Samotna wyprawa przez Ural Polarny zajęła Dominikowi Szmajdzie miesiąc. Podróżował rowerem z 47-kilogramowym bagażem. Czasem swój jednoślad pchał, czasem niósł, a czasem na nim płynął przy pomocy... dętki do traktora. Wbrew swoim przypuszczeniom od czasu do czasu miał jednak kontakt z innymi ludźmi.
- Najdłużej na tej wyprawie byłem sam przez 3,5 doby. Dla polarników, którzy całymi miesiącami szli w kierunku bieguna to jest pestka, ale dla mnie to było doświadczenie szczególne. Chciałem coś takiego przeżyć i nie zawiodłem się. Było mi dobrze. Liczyłem, że będzie tam jeszcze mniej ludzi. Nie znaczy to, że żałuję, że ich spotkałem, bo było bardzo ciekawie - wspominał w audycji "Reszta świata" Dominik Szmajda.
Polski podróżnik przed wyprawą najbardziej obawiał się spotkania z niedźwiedziami. Zamiast tego musiał zmagać się z... upałem i plagą komarów. - Spodziewałem się, że mimo lata będzie tam zimno. Słyszałem, że rok wcześniej o tej porze roku było tam 10 stopni Celsjusza i byłem przygotowany na takie temperatury. Natomiast jak przyjechałem na miejsce było 30 stopni. Przykre było to, że nie mogłem się rozebrać do krótkiego rękawka, bo były gigantyczne ilości komarów - podkreślał.
Rozmawiał Tomasz Michniewicz.
Audycja "Reszta świata" na antenie Jedynki w każdy wtorek wakacji tuż po godz. 21.00
pg