W archiwalnym wywiadzie Wiesława Seredyńskiego z 1980 roku Witold Lutosławski po raz kolejny podkreślił, że jego muzyka nie jest narracyjna i nie opisuje żadnej zewnętrznej rzeczywistości. - Po skojarzenia wizualne, czy emocjonalne sięgają słuchacze obdarzeni niezbyt rozwiniętą wyobraźnią dźwiękową. Ale to nie jest cel samej muzyki - podkreślił kompozytor.
Co ciekawe, nie do końca zgadzają się z tym dziś wybitni interpretatorzy jego utworów. - Lutosławski chyba wywarł na mnie największy wpływ. Niestety on nikogo nie wpuszczał do świata swoich myśli i uczuć, a ja byłem zbyt młody, by swojemu mistrzowi zadawać osobiste pytania - zastanawia się fiński dyrygent i kompozytor, Esa-Pekka Salonen. - Tak chciałbym usiąść z nim przy lampce wina i porozmawiać...
Dla szefa Berlińskich Filharmoników, Simona Rattle'a, dobrym substytutem osobistego spoktania okazał się przyjazd do Polski i podróż śladami Lutosławskiego i jego rodziny. - On sam i jego muzyka stały się teraz dla mnie prawdziwsze - powiedziała Agacie Kwiecińskiej znakomity brytyjski dyrygent. Najważniejsze dla Rattle'a okazują się końcowe fragmenty symfonii Lutosławskiego, momenty "spokoju i melancholii" po dramatycznej kulminacji. - Czasami słychać tylko dwie osoby przechadzające się wśród ruin zburzonego miasta i wracające do wspomnień. Oczywiście Lutosławski powiedziałby, że to po prostu dwugłosowy kontrapunkt... - podsumowuje Brytyjczyk.
Do głowy mistrza spróbował natomiast wejść Wojciech Michniewski, a sam Lutosławski (w archiwalnym wywiadzie Elżbiety Markowskiej z 1990 roku) powołał się na... Czajkowskiego. Co Polak zawdzięczał rosyjskiemu klasykowi, a za co podziękować naszemu kompozytorowi powinni Finowie? Odpowiedzi w nagraniu audycji Ewy Szczecińskiej "Bita godzina".
Zobacz serwis specjalny Polskiego Radia poświęcony Witoldowi Lutosławskiemu