Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Anna Wiśniewska 23.10.2015

Freelancerem być

Wolny zawód kiedyś wydawał się być czymś. Może tak faktycznie było, ale wszystko się zmieniło. Główna różnica między freelancerem kiedyś a dziś polega na tym, że wcześniej decyzja o takiej formie pracy w zasadzie należała do nas. Dziś często jesteśmy do „wolnego zawodu” zmuszani.

Tzw. umowy śmieciowe zamiast etatów to dziś norma – także w państwowych urzędach. Oczywiście są osoby, które świadomie decydują się na taką formę współpracy, jednak nie brakuje również osób, które nie mają innego wyboru – tego dokonuje za nich zleceniodawca.

Wydaje się, że nie ma problemu, jeżeli jesteśmy studentami lub związani jesteśmy ze zleceniodawcą, który odprowadza za nas składkę na ubezpieczenie zdrowotne. Co jednak w sytuacji, kiedy polegamy tylko i wyłącznie na umowach o dzieło? Wówczas możemy mieć problem z ubezpieczeniem zdrowotnym.

Teoretycznie każdemu powinno ono przysługiwać – pytanie tylko z jakiego tytułu. Podczas studiów ubezpiecza nas uczelnia – studia jednak trzeba kiedyś skończyć. Uczelnie – w tym państwowe – przymykają oko na tzw. plastikowych studentów, czyli takich, którzy studiują tylko na papierze. Na zajęciach niejednokrotnie nigdy się nie pojawiają. Szkoły wyższe też czerpią z tego korzyść – mają studentów, a problem niżu demograficznego jest dziś zauważalny. Dlatego też wielokrotnie rekrutacja na darmowe studia trwa o wiele dłużej niż jeszcze kilka lat temu i wielokrotnie decyzję o sięgnięciu po indeks możemy podjąć nawet po rozpoczęciu roku akademickiego. Dla takiego nowego studenta problem ubezpieczenia zdrowotnego znika na semestr – a czasami nawet na cały rok (wystarczy wybrać kierunek z rozliczeniem rocznym) – wówczas nie pojawia się on nigdy na zajęciach i nie podchodzi do żadnego egzaminu. Oficjalnie jest studentami do 31 października następnego roku. Z listy studentów skreślony zostaje dopiero po zakończeniu letniej sesji – ale ubezpieczenie zdrowotne obowiązuje jeszcze przez trzy miesiące od daty skreślenia z listy studentów. Wtedy problem powraca i zaczyna się kombinowanie (polskie słowo niezrozumiałe dla obcokrajowców).

Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że ubezpieczenie zdrowotne jest niezbędne. Co prawda niektórzy uważają, że wykupiony abonament w jednej z prywatnych klinik medycznych wystarczy. Mylą się. Prywatna służba zdrowia – oprócz tego, że już przestała być ekskluzywnym dobrem – jest wciąż ograniczona i nie zapewnia nam dostępu do wszystkich zabiegów, badań, a wielokrotnie też do specjalistów. Zatem ubezpieczenie w NFZ jest konieczne. Przerwa w ubezpieczeniu zdrowotnym może nas sporo kosztować. Nawet jeżeli podejmiemy decyzję o dobrowolnym ubezpieczeniu, za wszystkie miesiące. kiedy jemu nie podlegaliśmy, będziemy musieli zapłacić. W najgorszym przypadku może to być nawet kilka tysięcy złotych. Dobrowolne ubezpieczenie jest rozwiązaniem, z którego mogą korzystać osoby dobrze zarabiające. Bo jeżeli w kiepskim miesiącu, freelancer wykona mało dzieł i zarobi przykładowo tylko 800 zł, to prawie połowę będzie musiał przeznaczyć na składkę zdrowotną. Obecnie składka wynosi 367,37 zł. A kto zapłaci za mieszkanie, komunikację miejską i jedzenie? Martw się młody człowieku.

Od stycznia 2016 roku będzie obowiązek odprowadzania składek ZUS od wszystkich umów-zleceń. Problem tzw. umów śmieciowych nie został rozwiązany. A powinien. Na koniec warto podkreślić, że umowy cywilnoprawne nie są złe, ale ich nadużywanie już tak.

Dominik Olędzki