Grzegorz Przemyk – dziewiętnastoletni maturzysta, poeta – został pobity przez milicjantów, co doprowadziło do jego śmierci 14 maja 1983 roku. Choć morderstwo najprawdopodobniej było przypadkowe, cała władza rządząca PRL-u włączyła się w tuszowanie tej sprawy.
– Takie pobicia na komisariatach zdarzają się na całym świecie. Nie wszędzie zdarza się jednak tuszowanie takich spraw przez państwo. Wstrząsające jest to, że państwo, czyli organ, który ma pilnować porządku, włączyło się w tuszowanie sprawy zupełnie marginalnej, nieistotnej i nieznaczącej z punktu widzenia państwa. Włączyła się w to partia rządząca i całe Ministerstwo Spraw Wewnętrznych – mówił Cezary Łazarewicz.
– To było morderstwo przypadkowe i bezsensowne. Prawdopodobną tezą jest to że co najmniej dwóch zomowców, którzy bestialsko katowali Przemyka, nie wiedziało, że katują właśnie Grzegorza Przemyka. Choć trzeba zaznaczyć, że do takich erupcji zwierzęcej wściekłości dochodziło w tym systemie setki razy – dodał dr Patryk Pleskot.
Dlaczego jednak cały aparat państwa zaangażował się w tuszowania tego zabójstwa?
– Państwo stanęło murem za zomowcami nie ze względów politycznych, ale psychologicznych. Kiszczak, czując się niepewnie w resorcie, postanawia mataczyć, zamiatać sprawę pod dywan i ukrywać prawdziwych sprawców. Od tej pory konsekwentnie chce bronić milicjantów – powiedział Cezary Łazarewicz.
Audycję prowadził Łukasz Warzecha.
Polskie Radio 24/dds