Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Trójka
migrator migrator 17.03.2009

Jerzy Wenderlich

Tego zlecenia firma pana Misiaka wcale nie powinna brać; wszystkie inne –zgoda, ale tutaj nawet jeśli nie skrzeczy niezgodność z prawem, to z całą pewnością skrzeczy coś na linii norma moralna, norma etyczna.

Panie pośle, kiedy wejdzie w życie nowa ustawa medialna?

Bóg jeden raczy wiedzieć! Choć teraz już mogę powiedzieć, że szybciej niż później. I to jest prawda, choć to terminowo nic nie znaczy dlatego, że ten projekt został przez Platformę już złożony, to wszystko dzieje się już według takiego bardzo partnerskiego szablonu, nasze uwagi, uwagi SLD zostały uwzględnione. I teraz usiąść i pracować mądrze i roztropnie.

Czasem mówiło się o końcu roku. Czy to jest pewne, że w tym roku ta ustawa wejdzie w życie? Nie mówię o jej uchwaleniu, a o obowiązywaniu.

No skoro pan redaktor już tak ciśnie, żebym ten termin ustalił, to absolutnie musi być w tym roku dlatego, że skoro będą tam ważne zapisy dotyczące finansów, to finanse ustalane muszą być w tej ustawie budżetowej, która będzie robiona w tym roku i obowiązywanie tych zapisów rozpocząć się musi z początkiem przyszłego roku. Tak że ten rok to jest absolutnie rzecz konieczna.

W kwestii ustawy medialnej państwo już zgadzają się z Platformą Obywatelską w każdej sprawie? Nie ma już żadnego punktu spornego?

My się w większości zgadzamy z Platformą Obywatelską, ale i w drugą stronę – Platforma Obywatelska, na szczęście, zgadza się z nami. Co to znaczy konkretnie? W poprzedniej ustawie, takiej dość słabiutkiej, ale nie wytykajmy sobie już błędów, nie wytykajmy słabości tamtej ustawy PO, nie ma zupełnie sensu, żeby się wzajemnie drażnić, więc tu – a tam nie było – jest wpisana tak zwana licencja programowa, więc tyle pieniędzy, ile programów misyjnych dla mediów publicznych – tak to powiedzmy w uproszczeniu. Nie ma już zabierania kompetencji Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, bo skoro ona dziś ma być wybierana już prawie niepolitycznie, bo tej polityki zupełnie to się jednak nie wyeliminuje, to po co zabierać jej kompetencje? To należy kompetencji Krajowej Radzie dodawać i tak będzie, to też są nasze wnioski. Nie zgodziliśmy się również na proponowany przez Platformę sposób finansowania – ale nie, że to było jakieś przeciąganie liny. Po prostu udało nam się Platformę przekonać, że mamy pomysł, naszym zdaniem, bardziej sensowny, tu się Platforma zgodziła. My oczywiście, żeby to też brzmiało po dżentelmeńsku, uważamy, że ten projekt złożony przez Platformę jest projektem ciekawym, wspólnie bierzemy za niego odpowiedzialność i myślę, że wspólnie Sojusz Lewicy Demokratycznej z Platformą dobrze przysłuży się wkrótce mediom publicznym.

A jeśli chodzi o finansowanie mediów publicznych, według tego nowego projektu będą to pieniądze budżetowe i wielu podkreśla, że w tym jest olbrzymie ryzyko, ponieważ pieniądze, o których mogą decydować politycy to może być narzędzie do sterowania mediami.

Gdybym powiedział, że w tych zapisach, które uważamy za nie najgorsze nie ma żadnego ryzyka, to też nie mówiłbym prawdy.

Ale można było stworzyć zapisy, w których tego akurat ryzyka nie będzie.

Wie pan, piłka jest jeszcze w grze. Żeśmy się zgodzili, że dysponentem tych pieniędzy może być Krajowa Rada, ale to jest jakby półprodukt, czyli taki pomysł wstępnie obrobiony i będziemy myśleć, czy nie wyeliminować jeszcze takich niebezpieczeństw, o których pan redaktor wspomina. Myślę, że można jeszcze to docyzelować.

Zmieni się – jak pan poseł mówi – sposób finansowania mediów publicznych, 10% pieniędzy będzie mogło trafić do mediów komercyjnych. To są jedyne naprawdę istotne zmiany w porównaniu z ustawą, która obowiązuje jeszcze dziś.

No nie, licencja programowa, o której mówiliśmy wielokroć, wzmocnienie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, zmiana sposobu finansowania… tych zmian jest rzeczywiście trochę. Choć ja jestem osobą, która zawsze przestrzega przed takimi rewolucjami, które łamią wszystkie dotychczas obowiązujące kanony i przewracają wszystko do góry nogami. To nie jest potrzebne. Takie ewolucyjne spoglądanie i tylko poprawianie ustawy w tych miejscach, gdzie jest to konieczne, gdzie służyć będzie mediom, to jest właściwa droga. Zmiana dla zmiany jest czymś absurdalnym – dobrze, niech takie słowo tu padnie!

Pan poseł na pewno pamięta artykuł 50. ustawy…

Proszę mi przypomnieć. Bo nie pamiętam artykułami. Sam zapis pewnie będę pamiętać.

Poczta Polska przekaże Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji bazę danych osób, mających zarejestrowane odbiorniki wraz z informacjami o zaległościach, a Krajowa Rada przekaże te informacje do urzędów skarbowych, które ściągną należności. Teraz pan poseł pamięta?

Tak. Teraz pamiętam. Myślę, że ściągalność pieniędzy, o których pan mówi, ona była lepsza, gorsza, z całą pewnością nie będziemy kłopotać już tym radiosłuchaczy i telewidzów.

A ja pytam o ten artykuł 50. w związku z wypowiedzią Jerzego Szmajdzińskiego w sobotę na naszej antenie, który zaprzeczył, że takie ściąganie abonamentu w ogóle będzie miało miejsce. A pana posła chciałbym zapytać, jak to jest możliwe, że dziennikarze „Rzeczpospolitej” lepiej znają państwa projekt niż poseł SLD?

Mówi pan, o którym pośle?

Mówię o pośle Jerzym Szmajdzińskim, który na naszej antenie zaprzeczył, że istnieje artykuł 50., który będzie mógł umożliwić ściąganie zaległych opłat abonamentowych. Chodzi o osoby, które mają zarejestrowane swoje odbiorniki radiowe i telewizyjne, a przestały płacić abonament.

Gdy idzie o marszałka Jerzego Szmajdzińskiego, to jest osoba absolutnie kompetentna, w tej sprawie dobrze zorientowana. Tu może być jakieś małe qui pro quo, ale to wcale nie znaczy, że pan marszałek nie zna projektu czy zapisów…

Niezupełnie tak jest, ponieważ pan marszałek Szmajdziński dzisiaj w „Rzeczpospolitej” wyjaśnia, że rzeczywiście pomylił się, ze rzeczywiście wygląda to tak, jak napisali dziennikarze, a nie tak, jak on powiedział w sobotę.

No, dobrze. Ale to tylko potwierdza moja tezę, że on w sprawach zapisów tej ustawy jest świetnie zorientowany. Abonamentu nie będzie. Myślę, że jeśli państwo nie potrafi w wielu obszarach wziąć – to mówię z pewnym smutkiem – odpowiedzialności za rozwiązywanie spraw obywateli, to niech weźmie ten obowiązek – właśnie taki, ze telewidzowie, radiosłuchacze nie będą już obciążeni płaceniem abonamentu, niech to już spoczywa na brakach państwa.

Ale jednak dla tych, którzy będą musieli zapłacić te zaległe pieniądze, to będzie problem. Ale w innej sprawie – czy pana zdaniem posłowie powinni mieć zakaz prowadzenia działalności gospodarczej?

Wie pan, ja nie jestem jakimś Katonem, który będzie palcem wygrażał, absolutnie nie. Ja byłem w Wielkiej Brytanii, kiedy zaczynałem swoją pracę parlamentarzysty, w biurach poselskich wielu tamtejszych parlamentarzystów, byłe, u Aleksa Carlyle’a – to liberalny parlamentarzysta, był prawnikiem królewskim, był udziałowcem firmy Laura Ashley, miał jakieś udziały w formie meblarskiej… tylko, że to wszystko musi być precyzyjnie opisane. Rozumiem, do czego pan dąży, do pana senatora Tomasza Misiaka. Ale, na miłość boską, jeśli on pracuje przy tej specustawie, która ma pomóc stoczniowcom, którzy będą zwalniani w wyniku tego, że Platforma Obywatelska nie potrafiła stoczni obronić, a potem firma, której on jest współwłaścicielem, bierze w ręce jakiś bardzo lukratywny kontrakt, które daje dość duże pieniądze, to tak się dziać nie powinno. Ja to powiedziałem wczoraj jednym, bardzo prostym zdaniem: tego zlecenia firma pana Misiaka wcale nie powinna brać; wszystkie inne – zgoda, ale tutaj nawet jeśli nie skrzeczy niezgodność z prawem, to z całą pewnością skrzeczy coś na linii norma moralna, norma etyczna. Trzeba mieć wyczucie. Od senatora trzeba takiego wyczucia wymagać. Tomasz Misiak tego wyczucia nie miał.

Rzeczywiście zmierzałem do sprawy Tomasza Misiaka, choć nie wprost. Wczoraj Wojciech Olejniczak mówił w jednej z telewizji, że powinien być absolutny zakaz działalności gospodarczej. Czyli Wojciech Olejniczak bardziej jest Katonem niż pan poseł… Ale przechodząc już do Waldemara Pawlaka, Tomasza Misiaka i nie tylko… Dzisiaj w „Rzeczpospolitej” czytamy, że Urszula Krupa, europarlamentarzystka wybrana z listy LPR, a teraz zamierzająca startować z listy PiS, zatrudnia w swoim biurze osoby ze swojej rodziny. Jak to się dzieje, że politycy nie mają instynktu samozachowawczego? Bo takie sprawy łatwo znaleźć, one w dość banalny sposób często wychodzą? Dlaczego w momencie podejmowania takich decyzji poseł nie ma takiego ogranicznika, który spowodowałby, że jednak brata, siostry, czy kuzyna, nie zatrudnia się za publiczne pieniądze.

To jest inna sytuacja, w zasadzie tej samej metody, o której mówiliśmy przy senatorze PO panu Misiaku, który powinien mieć wyobraźnię, a jej nie miał. Panią Krupę akurat – gdzieś wyczytałem – bardzo popiera w tych wyborach i rekomenduje na te listy pisowskie Tadeusz Rydzyk. Żeby przemówić językiem obrazowym, powiem: Boże patrzysz i nie grzmisz! Jeśli pani Krupa też nie ma wyobraźni, ze jednak rodziny nie powinna zatrudniać w swoim biurze europarlamentarnym, to ja się temu bardzo dziwię. Mnie starczało takiej wyobraźni, nigdy tego nie czyniłem, nigdy tego czynić nie będę. Choć muszę powiedzieć, że w ten sposób grzesznych parlamentarzystów było sporo i okazuje się, że jeszcze trochę ich pozostało. Jest to niemoralne i jest to nieetyczne, tego być nie powinno.

Poznaliśmy pierwszy sondaż dotyczący wyborów europejskich, sondaż – możemy powiedzieć – europejsko-warszawski, bo dotyczy kandydatów, którzy w Warszawie będą starali się o miejsca w europarlamencie. Według tego sondażu Danuta Hubner, która wystartuje z list PO może liczyć na 53 % poparcia, Michał Kamiński z PiS na 25%, Wojciech Olejniczak z SLD – 10%. Minęło kilka lat, SLD powoli się odbudowuje chyba?

Odbudowuje się powoli, ale konsekwentnie. Wydaje mi się, że kandydatura Wojciecha Olejniczaka w Warszawie jest kandydaturą bardzo właściwą. Jest to człowiek, który poszedł do rządu, został ministrem rolnictwa i dziś w całej Unii Europejskiej stawia się go za wzór jako tego, który te problemy potrafił rozstrzygnąć. Sondaż sondażem, do wyborów jest jeszcze trochę czasu, myślę, że młodość, kompetencja, poparcie, jakie uzyskał ze strony całego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, w tym pana przewodniczącego Grzegorza Napieralskiego, będzie wystarczające, żeby ten sondaż był inny. Wierzę, że Wojciech Olejniczak ten mandat weźmie, będzie dobrze Polskę (i Sojusz Lewicy Demokratycznej przy okazji) reprezentował w europarlamencie.

Jeszcze chciałbym zapytać o aktualnego europosła Marka Siwca – pan poseł wiedział o tym, że Marek Siwiec ma solidarnościowe korzenie?

Wie pan, ja się czasem dziwię, że polityków SLD przez stereotypy. Mój ojciec był właścicielem jednego z największych zakładów ogrodniczych w Toruniu, a więc dawniej, w starej nomenklaturze, nazywany przez zazdrośników peerelowskich był badylarzem. To jest spoglądanie na polityków SLD i za moim przykładem czy przykładem pana posła Siwca jest niewłaściwe. Wydaje mi się, że Marek Siwiec jest dużym diamentem SLD, ale i polskiej polityki.

Jeszcze wyjaśnijmy – „Dziennik” napisał, że Marek Siwiec mówił o swoich solidarnościowych korzeniach w Gdańsku, potem tłumaczył, że był źle zrozumiany, choć w latach 80-tych przez rok był w Solidarności. To wyjaśnienie do tego pytania.

Tak, wiem, że był znakomitym studenckim dziennikarzem, posłem niestereotypowym, niekonwencjonalnym, znakomitym urzędnikiem Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i dziś jednym z czołowych eurodeputowanych i oby Polska miała takich więcej. i przypuszczam albo jestem pewien – jestem pewien, że nie zatrudnia nikogo z rodziny jak pani Krupa czy inni europarlamentarzyści w swoich biurach parlamentarnych.

Deklarował, a właściwe obiecywał Jerzy Wenderlich…

Nie obiecywał, tylko stwierdzał fakt.