Tuż po głosowaniu Jaceniuk złożył w imieniu swego gabinetu uroczystą przysięgę, a jego rząd, w którym znalazło się troje specjalistów z zagranicy, formalnie przystąpił do pracy.
Nie obyło się jednak bez zgrzytów. Rząd został przyjęty dopiero po drugim głosowaniu.W pierwszym, nową Radę Ministrów poparło zaledwie 229 deputowanych w parlamencie liczącym formalnie 450 posłów. Po tym przewodniczący Rady Najwyższej Wołodymyr Hrojsman oświadczył, że było to tylko "pierwsze czytanie" postanowienia o formowaniu składu rządu.
Problem powstał po tym, gdy nie mający doświadczenia w pracy w parlamencie Hrojsman ogłosił głosowanie nad rządem od razu po przemówieniu premiera Jaceniuka i bez przedstawienia członków jego gabinetu. Niektórzy deputowani zaczęli wykrzykiwać wówczas - "Hańba!". Domagali się, by kandydaci na ministrów odpowiedzieli jednak na pytania posłów, na co przewodniczący Rady w końcu dał zgodę.
- Po raz pierwszy w historii ukraińskiego parlamentu decyzja kadrowa była podejmowana w pierwszym czytaniu - z przekąsem skomentował tę sytuację były minister sprawiedliwości Roman Zwarycz na swoim Facebooku.
Wcześniej parlament głosował nad kandydaturami na szefów ministerstw, o których obsadzie decyduje prezydent. Ministrami spraw zagranicznych i obrony pozostali Pawło Klimkin i Stepan Połtorak; uzyskali oni odpowiednio 351 i 347 głosów.
W nowym rządzie Ukrainy zasiadać będzie troje ministrów, którzy do wtorku byli cudzoziemcami i otrzymali tego dnia na mocy dekretu prezydenta Petra Poroszenki ukraińskie obywatelstwo. Są to: obywatelka USA ukraińskiego pochodzenia Natalia Jaresko, która ma stanąć na czele ministerstwa finansów, Litwin Aivaras Abromaviczius, który ma objąć resort gospodarki, oraz Aleksandr Kwitaszwili, były minister zdrowia Gruzji, proponowany w rządzie Jaceniuka na stanowisko ministra zdrowia.
KRYZYS NA UKRAINIE: SERWIS SPECJALNY
PAP/iz