- Mam bardzo mało prób z aktorami. Umawiam się z nimi tylko na stany, w jakich znajduje się postać w danym momencie historii oraz obgaduję motywację. Jak się na to umówię, to później, jeżeli dobrze wybiorę, nie muszę z nimi gadać na planie - mówi reżyser "Róży" w Dwójce - W efekcie Marcin był Tadeuszem, a Agata była Różą. Oni nie grali.
Z Mazur pochodzi Róża (Agata Kulesza), wdowa po wcielonym do Wermachtu żołnierzu, która zarówno ze strony radzieckich żołnierzy, jak i Niemców doznaje niewyobrażalnych krzywd i poniewierki. Także polskie władze zaprowadzające na tych terenach sowiecki porządek szykanują ją, traktując jako Niemkę. Pomiędzy Różą a pomagającym jej przetrwać to piekło Tadeuszem (Marcin Dorociński), byłym żołnierzem AK, uczestnikiem Powstania Warszawskiego, powoli rodzi się głęboka miłość, bardzo sugestywnie ukazana przez aktorów (nagroda na Festiwalu w Gdyni dla Dorocińskiego).
"Róża" nie jest pierwszym filmem, który opowiada o zdarzeniach dotychczas omijanych przez polskie kino i literaturę. Oglądaliśmy ostatnio takie filmy jak "80 milionów" Waldemara Krzystka, "Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł" Antoniego Krauzego czy nieco wcześniej m.in. "Różyczkę" Jana Kidawy Błońskiego i "Enem" Feliksa Falka.
O "Róży" oraz o fenomenie filmów odkrywających białe plamy naszej historii mówili w "Sezonie na Dwójkę" znani krytycy: Tadeusz Sobolewski i Janusz Wróblewski.
W audycji znalazły się także wypowiedzi reżysera filmu Wojtka Smarzowskiego.
Audycję przygotowała Anna Fuksiewicz.