Rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska powiedziała Informacyjnej Agencji Radiowej, że obecnie o tej sprawie wiemy zdecydowanie zbyt mało, żeby mówić o konsekwencjach wobec Protasiewicza. Jak zwróciła uwagę, znamy dwie wersje wydarzeń - jedną przedstawioną przez niemiecką gazetę, a drugą przez polityka PO. - Trzeba to sprawdzić - oceniła.
Protasiewicz zatrzymany w Niemczech. "Bild": nazi-skandal >>>
Kidawa-Błońska zaznaczyła, że dopiero gdy wyjaśnienia potwierdzą jedną albo drugą wersję, będzie można dyskutować o skutkach. Rzeczniczka rządu podkreśliła, że obecnie we wszystkich miejscach publicznych są kamery, a ich zapis pomoże rozwikłać sprawę.
Posłanka Platformy Obywatelskiej dodała, że o wyjaśnienia Jacka Protasiewicza poprosił premier. Mówiła, że muszą być szybkie i przedstawione nie tylko w Polsce, ale także w Parlamencie Europejskim, bo polityk PO pełni tam ważną funkcję.
Źródło: TVN24/x-news
Europoseł w czwartek rano zapewniał w rozmowie z IAR, że nie awanturował się na lotnisku. Wyjaśniał, że podczas przejścia przez kontrolę został poproszony o pokazanie dokumentu. Przekazał wtedy celnikowi paszport dyplomatyczny. Według Protasiewicza, to niemiecki urzędnik miał być nieuprzejmy. Miał krzyknąć "raus" i pchnąć eurodeputowanego.
Jacek Protasiewicz relacjonuje, że po tym wydarzeniu na lotnisko przyjechała policja. Po kolejnym wylegitymowaniu i ustaleniu, że polityk ma prowadzić obrady w europarlamencie został przeproszony i zwolniony.
IAR/aj