Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Michał Chodurski 05.06.2014

Polityczna burza po uwolnieniu amerykańskiego żołnierza

Euforia po uwolnieniu z rąk Talibów amerykańskiego jeńca wojennego, sierżanta Bowe'a Bergdahla, miesza się z oskarżeniami, że był dezerterem, a podczas jego poszukiwań życie straciło kilku żołnierzy USA.
Uwolniony 28-letni sierżant Bowe Berghdal, który został uprowadzony w AfganistanieUwolniony 28-letni sierżant Bowe Berghdal, który został uprowadzony w AfganistaniePAP/EPA/US ARMY / HANDOUT

28-letni Bergdahl był ostatnim amerykańskim jeńcem wojennym w Afganistanie, przetrzymywanym tam przez talibów od pięciu lat. Jego uwolnienie było kluczową sprawą dla prezydenta Baracka Obamy, który chce do końca roku wycofać w tego kraju amerykańskich żołnierzy, kończąc najdłuższą wojnę w historii USA.

Ale decyzja o wymianie Bergdahla na pięciu uznawanych za niebezpiecznych talibów, przetrzymywanych dotąd w wojskowym więzieniu Guantanamo na Kubie, wywołuje coraz większe kontrowersje. Republikanie zarzucili administracji prowadzenie negocjacji z terrorystami i oskarżyli Obamę o złamanie prawa, gdyż nie skonsultował decyzji o wymianie więźniów z Kongresem. Odpowiednia ustawa (National Defense Authorisation Act) wymaga bowiem notyfikacji przynajmniej 30 dni przez dokonaniem transferu więźniów z Guantanamo.

Największe kontrowersje dotyczą okoliczności, w jakich Bergdahl został schwytany przez talibów. Niektórzy dawni towarzysze broni oskarżyli go w ostatnich dniach, że był dezerterem, a nawet o to, że odpowiada za śmierć sześciu lub ośmiu żołnierzy USA, którzy brali udział poszukiwaniach, jakie przeprowadzono po jego zaginięciu. - On (Bergdahl) w końcu wrócił, ale oni nigdy nie będą mieć tej szansy - napisał w "Daily Beast" były członek batalionu Bergdahla, Nathan Bradley Bethea.
"New York Times", który przeanalizował raporty wojskowe dotyczące śmierci tych żołnierzy, ocenił w środę, że oskarżenia są "mętne". Przyznał, że w okresie najbardziej intensywnych poszukiwań, jakie wszczęto natychmiast po zaginięciu Bergdahla, zginęło dwóch żołnierzy, ale trudno go obwiniać za inne śmierci, które miały miejsce w kolejnych miesiącach.
Szef Pentagonu Chuck Hagel odpowiadając na pytanie dziennikarza, o to, czy podczas działań na rzecz uratowania Bergdahla zmarli jacyś wojskowi, powiedział, że nie zna takich okoliczności. Zaapelował o to, by nie wyciągać przedwcześnie wniosków dotyczących jego zachowania, gdyż to nieuczciwe w stosunku do rodzimy uwolnionego jeńca. Zapowiedział, że okoliczności uprowadzenia Bergdahla zostaną zbadane.

Sprawa została bardzo upolityczniona. Jak podał "Huffington Post", to stratedzy z Partii Republikańskiej "zaaranżowali" wywiady byłych kolegów z jednostki Bergdahla, którzy krytykowali go za dezercję.

Doradczyni Obamy ds. bezpieczeństwa narodowego Susan Rice jeszcze w niedzielę mówiła o Bergdahlu, że - z honorem i wyróżniając się - służył w amerykańskiej armii. Tymczasem we wtorek sekretarz wojsk lądowych USA ogłosił, że zostanie przeprowadzone śledztwo, które wyjaśni, czy doszło do dezercji. - Z dramatyczną prędkością Bergdahl z bohatera stał się dla Białego Domu znacznie bardziej skomplikowaną kwestią - ocenił.

Uważał że to "brudna wojna"

Już dwa lata temu w obszernym reportażu o amerykańskim jeńcu magazyn "Rolling Stone" pisał, że Bergdahl "odszedł" 30 czerwca 2009 r. z posterunku na służbie, pozostawiając broń i noktowizory. Autor tekstu nakreślił portret człowieka kompletnie rozczarowanego tym, jak Amerykanie prowadzą wojnę w Afganistanie. 27 czerwca, na trzy dni przed zaginięciem, Bergdahl w ostatnim mailu do rodziców napisał: "Przyszłość jest zbyt piękna, by tracić ją na kłamstwa, a życie zbyt krótkie, aby spędzić je pomagając głupcom w realizacji ich złych idei. Widziałem te idee i wstydzę się być Amerykaninem". Krytykował amerykańską arogancję w stosunku do lokalnej ludności i opisał traumatyczne wydarzenie związane ze śmiercią afgańskiego dziecka. Niczym w liście pożegnalnym przepraszał za działania USA w Afganistanie. "Horror jakim jest Ameryka jest obrzydliwy" - dodał.
W środę pojawiły się nowe kontrowersje w związku z ujawnionym przez talibów filmem z uwolnienia sierżanta, na którym widać jak o własnych siłach idzie do amerykańskiego śmigłowca. Nagranie wywołało u niektórych republikańskich polityków wątpliwości co do złego stanu zdrowia Bergdahla, o czym zapewniała administracja. Zwłaszcza, że we wtorek tłumaczyła ona, iż właśnie z powodu pogarszającego się stanu zdrowia sierżanta konieczne było szybkie działanie, co uniemożliwiło wcześniejsze ujawnienie informacji o wymianie jeńców. Potem przytoczono też inny argument, a mianowicie że prezydent jako głównodowodzący ma gwarantowane konstytucją USA uprawnienia do podjęcia decyzji o wymianie więźniów bez notyfikowania Kongresu.

W tym prawnym sporze większość ekspertów przyznaje rację administracji, wątpiąc, że sprawa znajdzie finał w sądzie. Niemniej Republikanie, którzy liczą, że krytyka polityki zagranicznej i obronnej Obamy może przynieść im korzyści w jesiennych wyborach do Kongresu, żądają kolejnych wyjaśnień i zapowiedzieli serię przesłuchań na Kapitolu.

mc

''