Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Aneta Hołówek 01.05.2015

Nanga Parbat vs. Tomek Mackiewicz: zacząłem i trzeba to skończyć

- Gdy zaczynaliśmy myśleć o zdobyciu ośmiotysięcznika zimą, to nie mieliśmy zbyt dużego budżetu. Nanga była najbliżej, najbliżej Karakorum Highway. Była najłatwiej dostępnym ośmiotysięcznikiem z tych, na które jeszcze nikt nie wszedł. Dlatego padło na Nangę, a jak już zaczęliśmy to trzeba to skończyć - mówi Tomek Mackiewicz w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl.
Tomek MackiewiczTomek MackiewiczAndrzej Szozda/PolskieRadio.pl

Himalaiści to nieprzeciętni ludzie. Banał – ktoś podpowie. To oczywiste: wspinanie się na wysokość ośmiu tysięcy metrów, w mrozie, który atakuje każdą część ciała, często zbierając żniwo w postaci odmrożonych palców to nie kaszka z mleczkiem. Wspinanie się to wypowiadanie wojny wiatrom hulającym pod szczytem z prędkością 100 km/h, to walka o każdy łyk tlenu, który tam, na wysokości ma zupełnie inną wartość – tak, to zajęcie zarezerwowane dla nielicznych. Wśród pogromców szczytów, grupy składającej się z niezwykłych, ekscentrycznych i niebanalnych ludzi są jednak tacy, którzy i tak na tle pozostałych wyróżniają się. Tomek Mackiewicz to właśnie ten. Na szczyty zaczął się wspinać odbijając się od dna. Trampoliną był ośrodek Monaru. Tam rozpoczął swoje drugie życie. Życie któremu sens nadaje rodzina, góry i przyjaciele… i jeszcze Nanga Parbat. Góra marzenie, na którą od kilku lat Mackiewicz ma chrapkę, a która nie daje się pokonać.
Nasza rozmowa z Tomkiem Mackiewiczem także wymknęła się poza ramy normalnego wywiadu, ale tak to już jest z tymi nieprzeciętnymi. Tomek, aby dotrzeć w umówione miejsce przedzierał się przez całą Warszawę rowerem z przyczepką. Jechał w klapkach, bo inne obuwie nie wchodziło w grę. Bolący, odmrożony palec czekał jeszcze wtedy na wyrok - ostatecznie został amputowany. Tomek przyjechał z małymi Mackiewiczami, Tonią i Maksem. Dzieci wewnętrznie czuły, że muszą wspierać tatę. Zasiadły na jego kolanach uczestnicząc w rozmowie …

/
fot. Andrzej Szozda/PolskieRadio.pl

Aneta Hołówek: Wielu ludzi 1 stycznia każdego roku wpisuje sobie w kalendarzu, że schudnie, pojedzie na Hawaje czy wreszcie odwiedzi mamę. Ty wpisujesz sobie od kilku lat ten sam cel – zdobędę Nanga Parbat. Ile razy atakowałeś już ten szczyt?

Tomek Mackiewicz: Próbowałem już pięć razy, ale to tej pory te pięć podjętych prób nie zakończyło się sukcesem. W tym roku było najbliżej, bo zabrakło dosłownie 300 metrów przewyższenia do szczytu.
AH: Dlaczego tak uparłeś się na tę górę?
TM: Po prostu rozpocząłem ten temat. Projekt nie chce się zamknąć. Cały czas podejmuję próby zakończenia tego, co zostało rozpoczęte. Tak jak jest na przykład z boulderingiem. Jak ma się jakiś boulder, którego nie można zrobić, to się uparcie dąży do tego, żeby go zamknąć.
AH: Ty wymyśliłeś sobie jednak Nanga Parbat, a mogłeś K2, który jest jednym z dwóch niezdobytych zimą szczytów. Dlaczego Nanga, a nie K2?
TM: Nanga Parbat, ponieważ jak zaczynaliśmy myśleć nad zdobyciem ośmiotysięcznika zimą to nie mieliśmy zbyt dużego budżetu. Nanga była najbliżej, najbliżej Karakorum Highway, najłatwiej dostępnym ośmiotysięcznikiem z tych na które jeszcze nikt nie wszedł. Dlatego padło na Nangę, a jak już zaczęliśmy to trzeba to skończyć.
AH: Ostatnio rozmawiałam z Denisem Urubko, który powiedział, że na Nanga Parbat nigdy nie pójdzie, bo tam jest niebezpiecznie, są terroryści, a on stracił tam kilku kolegów. Ty się tego nie boisz. Nie bierzesz pod uwagę takich dramatycznych wydarzeń nie związanych ze wspinaniem tylko z tym ludzkim czynnikiem?

<<< Rozmowa z Denisem Urubko i Adamem Bieleckim >>>

TM: Ja znam bardzo dobrze ludzi z okolicy Nangi. Zarówno ze strony Diamir jak i z Rupal, mam tam masę przyjaciół, bardzo fajnych ludzi. I nawet jeśli mam jakieś podejrzenia, że są tam jakieś osoby, które otarły się o tą całą aferę (W czerwcu 2013 roku, w okolicach Nanga Parbat podczas ataku uzbrojonych napastników zginęło według różnych źródeł od 9 do 11 osób. Do ataku przyznała się grupa o nazwie Jundullah, wcześniej organizująca ataki na pakistańskich szyitów. Zabici cudzoziemcy – pięciu Ukraińców, trzech Chińczyków i Rosjanin – znajdowali się w rejonie niedaleko bazy, z której korzystają wspinający się na Nanga Parbat - przyp. red.) to jednak ufam tym ludziom z którymi się przyjaźnię. Trudno jest ich skreślić w takim momencie. Jest dużo złych ludzi wszędzie na świecie i nie można całego regionu, całego Pakistanu skreślić, wszystkich przyjaciół pożegnać, bo doszło do takiej akcji.
AH: W tym roku doszliście najbliżej szczytu, ale okoliczności tej wyprawy są nie do końca wyjaśnione. Pod samym szczytem miało dojść do nieporozumień. Wraz z Elisabeth Revol odłączyliście się od ekipy? Jak to było? (Projekt "Nanga Parbat Winter Expedition 2015″ ulega zmianie – pisał w oświadczeniu Nardi. Dwoje partnerów wspinaczkowych Elisabeth Revol i Tomek Mackiewicz, bez uprzedzenia Daniele Nardi i jego drużyny zdecydowali się przerwać naszą wspólną próbę zdobycia Nanga Parbat. Jest to zachowanie, które stoi w sprzeczności z uzgodnieniami początkowymi, by realizować ten projekt jako drużyna (…). Daniele ze swoim zespołem i zapleczem logistycznym przygotowanym w bazie, pozostaje jednak do dyspozycji tych dwoje na wypadek potrzeby udzielenia pomocy. Decyzja ta jest podyktowana poczuciem odpowiedzialności i alpinistyczną etyką, zważywszy, że zarówno Elisabeth, jak i Tomek świadomie odrzucili radio dane im do dyspozycji przez Alego i przez "Wyprawę”, tym samym pozbawiając Bazę wiedzy o ich postępach i stanie zdrowia – przyp. red.)
TM: To jest kompletne nieporozumienie, którego autorem był Daniele Nardi, który był oficjalnym kierownikiem bazy (nie szefem wyprawy Mackiewicza przyp. red.). Mieliśmy ustalone jednoznacznie, że ja mam swój plan na wspinanie, a on swój. A wyprawy łączymy tylko na zasadzie, że dzielimy koszty. Ja miałem zupełnie inną koncepcję na wspinanie. Żebro Mummeriego nie było dla mnie pomysłem, a wiedziałem, że Daniele chce tym żebrem koniecznie iść. Druga sprawa była taka, że gdybyśmy znaleźli się w bazie w tym samym czasie, zgodnie z planem 20 grudnia, to pewnie inaczej byśmy to wszystko rozwiązali. Daniele jednak w ostatniej chwili poinformował Elisabeth - ja już byłem miesiąc wcześniej pod Nangą, klimatyzowałem się, mieszkałem z "lokalsami”, integrowaliśmy się – że się spóźni czternaście dni. Elisabeth napisała do mnie, czy ona może się wspinać ze mną, że nie może czekać na Daniele. Ja nie protestowałem, spotkaliśmy się zgodnie z planem 20 grudnia pod Nangą, doszliśmy do bazy, ja przedstawiłem jej mój plan na wspinanie drogą Messnera. I cóż, poszliśmy na tę drogę, a jak Daniele dojechał do bazy, to my byliśmy już nieźle zaaklimatyzowani. Ale jeszcze mimo wszystko sugerowaliśmy mu, żeby dołączył do nas, żeby szedł z nami drogą Messnera. Ja podkreślałem,  że to jest najsensowniejsze rozwiązanie na tej górze, bo jestem tam już od pięciu lat. Wiem, że Żebro Mummeriego, może jest realne, ale jest to loteria. Jest to tak niebezpieczne miejsce, że człowiek nie jest w stanie przewidzieć czy tam jakiś serak nagle nie spadnie.

Materiał wideo przygotował Paweł Kurek/PolskieRadio.pl

AH: No tak, Ty w górach nie lubisz ryzykować… będzie jednak kolejna próba zdobycia Nangi, podejmiesz ryzyko?
TM: Wszystko zależy od budżetu. Jeśli zgromadzę środki na wyjazd to będę chciał spróbować, bo szkoda by było tych pięciu lat doświadczeń, szkoda by było to zaprzepaścić. Teraz mamy pomysł letniego wyjazdu na K2 w ramach treningu, a później powrotu zimą, z Elizą, na tą samą drogę, którą znamy już bardzo dobrze na Nanga. Wszystko jednak zależy od tego jak się życie potoczy tu na dole. Trzeba jeszcze uporządkować parę spraw.
AH: Jak zamierzasz zbierać środki?
TM: Od ponad roku nie prowadzę już działalności, którą prowadziłem. Generalnie szukam jakiegoś zajęcia, które mi przyniesie dochód. Dużo ostatnio jeździłem na spotkania z ludźmi, bo jest wielu, którzy moją historią się interesują. To jednak nie generuje poważnych dochodów. Prawdopodobnie wyjadę jednak za granicę do pracy.
AH: Twój ostatni pobyt w Londynie był związany z organizowaniem jakiejś działalności, czy opowiadałeś o przygodach górskich?
TM: W Anglii byłem na spotkaniu z Polonią. Było to bardzo sympatyczne spotkanie, bardzo fajni ludzie, ale nie miało to związku z szukaniem pracy, no może jakiś mały rekonesans. Coś jednak kombinuję, mam znajomych. Pozostaje mi jednak niedużo czasu, bo za dwa miesiące mieliśmy jechać z Elizą na K2. Zobaczymy.
AH: Wyjazd na K2 chcecie potraktować tylko treningowo, czy celem jest wejście na szczyt?
TM: Pomysł jest żeby jechać na konkretną drogę, z zamiarem wejścia na sam szczyt. Jednocześnie chcemy zrobić rekonesans przed ewentualną kiedyś próbą zimą.
AH: Jesteś współrekordzistą wysokości na Nanga…
TM: Byliśmy dosyć wysoko w tym roku, faktycznie dotarliśmy do tych pól śnieżnych, gdzie znalazł się Herman Bull – 7800 m. Było bardzo blisko szczytu.
AH: Jak się wchodzi na K2 najbardziej przerażający jest wiatr. Co takiego najstraszniejszego jest na Nanga?
TM: Jest po prostu zimno. Bywa też wietrznie i krótko trwają okna pogodowe. Trzy, cztery dni się zdarzają.  W przypadku drogi Shella, na której próbowaliśmy dwa razy, to trzy dni jest takim minimum, żeby dojść z Przełęczy Mazeno do kopuły szczytowej. Bardzo trudno było wypatrzeć takie okno. W ubiegłym roku był dodatkowo taki trochę niewypał z tą wyprawą. Było bardzo dużo ludzi, okazało się, że to nie do końca działa. Tylko ja z Dawidem Gouttlerem doszliśmy na 7200 i musieliśmy się wycofać.
AH: Zdecydowanie bardziej wolisz wspinać się w kameralnym gronie?
TM: Tak, ostatni rok był chyba tego najlepszym przykładem. Nie potrafiłem odnaleźć się w dużym składzie. Dlatego w tym roku pojechałem sam. Pierwszy miesiąc spędziłem tylko z miejscowymi. Później połączyliśmy siły z Elizą (Elisabeth Revol - przyp. red.). Jednak plan miałem generalnie taki, że sam będę wchodził drogą Messnera. Później pojawiły się wątpliwości, bo droga, zwłaszcza w pierwszym odcinku jest pełna szczelin. Dlatego bardzo fajnie, że spotkaliśmy się i dogadaliśmy z Elizą. Mamy bardzo fajną relację, chociaż pojawiły się wypowiedzi ze strony Daniele Nordi, że Eliza zostawiła mnie gdzieś cierpiącego. To było kompletną nieprawdą. Była sytuacja, że wpadłem w szczelinę. Eliza mocno się zaangażowała w ratowanie mi życia. Pobiegła po linę, wróciła, nie było syndromu braku współczucia. To było wręcz totalne partnerstwo i przyjaźń. Razem zeszliśmy do bazy. Ja schodziłem bardzo wolno, miałem ponaciągane więzadła, a ona cały czas szła wolniutko razem ze mną, cierpliwie. Bardzo to cenię i dlatego planujemy razem iść na K2 i wrócić razem na Nanga Parbat.

ROZMOWA PORTALU to cykliczne wywiady przeprowadzane przez dziennikarzy portalu PolskieRadio.pl z ciekawymi postaciami ze świata sportu. Zapraszamy na kolejną rozmowę już niedługo.

Rozmawiała Aneta Hołówek, PolskieRadio.pl