Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Trójka
migrator migrator 12.06.2008

Aleksandra Natalli-Świat

Znaczenie traktatu – to jest moja osobista opinia – dla przyszłości Europy jest lekko przesadzona.

Aleksandra Natalli-Świat, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości i wiceszefowi komisji finansów publicznych. Dzień dobry.

Dzień dobry.

„Dziennik” pisze dzisiaj, że nie będzie obniżki akcyzy na paliwa. Taką decyzję podjęli liderzy koalicji w poniedziałek na spotkaniu w kancelarii premiera. No i co? Nie będzie.

No, niestety Ministerstwo Finansów i rząd trwa w swoim uporze. Nie tylko w odniesieniu do akcyzy na paliwa, ale i wszelkich innych działań, które można byłoby podjąć, aby zmienić trochę sytuację w Polsce. Minister finansów twierdził wczoraj na posiedzeniu komisji, że wzrost cen paliw właściwie nie ma wpływu na poziom inflacji, że to nie jest istotna kwestia. Myli się tu radykalnie z większością ekspertów, Radą Polityki Pieniężnej, która w swoich raportach dotyczących inflacji i czynników na nią wpływających wymienia na pierwszym miejscu ceny żywności, paliw, nośników energii.

Łatwo mówić opozycji, że rząd powinien walczyć z drożyzną, ale SA chyba racjonalne argumenty po drugiej stronie. Na przykład taki, że rząd zdejmie po piętnaście groszy na litrze, dajmy na to, a na stacjach cena spadnie o dwa, trzy grosze. I zarobią potentaci, a nie zyskają kierowcy.

Przede wszystkim skąd rząd wie, że jeżeli zdejmie akcyzę…

Doświadczenie poprzedniej obniżki.

Ceny poprzednio spadły. Z pewnym opóźnieniem, co daje się uzasadnić, ponieważ na stacjach benzynowych wyprzedawane są zapasy kupione po wcześniejszej cenie. Natomiast, aby ta obniżka znalazła całkowite odbicie w cenie rząd też może wpłynąć. W wieloraki sposób. Na przykład poprzez działania Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta, który może analizować ceny, może sprawdzać, czy firmy nie stosują zmowy monopolistycznej czy praktyk, które doprowadzą do nieuzasadnionych zysków. Po drugie – może podjąć rozmowy z koncernami paliwowymi. Przedstawiciele większości koncernów deklarowali już dziś w mediach, że oni obniżą ceny, jeżeli tylko rząd obniży akcyzę. Działania takie właśnie jak rozmowy z koncernami podejmowane są nie tylko w Polsce. Mamy doniesienia prasowe o działaniach, jakie podjęła minister gospodarki Francji, w ten sposób właśnie usiłując skłonić koncern paliwowy – z sukcesem – do podzielenia się zyskami z obywatelami Francji, którzy
cierpią na tym, że następuje wzrost kosztów utrzymania w wyniku takich cen paliw czy nośników energii. Jest naprawdę szereg działań, które można podjąć. I twierdzenie, że coś może się nie zdarzyć, w związku z tym nie róbmy nic, jest takim symbolem działań tego rządu.

Pani poseł, rok temu też była taka górka.

Rok temu też była górka, ale…

To nie jest tak, żeby ta cena była jakoś dramatycznie wyższa. Ona rzeczywiście jest dolegliwa i męcząca w tym, sensie, że rośnie powolutku, ale nie ma jakiegoś skoku. Nie jest tak, że benzyna kosztuje siedem złotych.

Jest zdecydowany skok w stosunku do początku tego roku. Rzeczywiście w ubiegłym roku też były zmiany ceny paliwa: paliwo rosło i później spadało. Natomiast na spadek się nie zanosi, wbrew temu, co mówi Ministerstwo Finansów (nie wiem, jakich ekspertów ono słucha). Minister Kapica zapowiadał w Sejmie, że ceny ropy naftowej na rynkach światowych spadają i w związku z tym nie ma potrzeby podejmowania decyzji. Po dwóch dniach media doniosły o rekordowych cenach 139 dolarów za baryłkę.

Pani jest ekonomistką i wie, że to jest inny dolar niż nawet dwa lata temu.

Tak. Dlatego u nas te podwyżki powinny być w części niwelowane, nawet w dużym stopniu niwelowane przez aprecjację złotego czyli przez wzrost wartości złotówki. Tym bardziej potrzebne byłyby działania UOKiK-u, tym bardziej potrzebne byłby działania rządu zmierzające do rozmów z koncernami, czy rzeczywiście takie ceny w Polsce muszą być. Naszym zdaniem nie jest właściwą sytuacja, kiedy się mówi, że ponieważ nie wiadomo, czy coś będzie czy nie, to w związku z tym nie zróbmy. Podnoszony jest bardzo często argument budżetowy, że obniżka akcyzy zmniejszy wpływ do budżetu…

Obniżyliśmy składkę rentową, w przyszłym roku wchodzą dwie nowe stawki podatkowe. W sumie 27 miliardów złotych mniej w budżecie. Rozumiem trochę, że w sytuacji, kiedy nie wiadomo, jaki będzie wzrost gospodarczy, jakie dochody budżetu, może warto się wstrzymać jednak i być odpowiedzialnym za budżet.

Rzeczywiście obniżyliśmy obciążenia podatkowe, obniżyliśmy koszty pracy właśnie po to, żeby ze wzrostu gospodarczego mogli korzystać wszyscy obywatele, żeby mieli swój udział w tym, że w Polsce jest lepiej, żeby ludzie w Polsce zostawali, a nie wyjeżdżali, bo to poziom życia w Polsce decyduje o tym, czy ludzie będą chcieli tutaj mieszkać. Jeżeli chodzi o wielkości budżetowe, obniżenie kosztów pracy to jest lepsza rentowność polskich przedsiębiorstw i to się przekłada na wpływy budżetowe. To, że rośnie rentowność przedsiębiorstw, rosną przychody z PIT-u, z CIT-u, to jest między innymi efekt tych zmian. Nie każde obniżenie podatku jest tylko stratą dla budżetu. Może także stymulować przyszłe dochody. A jeżeli chodzi o samą akcyzę to na to pytanie niedawno odpowiedział w mediach były minister, były członek tego rządu, profesor Gomułka, który wyliczył, że ponieważ VAT jest także podatkiem, który płacimy przy zakupie paliwa jest podatkiem liczonym procentowo, więc wzrost ceny paliwa wynikający ze wzrostu ceny surowca i wzrost VAT-u z tego tytułu równoważy spadek akcyzy o piętnaście groszy. W ten sposób wpływy z budżetu, gdyby obniżyć akcyzę, zniwelowałyby się.

Profesor Gomułka jest teraz przez PiS chwalony.

Nie. Używamy argumentów osoby, która była członkiem tego rządu, więc powinna być dla tego rządu wiarygodna. Nasze zdanie jest dla niego niewiarygodne, więc chcemy ich przekonywać innymi głosami.

A wierzy pani, pani poseł, że w piątek minister Rostowski straci swoje stanowisko? Ten wniosek o wotum nieufności dla ministra Rostowskiego to chyba tak pokazówka? Koalicja ma większość.

Koalicja zawsze ma większość, ale to nie oznacza, że ma rację.

Nic się nie stało, żeby go odwoływać.

To tylko jeden z posłów Platformy twierdził, że dowodem na to, że mają rację jest to, że mogą coś przegłosować. Nie. To jest tylko większość, a nie racja. Składając to wotum, kierowaliśmy się nie chęcią zorganizowania jakiejś akcji czy kolejnej debaty w Sejmie, a zwróceniem uwagi na naprawdę ważny problem – brak działań Ministerstwa Finansów. I dotyczy to nie tylko akcyzy, ale dużo większej ilości elementów i dużo szerszego katalogu zaniechań. Doprowadzić może w efekcie – czego skutki już dzisiaj widzimy, a w przyszłości mogą być jeszcze gorsze – do pogorszenia sytuacji materialnej polskich rodzin, do przyhamowania czy powstrzymania tempa wzrostu gospodarczego, a to jest niesłychanie groźne dla naszej gospodarki, dla finansów publicznych, dla budżetu, o który tak się martwi pan minister Rostowski.

Pani poseł, a pani się ucieszy czy zmartwi, jeśli w Irlandii traktat lizboński nie przejdzie? Dzisiaj Irlandczycy głosują.

Znaczenie traktatu – to jest moja osobista opinia – dla przyszłości Europy jest lekko przesadzona.

To ciekawa opinia. Deprecjonująca te wszystkie bitwy, w których PiS tez uczestniczył.

Nie. Konieczne są działania, bo Unia Europejska tak samo jak wszystkie inne instytucje i cały świat się zmienia, rozszerza się, więc potrzebne są działania, które przystosowują tę strukturę do zmieniającej się rzeczywistości. I takim działaniem jest traktat europejski, który ma usprawnić jej działanie. Niesłychanie ważnymi były negocjacje prowadzone w poprzedniej kadencji, żeby Polsce zapewnić jak najlepszą pozycję w przyszłości. Ja nie deprecjonuję w żaden sposób tych działań, bo gdybyśmy tego nie zrobili, to nasza sytuacja w Unii mogłaby być gorsza. To było niesłychanie ważne. Sukces, który odnieśliśmy w tych negocjacjach jest naprawdę ogromny. Natomiast nie stanie się katastrofa, że w wyniku tego Unia się na przykład rozpadnie, coś się z dnia na dzień rozwali.

A ten wieloletni wysiłek europejskich elit pójdzie w powietrze. I co więcej, Unia maksymalnie rozszerzona do tych starych struktur skrojonych na najwyżej kilkanaście państw będzie niewydolna, niezdolna do konkurencji z Chinami, z Indiami, Rosją.

Rzeczywiście zostanie zmarnowany pewien wysiłek, ale nie stanie się katastrofa.

A jeśli Irlandczycy powiedzą „nie”, prezydent powinien podpisać traktat lizboński?

O ile pamiętam, pan prezydent opowiedział się za ratyfikacją traktatu, niezależnie od decyzji Irlandii. Myślę, że każdy kraj podejmuje suwerennie swoje decyzje, nie warunkowane decyzjami innych krajów. Chcę powiedzieć jedno: nie stanie się katastrofa, natomiast trzeba będzie podjąć na nowo pewne prace i działania. Myślę, że przed Unią Europejską stoi szereg innych zadań, niezależnych od traktatu: dyskusja na temat przyszłości budżetu unijnego, na temat tego, czy te uregulowania, które wprowadzane są w Unii sprzyjają rozwojowi gospodarki czy…

Są takie pomysły – na przykład podatki równe dla wszystkich, co polską gospodarkę by zabiło.

Są propozycje dotyczące zmiany finansowania budżetu w Unii i niektóre rozwiązania, które nie są dla nas korzystne. To są niesłychanie ważne zagadnienia i niezbędna jest ogromna aktywność polskiego rządu już na etapie analiz, na etapie dyskusji i wstępnych projektów. Czasem, kiedy taki projekt jest już gotowy, bardzo trudno jest wprowadzać w nim jakieś zmiany czy z nim polemizować.

Chciałbym jeszcze panią zapytać, pani poseł, o sprawę tej dziewczynki z Lublina, nastolatki zgwałconej – nie zgwałconej. Sprawa jest bardzo skomplikowana i trudna. Ale mam wrażenie, ze próbowano użyć tego przypadku, żeby rozpętać ideologiczną wojnę. Dziennikarze czasem posuwali się do rzeczy straszliwych – dzwonili do niej do szpitale, gdzie – jak sami pisali – leżała z krwotokiem. Czy pani zdaniem w sposobie opisywania tej historii nie przekroczono pewnych granic?

Myślę, że ma pan całkowitą rację. To jest kolejny przykład przekroczenia granic zwykłej przyzwoitości i działań dziennikarzy, które nigdy nie powinny się zdarzyć. Rozumiem dążenie do pozyskania newsa, do tego, by zwiększyć sprzedaż swojej gazety, ale jednak poszanowanie dla prywatności, dla czyjegoś nieszczęścia, dla tragedii, która się dzieje, dla osoby, której to dotyczy, jej rodziny, nie może być przez dziennikarzy pominięte lub wykorzystane w sposób tak brutalny jak miało to miejsce w tym przypadku. To jest ogromny znak zapytania dla całego środowiska dziennikarskiego.

Czy całego? Tu miałbym wątpliwości. Politycy tez nie są grupą, która za siebie bierze odpowiedzialność.

Ja mówię o stworzeniu pewnej presji. Takie głosy w mediach się zresztą już pojawiły – żeby takich działań nie podejmować, żeby jednak dążenie do zdobycia informacji nie było za wszelką cenę.

Ale są chyba w Polsce grupy polityczne zainteresowane taką wojną religijno-światopoglądową o aborcję, czy o krzyż w Sejmie. Pan Napieralski mówi teraz, żeby zdjąć. Czy to jest temat, którym naprawdę żyje kraj? Powinien żyć?

Pan Napieralski szuka wyrazistości za wszelką cenę i to w takim najgorszym stylu z minionych epok w postaci wojny z Kościołem, czy z wiarą, czy z religią. Jest absolutnie temat zbędny i szkodliwy. Są ważniejsze problemy.

O mecz panią nie pytam, bo przeczytałem dzisiaj w „Rzeczpospolitej” znanego analityka, który napisał, że śmieszą go sytuacje, kiedy wszyscy, nawet dziennikarze polityczni, którzy niespecjalnie piłką się pasjonują, przepytują polityków, którzy też się niespecjalnie pasjonują… więc darujemy sobie.

Ale wszyscy będziemy trzymać kciuki.

Pani się pasjonuje?

Jestem kibicem sportowym. Od dzieciństwa z tatą i z bratem zawsze kibicowaliśmy. Zdarzyło mi się kiedyś dawno temu uciec ze szkoły na mecz Śląska Wrocław.

Marcin Łukawski: Poprosimy o wynik, poprosimy o wynik, pani poseł!

A jednak! Nie da się!

Mam nadzieję, że wygramy. Austria jest chyba w naszym zasięgu i myślę, że nasza drużyna zmobilizuje się. A my wszyscy będziemy trzymać kciuki, żeby tak się stało.

Dzisiaj w „Fakcie” jest – bardzo mi się to spodobało – Piłkarze! Na okładkę „Faktu” trzeba zasłużyć!... wygrajcie, to wtedy będzie okładka. Wygrajcie! To wtedy zrobimy Salon o piłce!