Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Dwójka
Bartosz Chmielewski 03.04.2014

"Grand Budapest Hotel": dzieło wybitne czy wydmuszka?

- Moje rozczarowanie tym filmem jest rozczarowaniem człowieka, który uważa Andersona za geniusza - mówiła w Dwójce Urszula Śniegowska. - Dla mnie ten obraz jest jak "Czarodziejska Góra" - zachwycała się Ana Brzezińska.
kadr z filmu Grand Budapest Hotelkadr z filmu "Grand Budapest Hotel"materiały promocyjne

Nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie nowy film Wesa Andersona był punktem wyjścia do dyskusji w "Sezonie na Dwójkę".

Czy niezwykle kunsztowna i zrealizowana z rozmachem wizja Wesa Andersona zasługuje na miano arcydzieła? Zdaniem dyrektor American Film Festival Urszuli Śniegowskiej nie do końca.
- Dla mnie ten film jest jak jajko Fabergé, piękne na zewnątrz, ale puste w środku - oceniała. - Choć uwielbiam Wesa Andersona, to w tym filmie przerost formy nad treścią jest zbyt duży. Brakowało mi "mięsa".

Z opinią tą nie zgodziła się znawczyni kina Magdalena Lankosz, która "Grand Budapest Hotel" uznaje za film fantastyczny. - Przeczytałam amerykańską recenzję, w której autor napisał, że tak jak bohater filmu robi wszystko, żeby zadowolić swoich gości hotelowych, a równocześnie wiele zostawia dla siebie, tak też Wes Anderson jest reżyserem, który przytrzymuje nas w  kinie, daje przyjemność, ale nie robi tego tylko dla publiczności i w filmie realizuje własne cele - przytaczała.

Urszula
Urszula Śniegowska i Ana Brzezińska; fot. Grzegorz Śledź

Film "Grand Budapest Hotel" opowiada o niezwykłych przygodach hotelowego portiera w burzliwym dla Europy okresie międzywojennym. Zdaniem Urszuli Śniegowskiej nakreślone w filmie tło historyczne jest jedną z jego słabości. - Wes Anderson po amerykańsku prześlizguje po historii Europy i dla wielu robi to w obraźliwy sposób. Osoby dotknięte przez Holocaust, z którymi rozmawiałam, uważają, że jest to historia zbyt trudna, by opowiedzieć ją tak skrótowo.
Zdaniem reżyserki i dokumentalistki Any Brzezińskiej ten zarzut jest niesprawiedliwy. - To jest film dla osób, które tematy Holocaustu i wydarzeń zapowiadających wojnę mają już przerobione. To nie jest dzieło, które coś odkrywa. Wes Anderson tylko sygnalizuje procesy. My w naszym regionie możemy ten film odczytać w sposób szczególnie intensywny, bo to jest nasza historia. Mnie "Grand Budapest Hotel" kupił na samym końcu, kiedy reżyser odsłania to, co jest goryczą tego filmu...

Więcej na temat "Grand Budapest Hotel", ale też wcześniejszego dzieł Wesa Andersona - w nagraniu audycji.

Audycję poprowadził Marcin Pesta.

bch/mc