Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Adam Kaliński 30.11.2017

Czy obecny boom na rynku mieszkań skończy się krachem? "Sytuacja jest inna niż w 2007 roku"

Kończący się rok może być rekordowy pod względem liczby sprzedanych mieszkań. Boom – bezspornie – jest faktem, ale pojawiły się już ostrzeżenia, że nie będzie trwał w nieskończoność i może dojść do załamania, jak w 2007 r.

O tym, że świetna koniunktura na rynku mieszkaniowym kiedyś się skończy przekonana jest większość ekspertów. Różnią się oni jednak w opiniach, kiedy to nastąpi. Uspokajają, że do pęknięcia bańki nie dojdzie, bo sytuacja jest zupełnie inna inna niż 10 lat temu.

Dużo mieszkań kupowanych na wynajem

Marcin Jańczuk z Metrohouse w rozmowie z naszą redakcją ocenił, że obecny popyt na rynku mieszkaniowym napędzany jest głównie przez inwestorów indywidualnych, którzy na rynku nieruchomości lokują oszczędności kupując mieszkania, a następnie je wynajmując.

– To jest dość powszechny trend i jeśli można mówić o jakichś zagrożeniach, to że popyt nakręcany jest przez ludzi kupujących mieszkania nie na własny użytek, ale w celach inwestycyjnych. To stanowi konkurencję dla osób kupujących mieszkania na własne potrzeby. Deweloperzy są przekonani, że wyższe ceny, które proponują, są do zaakceptowania przez potencjalnych nabywców. To powoduje, że mamy sytuację, iż trudno jest kupić mieszkanie gotowe do wejścia i trzeba czekać na realizację inwestycji – powiedział Jańczuk.

Za gotówkę

Zwrócił też uwagę, że obecnie na rynku występuje bardzo duży udział gotówki w transakcjach mieszkaniowych, co może świadczyć, że kapitał przenoszony jest z giełdy papierów wartościowych, czy innych form oszczędzania na rynek nieruchomości.

Kolejny ekspert, Bartosz Turek z Open Finance, przyznał, że ceny na rynku nieruchomości zaczęły rosnąć szybciej niż inflacja. Do tego mamy najwyższy w historii popyt, ale również najwyższą podaż liczoną liczbą rozpoczętych budów. Zdaniem Turka, nie jest to jeszcze bańka spekulacyjna.

Mieszkaniowy boom jest faktem. Ceny w górę

– Mamy faktycznie do czynienia z boomem, ale on nie jest niebezpieczny. Nie spodziewam się sytuacji, jaka była w roku 2007. Co innego jeżeli ten boom potrwa dłużej i utrzyma się kilkuprocentowy wzrost cen przez kilka lat. Nie mamy aż takiego boomu jaki był kiedyś w Hiszpanii i 50 proc. korekta nam nie grozi. Nie ma też takiego szaleństwa jak w Polsce w 2007 roku, kiedy to ceny ofertowe mieszkań wzrosły w niektórych miastach aż o 100 proc. Mieszkania  owszem  drożeją, ale, jak wynika z danych NBP o 5 procent w ciągu roku – powiedział Turek.

Uspokaja także Katarzyny Kuniewicz z REAS, Badania i Analiza Rynku, która twierdzi, że choć „bez wątpienia” ceny na rynku mieszkań rosną  to mamy zupełnie inną sytuację niż 10 lat temu, kiedy doszło do załamania.

Powtórka z 2007? Raczej nie

– Wtedy popyt bardzo wyraźnie przewyższał podaż, a deweloperzy za nim nie nadążali. To spowodowało wtedy bańkę cenową. Obecnie na rynku pierwotnym panuje równowaga między popytem a podażą. Tak wynika z danych z 6 największych rynków w Polsce. Popyt nie będzie trwać jednak w nieskończoność. (…). Na skutek wielu warunków, które na pewno się zmienią, jak np. wzrost kosztów kredytu, pogorszenie się opłacalności zakupu mieszkań na wynajem czy nasycenie oferty do najmu – popyt może osłabnąć, ale ten proces będzie przebiegał łagodnie – oceniła nasza rozmówczyni.

Z tych opinii wynika, że krach na rynku mieszkaniowym raczej nam nie grozi, choć taniej też nie będzie.

Adam Kaliński, NRG