Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Agnieszka Jaremczak 23.01.2014

Dymisja rządu tematem obrad nadzwyczajnej sesji parlamentu Ukrainy

- Wydarzenia ostatnich dni: zamieszki, rozlew krwi, podpalenia wymagają natychmiastowej reakcji - mówi prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz.
Galeria Posłuchaj
  • Nadzwyczajne posiedzenie Rady Najwyższej Ukrainy zajmie się wnioskiem opozycji w sprawie dymisji rządu. Relacja Piotra Pogorzelskiego (IAR)
  • Mieszkańcy Lwowa i Równego zajęli siedziby administracji obwodowych. Relacja Piotra Pogorzelskiego (IAR)
Czytaj także

Propozycję zwołania posiedzenia parlamentu zgłosił Janukowycz. - Wiecie, że masowym zamieszkom towarzyszyła przemoc, przelew krwi i podpalenia. Dziś sytuacja wymaga natychmiastowego uregulowania. Proszę pana o zwołanie deputowanych i omówienie tej sytuacji - powiedział prezydent.

Deputowani mają przyjechać do Kijowa na początku przyszłego tygodnia, by zająć się dwoma postulatami opozycji. Posiedzenie Rady Najwyższej zaplanowano na wtorek. Chodzi o wniosek w sprawie dymisji Rady Ministrów oraz odwołania antydemokratycznych ustaw, które ograniczają wolność słowa i wolność zrzeszania się.

- Jest bardzo dużo problemów, których nie należy rozwiązywać na Majdanie, lecz w sali posiedzeń. Większość parlamentarna i opozycja powinny się zebrać i rozpatrzyć wszystkie problemy: i dymisję rządu i pytania dotyczące przyjętych przez Radę Najwyższą ustaw - oświadczył przewodniczący parlamentu Wołodymyr Rybak.

Przewodniczący Rady Najwyższej zapowiedział, że jeszcze w czwartek wyda odpowiednie zarządzenie w sprawie nadzwyczajnego posiedzenia parlamentu.

Opozycja już raz próbowała przegłosować dymisję rządu Azarowa. Było to na początku grudnia, już po wybuchu protestów na Euromajdanie. Szef rządu Mykoła Azarow wykorzystał tamtą okazję, by powtórzyć argumenty, dlaczego zrezygnowano z podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Opozycja - zgodnie z przewidywaniami - przegrała głosowanie o odwołanie rządu. Zapowiedziała kontynuowanie protestów. Tak się też stało.

Protesty na Ukrainie - zobacz serwis specjalny >>>

Demonstracje trwają nieprzerwanie od 21 listopada. Protestujący domagają się zmiany rządu i przeprowadzenia przyspieszonych wyborów prezydenckich.

Postulaty te liderzy opozycji powtórzyli w rozmowie z prezydentem, która odbyła się w środę.

W środę wieczorem Witalij Kliczko mówił, że opozycja zrobi wszystko, by więcej nie dochodziło do rozlewu krwi (źródło: Espreso TV/x-news)

W czwartek na ulicach Kijowa jest stosunkowo spokojnie. To efekt porozumienia, jakie osiągnął lider opozycyjnego UDAR-u Witalij Kliczko z dowódcami Wojsk Wewnętrznych i Berkutu. Siły bezpieczeństwa zobowiązały się do odblokowania rządowej dzielnicy Kijowa. Demonstranci przestali zaś rzucać w funkcjonariuszy koktajlami Mołotowa i kamieniami. To swoiste "zawieszenie broni" ma potrwać do wieczora. Kliczko powiedział demonstrantom, że przed godziną 20.00 (19.00 naszego czasu) nie muszą obawiać się ataku. O tej porze przyjdzie do nich ponownie i zda relację z rozmów z władzami -  poinformował polityk.

Premier Azarow zabiera głos

Szef ukraińskiego rządu obserwuje wydarzenia w Kijowie ze Szwajcarii. Uczestniczy bowiem w obradach forum ekonomicznego w Davos. W ostrych słowa odniósł się do postulatów opozycji i tego, co dzieje się w stolicy jego kraju. Ocenił, że protesty na Ukrainie to "autentyczna próba dokonania puczu". Jego zdaniem rozpisanie przedterminowych wyborów prezydenckich jest nierealne.

W podobnym tonie Mykoła Azarow wypowiadał się we środę. Mówił, że nie tylko władza, ale także opozycja odpowiada za to, by na ulicach Kijowa nie dochodziło do rozlewu krwi. Pouczał też opozycję, by w swych żądaniach uwzględniła swą wagę polityczną i wpływ w społeczeństwie.

- Chciałoby się, by liderzy opozycji, zwłaszcza pan Kliczko, zrezygnowali z języka ultimatum. Wiemy, jaka jest realna socjologia, stopień poparcia dla wszystkich liderów opozycji. Z tego względu potrzebna jest większa skromność w stawianiu ultimatum - oznajmił premier w wypowiedzi dla BBC.

Śmierć na barykadzie

Sytuacja w Kijowie zaostrzyła się w niedzielę. Pokojowa dotąd manifestacja zamieniła się w zamieszki. Część demonstrantów mówiła, że ma dość "sterczenia" na Placu Niepodległości. Od liderów opozycji zażądała zamiast słów - konkretnych działań. Kliczko, który próbował studzić te emocje został zignorowany. A jeden z demonstrantów sypnął na niego proszkiem z gaśnicy przeciwpożarowej.

Tłum nie posłuchał Kliczko

Dwa dni później w wywiadzie dla niemieckiej gazety "Bild" lider opozycyjnego UDAR-u przyznał, że opozycja straciła kontrolę nad tym, co dzieje się na ulicach Kijowa. Zastrzegł, że odpowiedzialność za ten stan rzeczy spada na rząd. - Prezydent Janukowycz ignorował przez osiem tygodni pokojowe postulaty setek tysięcy ludzi domagających się przeprowadzenia przyspieszonych wyborów. To, że teraz ekstremiści walczą z milicją, jest następstwem jego ustaw z 16 stycznia, które ograniczają swobody obywatelskie - wyjaśnił lider partii Udar.

- Jeżeli Janukowycz nadal będzie stosować represje wobec demonstrantów, to nie zdziwię się, jeśli wkrótce będziemy mieli pierwszych zabitych - ocenił Kliczko.

Wideorelacja na żywo z ulicy Hruszewskiego >>>

Słowa te okazały się prorocze. W środę rano z Kijowa nadeszła wiadomość o pierwszych ofiarach śmiertelnych. Według lekarzy pracujących na Euromajdanie zginęło pięć osób. Cztery osoby miały na ciele rany postrzałowe, piąta osoba spadła z kolumny przy stadionie klubu piłkarskiego Dynamo Kijów. Niektóre portale internetowe podają, że człowiek ten zginął zrzucony z kolumnady przez berkutowca.

Premier: milicja nie strzela do tłumu!

(źródło: TVN24/x-news)

Azarow uważa, że zastrzeleni w Kijowie uczestnicy protestów antyrządowych mogli zostać zabici przez prowokatorów z organizacji ekstremistycznych, ludzie z rządzącej Partii Regionów mówią o wynajętym przez opozycję "snajperze z NATO". Premier twierdzi, że milicja nie ma broni palnej, a sekcje zwłok ofiar wskazały, iż strzelano do nich z dachów otaczających to miejsce budynków.
- Milicji na dachach nie ma. Jest to łatwe do sprawdzenia. I kto to był (kto strzelał)? Można przypuścić, że prowokatorzy, niewykluczone, że należący do tych organizacji ekstremistycznych - powiedział Azarow.
W podobnym tonie wypowiedział się w komunikacie opublikowanym na stronie internetowej Partii Regionów parlamentarzysta tego ugrupowania, Jewhen Bałycki. - Jeden z uczestników protestu mógł być zabity przez snajpera. Niewykluczone, że sprawa dotyczy profesjonalnego najemnika z jednego z państw NATO, który został przywieziony na zamówienie radykalnego skrzydła opozycji - oświadczył.

Ludzie biorą władzę w swoje ręce

Mieszkańcy Lwowa i Równego zajęli siedziby administracji obwodowych. Jest to instytucja państwowa, która podlega bezpośrednio prezydentowi.
We Lwowie początkowo demonstrowano przed budynkiem administracji. Później jednak manifestanci wdarli się do środka, ogłosili, że biorą władzę we własne ręce i zajmują budynek. Następnie zażądali spotkania z szefem tej instytucji Ołehem Sałą. Zmusili go do napisania podania o zwolnienie. Później jednak powiedział, że nie jest ono ważne ponieważ napisał je pod przymusem i "pozostaje wierny prezydentowi Ukrainy”. Lwowianie nie mogą zapomnieć urzędnikowi, że w 2004 roku w czasie brudnej kampanii wyborczej i pomarańczowej rewolucji kierował miejscową milicją.
Także w Równem, manifestanci wtargnęli do siedziby Administracji Obwodowej. Rozbili szybę w drzwiach i zmusili kierującego tą instytucją do napisania podania o zwolnienie.

Wieczorem dotarły informacje, że do podobnych wydarzeń doszło jeszcze w Tarnopolu i Czerkasie. W tej ostatniej miejscowości doszło do starć z milicją, która stawiała opór.

Protesty przeciwników władz odbyły się też w Iwano - Frankowsku oraz w Odessie i w Sumach.

IAR/PAP/asop

''