Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny >>>
Kalendarium zdarzeń na Ukrainie >>>
Przebieg wydarzeń nie jest do końca jasny. Wiadomo, że późnym wieczorem na placu Wolności, w samym centrum miasta, doszło do konfliktu między grupą prorosyjskich demonstrantów a grupą młodych ludzi. Po tym, gdy został on załagodzony, aktywiści doszli do wniosku, że napadli na nich prawicowi działacze i zaczęli szturmować ich biuro. Słychać było strzały i eksplozje. Dwóch zabitych to prawdopodobnie osoby z grupy prorosyjskich demonstrantów. Atak i negocjacje trwały siedem godzin.
Krym nie odwołuje referendum. O krok od wojny [relacja]
Gubernator obwodu charkowskiego Ihor Bałuta powiedział, że była to dobrze zaplanowana prowokacja. Według niego, rolę prowokatorów odgrywali nieznani ludzie, którzy zaatakowali prorosyjskich manifestantów. Przyjechali oni samochodem, który jest poszukiwany od czasu poprzedniej prowokacji w Charkowie kilka dni temu. Po konflikcie na placu Wolności zaparkowali oni auto koło biura prawicowych organizacji.
(FILM - w Doniecku polała się krew)
Źródło: TVN24/x-news
Wcześniej władze miasta ostrzegały przed możliwością prowokacji przed niedzielnym referendum mającym rozstrzygnąć o przyszłości Krymu.
Napięta sytuacja w Doniecku
W czwartek w Doniecku doszło do starć pomiędzy uczestnikami manifestacji za jednością Ukrainy i zwolenników Rosji. Zginęły co najmniej dwie osoby, a kilkanaście zostało rannych. Ukraiński minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow poinformował, że w nocy zatrzymano cztery osoby. Śledztwo trwa nadal i nie wyklucza się kolejnych zatrzymań.
Zamieszki w Doniecku mają konsekwencje międzynarodowe. Rosyjski MSZ wydał oświadczenie, w którym twierdzi, że rząd w Kijowie utracił kontrolę nad sytuacją w kraju. Moskwa zaś zastrzega sobie prawo do ochrony swoich rodaków.
IAR/PAP/aj