Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Izabela Woroniecka-Cieślak 04.10.2014

MOPR potrzebuje pieniędzy. Kto przyjdzie na ratunek mazurskim ratownikom?

Mazurskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe od lat boryka się problemami finansowymi. Wkrótce rozpoczną się negocjacje z firmami, od których ratownicy chcą pozyskać pieniądze na działalność. To, co dostają od wojewody, marszałka i samorządów nawet w połowie nie pokrywa kosztów ich pracy.
MOPR potrzebuje pieniędzy. Kto przyjdzie na ratunek mazurskim ratownikom?sxc.hu

Roczny budżet Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (MOPR) sięga od 1,8 do 1,9 miliona złotych. Zaledwie 46 proc. tej kwoty pochodzi z dotacji, jakie mazurscy ratownicy otrzymują od wojewody, marszałka i samorządów. Resztę ratownicy muszą zarobić sami lub – jak robią od lat – pozyskać od sponsorów.

Potrzeba pieniędzy, potrzeba sponsorów

– Umowy z partnerami biznesowymi zawieramy na określony czas i właśnie jedna z takich umów nam wygasła. Dlatego w nadchodzącym tygodniu chcemy zacząć negocjacje z tym partnerem, by dalej nas wspierał. Bez pieniędzy z zewnątrz nie damy rady funkcjonować. Mamy nadzieję, że uda nam się przekonać tę firmę do dalszej współpracy – powiedział rzecznik prasowy MOPR Jarosław Sroka.

Dotacje samorządów ratownicy mogą wydawać tylko na ściśle określone cele, a na prowadzeniu tak zwanych akcji technicznych, na przykład wyciąganiu jachtów, które utknęły na kamieniach, czy zabezpieczaniu regat ratownicy zarabiają rocznie około 100 tysięcy złotych. Ratownicy utrzymują, że dokładnie tyle potrzebują na paliwo. Dodają też, że kolejnych 250 tysięcy złotych potrzebują na pokrycie tak zwane koszty pochodnych od wynagrodzeń, bo dotacja od wojewody obejmuje tylko płace brutto.

Jak ratować domowe budżety?

– Nasza sytuacja jako służby ratowniczej jest zła. Od 3 lat kończymy rok ze stratą 250–300 tysięcy złotych. Ludzie od wielu lat nie otrzymują podwyżek, a w zimie regułą jest, że nie płacimy ratownikom pensji na czas, bo nie mamy z czego – przyznał Sroka. Dodał, że z tego powodu ratownicy MOPR w znacznej większości dorabiają jako ratownicy medyczni, nurkowie czy choćby kierowcy taksówek. Nikt im tego nie zabrania, ponieważ średnia pensja ratownika wynosi 1,8 tysiąca złotych na rękę.

Mazury potrzebują ratowników

Samorządowcy z Mazur nie wyobrażają sobie, by MOPR przestał działać. Władze Giżycka w ostatnim czasie przedłużyły ratownikom umowę na lokal w Ekomarinie nad Niegocinem. – Nie ma mowy, by MOPR-u nie było – uważa burmistrz Giżycka Jolanta Piotrowska.

Burmistrz Mikołajek Piotr Jakubowski dodał, że powinny zostać wypracowane rozwiązania systemowe, które zabezpieczałyby działalność ratowników, tak by nie była ona uzależniona od pozyskania sponsora. – To, że ratownicy dorabiają, nie dziwi, ale tak być nie powinno, bo ci ludzie powinni być wypoczęci i gotowi w każdej chwili do akcji – powiedział Jakubowski.

Samorząd Mikołajek daje rocznie mazurskim ratownikom około 20 tysięcy złotych. Pieniądze są przekazywane po konkursie na świadczenie usług ratowniczych. – Jakbym miał więcej, tobym im dawał, bo to są ratownicy o najwyższym stopniu wyszkolenia. Przez kilkanaście lat nie miałem do nich ani jednego zastrzeżenia – podkreślił Jakubowski.

Zdaniem burmistrza Mikołajek nie można też myśleć o ograniczeniu działalności MOPR-u tylko do sezonu letniego. – Po pierwsze ten się wydłuża, bo żeglarze w tym roku są na wodzie od kwietnia do teraz, a po drugie zimą zjeżdżają na Mazury tysiące wędkarzy, z których co rusz któryś wpada do wody. Ktoś tych ludzi musi ratować – powiedział Jakubowski.

MOPR przez cały rok utrzymuje całodobowo cztery bazy ratownicze: w Giżycku, Mikołajkach, Skłodowie i Piszu. Na etatach pracują tam w sumie 22 osoby. Szlak na jeziorach, którego pilnują ratownicy MOPR ma ponad 100 kilometrów długości.

PAP/iwo