Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Paweł Gawlik 02.09.2010

Jackiewicz: postawiłem na siebie 20 tysięcy

Rafał Jackiewicz uważa, że gdyby nie grzechy przeszłości, do których się przyznaje, i zawadiacki charakter, nigdy nie doszedłby do walki o mistrzostwo świata. W sobotę będzie boksował w Lublanie o pas IBF ze Słoweńcem Dejanem Zaveckiem.
Rafał JackiewiczRafał Jackiewiczfot. East News

Radosław Gielo: Jakie były pana marzenia, kiedy w pierwszej połowie lat 90. rozpoczynał pan przygodę ze sportami walki?

Rafał Jackiewicz: Trenowałem kickboxing i marzyłem o zdobyciu mistrzostwa świata. Imponowali mi Belg Jean Claude Van Damme i Marek Piotrowski, który mieszkał w Dębem Wielkim, kilka kilometrów od mojego rodzinnego Mińska Mazowieckiego. Niestety, nie było mi to dane. Co więcej, nigdy nie pojechałem na turniej tej rangi.

Dlaczego?

Dwa razu, tuż przed zawodami, byłem zawieszany albo przez mój klub TKKF Siedlce albo Polski Związek Kickboxingu. Jakiś "życzliwy" doniósł, że wywołuję awantury, kogoś tam pobiłem, i dlatego zostałem zawieszony. Druga dyskwalifikacja dotyczyła mojego zachowania podczas meczu towarzyskiego z Norwegią. Zdenerwowałem się na arbitra, który moim zdaniem źle sędziował, dlatego po niekorzystnym werdykcie popchnąłem go. W ten sposób nigdy nie startowałem w MŚ w kickboxingu, ale rekompensatą były dwa złote medale w zawodach Pucharu Świata.

W piłce nożnej (Jackiewicz grał w amatorskich drużynach - Sokole Kołbiel, Tęczy Piaseczno i Jutrzenka Cegłów) też był pan zawieszany.

Zawsze podkreślam, że nikogo nie zlałem za niewinność. Tak też było z futbolowym sędzią czy zawodnikiem którejś z przeciwnych drużyn.

Sportowcy raczej próbują ukrywać takie "ciekawostki" z przeszłości.

Mój charakter pomógł mi w niełatwym życiu, zrobiłem wiele złych lub kontrowersyjnych rzeczy, ale niczego się nie wstydzę i nie wypieram. I wiem, że gdybym tak nie postępowałbym, nigdy nie doszedłbym do pojedynku o mistrzostwo świata prestiżowej federacji. Umiejętności można zdobyć czy poprawić na treningu, ale charakteru się nie zdobędzie. Osiem lat temu ostrze noża przebiło lewą komorę mojego serca, lekarze ledwo mnie uratowali, lecz mało kto wierzył, że wrócę na ring. Tymczasem po paru miesiącach już trenowałem. Dlatego, że jestem taki twardy.

Teraz może pan zostać czwartym Polakiem w historii, po Dariuszu Michalczewskim, Tomaszu Adamku i Krzysztofie Włodarczyku, który wywalczył zawodowe mistrzostwo świata w pięściarstwie.

Naprawdę wielka sprawa. Ja, prosty chłopak z Mińska, stanę w sobotę przed szansę sięgnięcia po tytuł IBF. Zavecka już raz pokonałem, więc powtórzę sukces w słoweńskiej stolicy.

Jakie było pana dzieciństwo?

Mama zmarła na raka w 1997 roku. Miałem 20 lat i zostałem praktycznie sam na świecie. Ojca nie znałem, widziałem go może trzy razy w życiu. Ale sporo złego o nim słyszałem, że pił, wywoływał awantury, bił matkę. Jego też nie ma już na tym świecie. Mama, w przeciwieństwie do wielu innych polskich kobiet, nie chciała tak żyć, więc się z nim rozwiodła. Było ciężko, jednak starała się mnie i starszemu bratu, zapewnić jak najlepsze warunki.

Teraz sam jest pan głową rodziny, ma ukochaną osobę (ślub z Martą Mrówką odbędzie się 2 października), dwoje dzieci, mieszkanie, samochód...

Bardzo się zmieniłem, wszystko co robię, to z myślą o najbliższych. Chcę wygrywać w boksie i zapewnić im dobre życie i dobrą przeszłość. Przed laty było inaczej, wariowałem, ale nie sądziłem, że moje szaleństwa mogą mnie zabić.

Cóż takiego pan robił?

Różne żarciki, czasem po pijanemu i bez prawa jazdy. Jeździłem szybkimi drogami pod prąd, bez świateł, ścigałem się z kolegami. Byłem młody i głupi, nie zastanawiałem się na konsekwencjami swych zachowań.

Był pan podobno postrachem dyskotek?

Jakim tam postrachem, przecież mierzę tylko 170 cm wzrostu? Ale nie ukrywam, że razem ze mną jako ochroniarze pracowali chłopaki po 1,90 m i więcej. Było tak, że z którymś z nich zakładałem się, którego z nas zaczepi jakiś typek. Najczęściej ja wygrywałem... Nie byłem jakoś powszechnie znany, więc trafiali się chętni na sprawdzenie umiejętności walki na pięści. Z jednym ze znajomych z Kołbieli rywalizowaliśmy np. który szybciej załatwi gościa. Oj, było ciekawie. Nie pamiętam, ile razy lądowałem na policyjnym "dołku", ale nigdy w więzieniu się nie znalazłem.

Sport był dla pana wybawieniem. Stać pana na dość częste zmiany samochodów, telefonów.

Aut miałem ponad 50, choć niektóre tylko po parę dni. Spodobał mi się jakiś fajny wóz, więc stary sprzedawałem i kupowałem następny. Też sporo szaleństwa niekiedy w tym było. A telefony, a raczej ich numery, zmieniałem, bo czasem trzeba było zadzwonić do różnych osób...

Po powrocie ze Słowenii pewnie zapłaci pan spory rachunek?

Jeśli trzeba gdzieś zadzwonić, to dzwonię. Jeśli muszę napisać sms-a, to go piszę. Nie patrzę, że kosztuje tyle i tyle.

Jest pan prawdopodobnie jedynym bokserem, który współpracował ze wszystkimi liczącymi się w kraju promotorami.

Dziesięć lat temu Krzysztof Zbarski zaprosił mnie na sparingi do swojej grupy. Biłem się z będącymi na topie Ukraińcem Romanem Dżumanem czy Węgrem Mihaly Kotaiem. Wypadłem na tyle dobrze, że podpisałem kontrakt, a zawodowy debiut miałem w dniu 24. urodzin, tj. 17 lutego 2001 roku. Potem walczyłem u Marka Roleskiego, Andrzeja Gmitruka i od paru sezonów jestem u Andrzeja Wasilewskiego i Piotra Wernera. W KnockOut Promotions zrozumiałem wiele rzeczy, zacząłem solidnie trenować - z Fiodorem Łapinem i Pawłem Skrzeczem, zdobyłem mistrzostwo Europy, a teraz do kolekcji dołączę mistrzostwo świata.

Przed poprzednim pojedynkiem z Zaveckiem miał pan problemy z wagą.

Więcej tego błędu nie popełnię. W trakcie przygotowań zrzucałem aż 12 kg (limit kategorii półśredniej wynosi 66,7 kg - PAP), ale się udało. I zaraz po oficjalnym ważeniu, w ciągu raptem kilkunastu godzin, "złapałem" 5 kg. Między linami brakowało mi szybkości, dynamiki. Wygrałem wówczas ze Słoweńcem na punkty.

Czy podobnie jak podczas poprzednich walk na plecach będzie miał reklamę?

Tak, mińskiej firmy "Pilmas". Boksuję dla pieniędzy, więc ważny jest każdy grosz. U bukmacherów postawiłem 20 tysięcy złotych i liczę na dobrą przebitkę. Zbieram kasę na spłatę 90-metrowego mieszkania.

gaw