Karnawał Solidarności stanowił znakomitą okazję, by rozliczyć się z "ciosami i stratami" mrocznej epoki socrealizmu, odczuwalnymi w polskiej muzyce nawet po kilkudziesięciu latach. Witold Lutosławski wykorzystał ją skwapliwie podczas słynnego Kongresu Kultury.
Wybitny kompozytor podkreślił, że po niesławnym zjeździe w Łagowie w 1949 roku, pod pretekstem "walki z formalizmem" oraz "egalitaryzacji muzyki", doprowadzono do dewastacji "społecznego dobra, jakim jest psychika ludzi utalentowanych". Dążąc do neutralizacji wpływu jednostek wybitnych na społeczeństwo, odcinano je od świata zewnętrznego, tępiono wszelkie przejawy indywidualizmu i promowano ludzi złej woli, pozbawionych większego talentu.
Mimo że ta mroczna epoka trwała zaledwie (aż?) 7 lat, odcisnęła wyjątkowo silne piętno na polskiej kulturze. Jak podkreślił Witold Lutosławski, spóźnione otwarcie na muzyczne odkrycia świata zachodniego wywołało w młodszym pokoleniu twórców niemały szok. I choć ze światowym sukcesem "polskiej szkoły kompozytorskiej" trudno dyskutować, nadszedł on niewątpliwie z pewnym opóźnieniem.
Paradoksalnie to samo zagrożenie, co niegdyś doktryna socrealizmu, zaczęły ze sobą nieść kolejne nurty wojującej "awangardy dla awangardy", które Witold Lutosławski określił mianem "parodii rewolucji". Jego zdaniem paradoksalnie najbardziej rewolucyjne, a jednocześnie wiarygodnie z punktu widzenia "artystycznego autentyzmu", stało się "wyłączenie się z dialogu ze światem zewnętrznym". I właśnie ten rodzaj odrębności uważał Witold Lutosławski za najistotniejszy walor nowej muzyki polskiej.
Zachęcamy do wysłuchania całego wystąpienia kompozytora na Niezależnym Kongresie Kultury Polskiej w 1981 roku.