Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
wnp.pl
Jarosław Krawędkowski 23.04.2017

Niewypłacanie 13 zł za godzinę stawki minimalnej to grzech

Czy pracodawca może grzeszyć? Kierowanie się wartościami chrześcijańskimi służy, czy przeszkadza w prowadzeniu biznesu? M.in. o tym rozmawiamy z Tomaszem Sztrekerem, prezesem Polskiej Akademii Biznesu i współzałożycielem fundacji Wiara w Biznesie, która zrzesza przedsiębiorców, menedżerów, dyrektorów i ludzi biznesu.
  • Niektórzy przedsiębiorcy niechętnie łączą wartości chrześcijańskie z prowadzeniem biznesu, zaś inni wręcz tego potrzebują.
  • Etyka, moralność i zaufanie wobec drugiego człowieka to wartości priorytetowe w prowadzeniu długofalowych relacji - uważa Tomasz Sztreker.

Dodaje, że jest wielu przedsiębiorców, którzy wyzyskują swoich pracowników, płacąc im stawki poniżej oczekiwań i kompetencji.

Czy wiara i biznes – dodajmy, efektywny biznes – to pojęcia, które mogą iść ze sobą w parze?

Tomasz Sztreker, Wiara w Biznesie: -  Biznes w dzisiejszych czasach kojarzy nam się z wyzyskiwaniem, a powinien przede wszystkim z budowaniem relacji i zarabianiem pieniędzy. Pieniądze nie pochodzą od Boga. Ale to nie znaczy, że nie możemy się nimi posługiwać do dobrych celów. Jeśli biznes powstał by pomagać sobie czy pomagać innym, to warto za tym iść. W biznesie pieniądze nie mogą być celem, a jedynie środkiem do tego celu.

Bywa jednak, że w biznesie nie uznaje się kompromisów, a zamiast tego potrzebne jest wyrachowanie i zimna krew. Wiara może w tym przypadku przeszkadzać.

- Słowo „przeszkadza” jest tutaj słowem kluczem. Kiedy popatrzymy na marketing, to dzisiaj polega on na tym, że kreuje się potrzeby u klientów. To nie jest podejście chrześcijańskie. Podejście chrześcijańskie polega na odkrywaniu potrzeb i ich zaspakajaniu. Łatwiej jest oczywiście uzależnić klienta od siebie, ale to jest manipulacja. I oczywiście, dużo też zależy od tego, czego oczekujemy. Czy robimy jednorazowy interes i na tym chcemy skończyć, czy oczekujemy długodystansowych rezultatów. Jeśli zależy nam na długotrwałych relacjach to zdecydowanie wiara jest elementem pomocnym, bo opiera się na uczciwości, budowaniu silnych relacji opartych o zaufanie i poszukiwaniu potrzeb u naszego klienta.

Jakie jest pana doświadczenie w łączeniu wiary z biznesem?

- Mam swoją firmę – Polską Akademię Biznesu. Zdarzyło mi się na przykład, że prowadząc jedno szkolenie, powiedziałem otwarcie o swoich wartościach i jedna pani – zadeklarowała się jako ateistka – odpowiedziała, że nie życzy sobie, aby na szkoleniach biznesowych dotykać spraw związanych z wiarą. A dla mnie wiara jest podstawą mojej działalności i nie kryję się z tym. W moich materiałach jest napisane, że w prowadzeniu biznesu opieram się na moralności chrześcijańskiej.

No właśnie, czy nie jest przypadkiem tak, że ludzie związani z biznesem, nawet jeśli są wierzący, to reagują na słowo „wiara” jak diabeł na święconą wodę? Za to np. na pokaz, są poprawni politycznie, chętnie rozmawiają o parytetach, wielokulturowości, otwarciu ich firmy na LGBT?

- Bywają takie sytuacje i sami ich doświadczyliśmy. W naszej fundacji prosiliśmy pewnych księży, aby po mszy powiedzieli o naszej działalności. Zdarzało się, że podchodziły do nas osoby, przed kościołem i mówiły: „W biznesie nie ma miejsca na wiarę, nie można łączyć tych dwóch kwestii”. Na szczęście to się bardzo rzadko zdarza. Znaczna część przedsiębiorców, uczęszczających do kościoła (a dane pokazują, że około 75 wszystkich polskich przedsiębiorców chodzi do kościoła przynajmniej raz w tygodniu) wykazują potrzebę odnajdywania wiary w biznesie.

My, jako fundacja, mamy w naszej grupie kilka tysięcy osób – od przedsiębiorców z pierwszej setki najbogatszych Polaków, po takich, którzy prowadzą jednoosobowe działalności gospodarcze. Otwartość i chęć poszukiwania takich miejsc jak nasze, jest bardzo duża. Ludzie do nas dzwonią i pytają się, czy grupa powstanie na przykład u nich w mieście. Chcą uczciwie pracować i rozwijać swoją działalność, a poziom zaufania ludzi związanych z naszą grupą jest bardzo duży.

W sytuacji, gdy mamy swoją grupę przedsiębiorców, którzy się znają, i jeden w stosunku do drugiego zrobiłby coś niedobrego, to automatycznie przestałby być członkiem takiej grupy. Chyba, że zrobiłby to przez przypadek, przeprosił i naprawił swój błąd. W biznesie naprawa szkód nie zawsze pozwala realizować dalszą współpracę.

A czy kiedyś wiara była dla pana przeszkodą w prowadzeniu swojej działalności?

- Bywają momenty, które powodują, że nie mogę współpracować z niektórymi firmami, bo w sposób jawny działają wbrew temu, co ja reprezentuję. Gdyby do mnie przyszła na przykład firma z branży pornograficznej albo hazardowej, to niestety, ale nie moglibyśmy współpracować.

Jak doszło do tego, że wspólnie z ojcem prowadzi pan fundację Wiara w Biznesie?

- Mieliśmy dosyć budowania relacji biznesowych w oparciu tylko o pieniądze. Chodziłem na dużo spotkań czy bankietów, które były kultem pieniądza – dla mnie były puste. W biznesie to nie jest najważniejsze. Ważne są relacje z drugim człowiekiem, niesienie pomocy, ale też realizowanie marzeń. Zrobiliśmy Wiarę w Biznesie dla siebie, ponieważ nam to było potrzebne w rozwoju własnego biznesu. Nie spodziewaliśmy się, że będzie to tak potrzebne również innym osobom.

W szeregach fundacji jest dzisiaj kilka tysięcy przedsiębiorców, menedżerów, dyrektorów i ludzi biznesu. To robi wrażenie.

- Nasza społeczność jest zróżnicowana. Niekiedy są to osoby luźno związane, przychodzące od czasu do czasu na nasze wydarzenia i spotkania regionalne, a z kolei inne osoby są mocniej zaangażowane. Ludzie na początku przychodzą bo chcą robić biznes, bo chcą zarabiać pieniądze w uczciwy sposób z osobami, które myślą tak samo jak oni. A czemu zostają? Kluczowym elementem jest duchowość. Te osoby widzą, że nie są same, że takich ludzi jest bardzo dużo, którzy mają problemy np. związane z moralnością, gdy muszą działać w niezgodzie ze swoimi przekonaniami. Wspólnota przedsiębiorców pozwala dobrze czuć się w takim środowisku. Wiadomo, że aspekt biznesowy jest tutaj ważny, ale priorytetem jest budowanie relacji w oparciu o wartości wypływające z naszej wiary.

Dzisiaj mamy swoisty kult pracy i pogoń za karierą, ale też duże niezadowolenie pracowników, wynikające np. z faktu, że nie otrzymują pieniędzy proporcjonalnych do ich wkładu w pracę. Czy jeśli szef płaci ewidentnie za mało, to czy można to rozpatrywać w kategoriach grzechu?

- Oczywiście, że tak. Tylko pytanie jaki jest powód, że płaci za mało? Jeśli powodem jest to, że bierze sobie te pieniądze do kieszeni i jedzie za nie na wakacje, to trzeba się mocno zastanowić, czy taki przedsiębiorca działa w zgodzie z wartościami. Jeśli pracodawca chce zachować jak najwięcej w swojej kieszeni jak w „Opowieści Wigilijnej” to jest to nieuczciwe, a nieuczciwość jest grzechem.

Natomiast może być też sytuacja, że firma ma problemy finansowe, bo oszukał ją kontrahent albo ma zadyszkę wynikającą ze spłaty zobowiązań. Jeśli taki przedsiębiorca rozmawia z pracownikami i informuje ich o tym, jaka jest sytuacja, oraz, że trzeba kolektywnie zacisnąć pasa, a pracownicy się na to zgadzają, to raczej nie można tego traktować w kategorii grzechu.

Nie chcę bronić ani jednej, ani drugiej strony, bo wszystko zależy od sytuacji. Ale niestety bywa też tak, że przedsiębiorcy są typowymi wyzyskiwaczami. Osobiście poznałem osoby, które płacą zawsze tylko połowę faktury. To jest absolutnie naganne i takie osoby powinny być karane z tego powodu. Jeśli ktoś umówił się z pracownikiem na jakieś wynagrodzenie, a potem zapłaci mu mniej, to powinien za to odpowiadać, bo nie wywiązuje się z umowy. Jeśli natomiast pracownik zobowiązał się pracować za kwotę, która jest dla niego za niska, to powinien przyjść do pracodawcy i go o tym poinformować.

Posłużmy się konkretnym przykładem: w Polsce mamy ustawowo zapisane, że stawka za godzinę nie może być niższa niż 13 zł brutto. PIP zapowiada 20 tys. kontroli tego nowego prawa. Czyli, jak rozumiem, działając w ten sposób i wykorzystując fakt, że pracownik ze względu na ubóstwo musi przyjąć takie wynagrodzenie, przedsiębiorca popełnia grzech.

- Mamy obowiązek działać zgodnie z prawem, które obowiązuje, czy nam się to podoba czy nie. Jeśli nie chcemy działać zgodnie z prawem i uważamy, że prawo jest złe i należałoby je zmienić, a mimo to zatrudniamy pracownika poniżej takiej kwoty, to można to traktować w kategorii grzechu.

Patrząc od drugiej strony, mamy dzisiaj kult dóbr materialnych. Jak pan radzi sobie z grzechem pychy, przecież jako przedsiębiorca, dąży pan do osiągnięcia jak największych zysków, coraz większych.

- Tutaj najlepiej odnieść się do Pisma Świętego. Kiedy przyszedł pewien młodzieniec do Jezusa i powiedział, że chce iść za nim, to Jezus odpowiedział: „Sprzedaj wszystko co masz i oddaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie”, więc młodzieniec odchodzi zasmucony. Wtedy Jezus dodaje: „Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego”.

Pan Jezus wielokrotnie o tym mówi, że trudno jest wejść bogatemu do królestwa niebieskiego. Nie jest to niemożliwe, ale jest to droga bardzo trudna, bo czeka na niej wiele pokus. Jeśli będziemy gromadzić pieniądze nie dzieląc się, czy inwestując, dla samej chęci ich posiadania, to na pewno nie jest to droga, która prowadzi do zbawienia.

Z drugiej strony, nie ma nic złego, jeśli jest to jakaś chwilowa działalność, kiedy musimy przeprowadzić oszczędności w firmie, aby je zainwestować w późniejszym okresie. W Piśmie Świętym też są fragmenty, które wprost mówią, żeby nie gromadzić swojego majątku, ale żeby go cały czas rozwijać, na przykład w przypowieści o talentach. Jeśli ktoś nie potrafi tego robić, to trzeba poprosić kogoś, kto to potrafi.

Na koniec zapytam więc, jak zarządzać firmą w zgodzie z  wartościami chrześcijańskimi?

- Naszym mottem jest fragment z Ewangelii św. Mateusza: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Mówiąc inaczej, jeżeli będziemy patrzyli na drugiego człowieka i będziemy czynili jemu to, jakbyśmy czynili samemu Bogu, to możemy powiedzieć, że działamy w firmie opartej o wartości chrześcijańskie.

Michał Nowak