– Jesteśmy właśnie w fazie udźwiękowiania filmu – opowiadał aktor i reżyser. – To bardzo przyjemny etap. Z twórcy spada stres związany z wyborem dubli i scen. Dźwięk może tylko poprawić ten film – dodał. "Obywatel", którego akcja obejmuje okres od lat 50. minionego wieku po czasy współczesne, to jak dotąd najtrudniejsze dzieło w dorobku Jerzego Stuhra. – Musiałem się zmierzyć z kostiumem, który jest niezbędny w opowieści o czasie przed latami 80. Ponadto film ma bardzo dużą obsadę. Zagrało u mnie 106 aktorów. Dotąd moje obrazy były kameralne – powiedział. Aktor przyznaje jednak, że dużą przewagę dało mu to, że występuje wspólnie ze swoim synem Maciejem Stuhrem, który wciela się rolę głównego bohatera w czasach młodości.
Fabuła "Obywatela" osadzona jest w kluczowych momentach najnowszej polskiej historii. To m.in. marzec 1968 r., rok 1976 i 1980, stan wojenny, wybory 1989 r., a także ostatnie 20 lat w skrócie. Co jednak istotne, wydarzenia przedstawione są w odwróconym porządku chronologicznym. – Człowieka zawsze korci eksperymentowanie z formą, zwłaszcza w filmie – mówił Jerzy Stuhr. – Mam już dość opowieści o schemacie "zaczęło się i kończy się". Jeśli już mamy taki wielki zakres czasowy, to widzowi trzeba to jeszcze pokomplikować, aby nie tylko żuł popcorn w kinie, ale by myślał razem z ekranem. Ta opowieść odbywa się więc ruchem konika szachowego wstecz. To podróż wstecz do brzucha matki – powiedział.
Prawdopodobny termin premiery filmu to listopad. Jest jednak duża szansa, że "Obywatela" zobaczymy już na początku września na festiwalu filmowym w Gdyni.
Z Jerzym Stuhrem w "Poranku Dwójki" rozmawiał Marcin Pesta.
mc/mm