Film "Miłość" Michaela Hanekego otworzył 12. edycję Nowych Horyzontów i zgromadził najbardziej prestiżową publiczność wrocławskiego święta kina. - Co więcej, nie przypoominam sobie, by kiedykolwiek nasza publiczność zareagowała w ten sposób. Podczas napisów końcowych na sali panowała totalna cisza. Brawa pojawiły się dopiero, gdy zapaliły się światła. To film, który działa w sposób bardzo nieoczywisty - opowiada Paweł Felis. Krytyk filmowy w rozmowie z Ryszardem Jaźwińskim przyznaje, że "Miłość" to opowieść absolutnie wstrząsająca, ale także ...pocieszająca.
Dotyczy dwojga starszych ludzi, artystów, byłych pianistów. Nagle dowiadujemy się, że jedno z nich - Anna - zaczyna chorować i powoli odchodzić. - Cały film rozgrywa się w przestrzeni mieszkania. Patrzymy, jak najbliższa Annie osoba towarzyszy jej umieraniu w skupieniu, z niezwykłą empatią. Doświadczenie umierania jest tu czymś bardzo intymnym - zauważa gość audycji "Fajny Film".
Za wielki walor filmu krytyk uznaje fakt, że, choć jest on realistyczny, to niejako wyodrębnia sytuację umierania z rzeczywistości. - Wszystko rozgrywa się między nimi. Chyba to właśnie chce Haneke powiedzieć: w momencie ostatecznym, tak trudnym, możemy przezyć "doświadczenie wieczności tu i teraz" - twierdzi Paweł Felis.
Zapraszamy na Trójkowe relacje z festiwalu - szczegółowy rozkład jazdy TU<<.
Uwadze polecamy także nasz subiektywny przewodnik po Nowych Horyzontach.
(ed)