Tir wypełniony 11 tonami ciepłych ubrań, śpiworów, łóżek polowych i środków opatrunkowych, choć przekroczył granicę w Dorohusku, to nie przeszedł odprawy celnej w Kijowie.
Z niewyjaśnionych przyczyn rzeczy trafiły do magazynu fundacji do której polska organizacja zaadresowała transport. - Paczki z ciepłą odzieżą trzeba było wyładować - mówi Andrzej Gabrow zajmujący się samoobroną Majdanu. - To nie jest normalny magazyn celny - mówi. Ma wątpliwości, czy to co było wyładowane, później trafi do ludzi dla których zostało przeznaczone.
To nie koniec kłopotów. Transport pomocy humanitarnej, aby mógł trafić do marznących ludzi zgromadzonych na Majdanie musi być jeszcze zaakceptowany przez osiem ukraińskich ministerstw.
Ksiądz Stefan Batruch, który organizował pomoc twierdzi, że władze Ukrainy wydały wskazówki, żeby nie przyjmować żadnej pomocy humanitarnej.
11 ton darów to owoc ponad tygodniowej zbiórki przeprowadzonej w kilkunastu miastach w całej Polsce. - Nasz transport to widoczny znak, że Polacy solidaryzują się z Ukraińcami - mówi ksiądz Batruch.
Zbiórka pomocy w Poznaniu (źródło: TVN24/x-news)
O protestach na Ukrainie - czytaj więcej>>>
IAR/asop