu zawodowym, łzy na policzkach – dodał.
Maciej Jastrzębski mówił również o tym, jak wyglądały obchody 6. rocznicy katastrofy z 2010 roku w Katyniu i w Smoleńsku. Przedstawił także punkt widzenia Rosjan na temat zdarzenia sprzed sześciu lat.
Polskie Radio 24/db/pj