Robert Kubica: w Chinach mam pecha, mogło być podium
Robert Kubica zajmował trzecią pozycję w wyścigu Formuły 1 o Grand Prix Chin, ale zakończył rywalizację na torze w Szanghaju na piątym miejscu.
Przewagę kierowcy teamu Renault nad rywalami zniwelował wjazd samochodu
bezpieczeństwa na 22. okrążeniu.
Na starcie Kubica stracił ósmą
pozycję i spadł na 11., ale już po sekwencji pierwszych trzech wiraży
awansował o dwie lokaty. Gdy zaczął padać drobny deszcz, większość
kierowców zmieniła opony typu slick na przejściowe, przystosowane do
jazdy po wilgotnym torze.
Nie zdecydowali się na ten krok tylko,
oprócz Polaka, jego partner z Renault Rosjanin Witalij Pietrow, Niemiec
Nico Rosberg z Mercedes GP-Petronas oraz Brytyjczyk Jenson Buttton z
McLaren-Mercedes, późniejszy triumfator imprezy. Ryzykowna decyzja
okazała się strzałem w dziesiątkę, bowiem niewielkie opady deszczu
szybko spływały z toru i nie pozostawały kałuże.
"To był całkiem
udany wyścig dla mnie, chociaż nie udało mi się dobrze wystartować i od
razu straciłem kilka pozycji. Ale potem podjęliśmy trafną decyzję, aby
zostać na torze i nie zjeżdżać po opony na deszcz. Później wszystko szło
dobrze, dopóki - nie wiem czemu - na tor wyjechał samochód
bezpieczeństwa" - powiedział Kubica.
Polak, jadąc na trzeciej
pozycji, miał sporą przewagę nad rywalami, którzy wcześniej odwiedzili
aleję serwisową, by zmienić opony na "przejściówki". Jednak na 22.
okrążeniu Hiszpan Jaime Alguersuari z Toro Roso-Ferrari roztrzaskał
przedni spojler, a do usunięcia rozsypanych elementów konieczna okazała
się ponowna neutralizacja (pierwsza nastąpiła tuż po starcie).
"Miałem
dość dobry rytm jazdy, no może nie rewelacyjny, ale też dużą przewagę
nad szybszymi bolidami z tyłu, choćby nad Hamiltonem jakieś pół minuty. W
końcu jednak sędziowie zneutralizowali wyścig. Dziwne, bo nie widziałem
na torze szczególnych powodów, żeby musiał wjechać samochód
bezpieczeństwa, ale tak się stało i straciłem przez to miejsce na
podium" - powiedział Kubica.
"Później miałem problemy z
dohamowaniem, bo hamulce były zbyt zimne. Walczyłem z tym w drugiej
części wyścigu, a jeden czy dwa razy zarzuciło mnie, dlatego
postanowiłem bezpiecznie dowieźć punkty do mety. Byłem piąty, ale to nie
zmienia faktu, że generalnie w Chinach mam raczej pecha. Raz
prowadziłem i zepsuł się samochód, a teraz mogłem być na podium, ale nie
wyszło" - dodał.
Przed rokiem również w Szanghaju padał deszcz, a
Kubica zajął 13. miejsce, podobnie jak w pierwszym starcie w tej
imprezie przed czterema laty. W kolejnym sezonie nie dotarł do mety, a
najlepszy wynik w Szanghaju uzyskał w 2007 roku, gdy finiszował szósty.
Teraz
kierowców czeka trzytygodniowa przerwa, bowiem kolejny wyścig o Grand
Prix Hiszpanii odbędzie się 9 maja na torze Catalunya pod Barceloną.
"Do
Hiszpanii przywieziemy kolejne poprawki, ale nie będzie jakiejś
rewolucji. Po prostu kilka ulepszeń, które nam powinny dać kolejne cenne
ułamki sekund. Zresztą wszystkie zespoły zrobią to samo, a na przykład
Mercedes zapowiada cały pakiet zmian, właściwie przywiezie zupełnie nowy
bolid" - powiedział Kubica, który jeszcze nie wie kiedy uda mu się
wrócić z Szanghaju.
"Na pewno w obecnej sytuacji powrót do Europy
nie będzie łatwym zadaniem, bo nie wiadomo jak długo potrwa to całe
zamieszanie z lotami. Nie zastanawiałem się jeszcze jak to zorganizuję,
ale na pewno nie chciałbym tu zbyt długo zostawać" - dodał.
Nad
Europą wciąż nie latają samoloty, a - poza nielicznymi wyjątkami -
lotniska są zamknięte. Wszystko przez przemieszczającą się w kierunku
południowo-wschodnim chmurę pyłu wulkanicznego wyrzucanego w atmosferę
po erupcji do jakiej doszło na południu Islandii, w rejonie lodowca
Eyjafjallajokull.
Nie wiadomo jak długo taka sytuacja będzie
trwać, ale już pokrzyżowała plany teamom Formuły 1, z których większość
ma bazy właśnie w Europie. Nie mogą one samolotami przetransportować
całego sprzętu i pojazdów. Możliwe, że jeśli przestrzeń powietrzna
zostanie otwarta za kilka dni, to bolidy zostaną przewiezione od razu do
Barcelony, żeby GP Hiszpanii mogła się odbyć zgodnie z planem.
W
najkorzystniejszym położeniu znajduje się malezyjska ekipa
Lotus-Cosworth, która w niedzielę zamierza wrócić do domu, a swoim
kierowcom zaproponowała kilkudniowy pobyt w Kuala Lumpur. O pechu może
mówić Niemiec Michael Schumacher z Mercedes GP-Petronas. Siedmiokrotny
mistrz świata przyleciał do Szanghaju samolotem rejsowym, a na trzy
pierwsze wyścigi udawał się swoim prywatnym odrzutowcem.
Mniejszy
problem mają kierowcy zamierzający wykorzystać trzytygodniową przerwę
na krótki odpoczynek, jak choćby trzeci w GP Chin Nico Rosberg, który
planuje tygodniowy urlop w Tajlandii. Natomiast Australijczyk Mark
Webber z Red Bull-Renault bez problemów powinien dotrzeć do swojego
domu.
dp, PAP