W Norwegii 78 procent osadów z oczyszczalni użyźnia pola, w Wielkiej Brytanii i w Danii ponad 70 procent, w Polsce to około 30 procent.
Tadeusz Rzepecki (Izba Gospodarcza Wodociągi Polskie) mówi, że w Polsce boimy się stosować osady ściekowe w środowiku. Po pierwsze, jest obawa, że coś może się stać z glebą, może zostać skażona. Po drugie, nie jesteśmy przygotowani technicznie do tego przygotowani – osady muszą bowiem przejść szereg przekształceń, żeby zmienić się w drogocenny nawóz.
Paweł Mikusek z resortu środowiska przyznaje, że obecnie 40 procent osadów jest spalanych, 30 procent trafia na składowiska. Tłumaczy, że oczyszczalnie nie mają instalacji do osuszania odpadów.
Jednak od 2016 roku zgodnie z unijnymi przepisami nie będzie można już składować odpadów na składowiskach komunalnych, trzeba będzie je zagospodarować. Resort środowiska opracowuje w związku z tym nowe zarządzenie. Tadeusz Rzepecki ocenia jednak, że zapisy będą zbyt rygorystyczne i będzie w stanie się do nich dostosować zaledwie 300 z 3000 oczyszczalni. Zaznacza, że małe oczyszczalnie nie kupią aparatury do przerobu osadów, bo ich na to nie stać. Jednocześnie ostrzega, że zmiana w prawie oznaczać duży wzrost kosztów. Obecnie w niektórych gminach cena wody plus odprowadzanie ścieków wynosi około 50 zł na mieszkańca, a według Tadeusza Rzepeckiego mogłaby wzrosnąć o kilkadziesiąt procent.
Izba Gospodarcza Wodociągi Polskie apeluje zatem o opracowanie ogólnopolskiej strategii przeróbki osadów.
Audycję prowadził Krzysztof Rzyman
agkm