O Szwajcarii na razie nie było mowy, to jednak tylko kwestia czasu. Berno obecnie spełnia dwa z trzech kryteriów Departament Skarbu USA, aby zostać uznanym za manipulatora walutowego. To z kolei może prowadzić do nałożenia na szwajcarskiego towary 20-procentowego cła.
- Jedyny warunek, który nie jest spełniony, to jest nadwyżka w bezpośredniej relacji ze Stanami Zjednoczonymi. To może się zmienić w 2018 roku. Wtedy mogą się zacząć problemy. Jeśli na produkty szwajcarskie zostaną nałożone cła importowe, to automatycznie będzie to poważny cios w szwajcarską gospodarkę i powstaje pytanie, na którym etapie Narodowy Bank Szwajcarski będzie chciał na to odpowiedzieć. Obecnie ten bank nieoficjalnie pozostawia sobie margines bezpieczeństwa na to co może się stać w 2017 roku i trochę odpuszcza interwencje walutowe, by nie wykorzystać tego marginesu, na który amerykańska administracja pozwala, by nie wystosować kar - mówi gość Polskiego Radia 24 Konrad Białas z TMS Brokers.
Czeka nas trudny rok
Nałożenie dodatkowych ceł za interwencje walutowe to jednak - jak przyznaje ekspert - dość odległy scenariusz. Obecnie dla kursu franka ważniejsze jest to, co dzieje się z euro i Unią Europejską.
- Frank jest tzw. bezpieczną przystanią, czyli przyciąga kapitał, gdy na rynkach robi się nerwowo. Z uwagi na gorący kalendarz wyborczy w Europie, najbliższe miesiące mogą przynieść popyt na franka. Tak się już działo przy wyborach w Grecji, czy innych krajach. Narodowy Bank Szwajcarii pozwoli na sytuację, żeby frank był okresowo mocniejszy. To jest niebezpieczne z punktu widzenia kredytobiorców frankowych. Moim bazowym scenariuszem jest droższy frank w okresie marca, kwietnia, maja, powrót w okolice 4,10- 4,15 zł uważam za prawdopodobny – dodaje.
Według Konrada Białasa w dłużej perspektywie frank będzie się osłabiał i już pod koniec roku będzie on kosztował 3,91 zł.
Błażej Prośniewski, abo