Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Katarzyna Karaś 15.12.2014

Atak w Sydney. Ekspert: to cena za sojusz z USA

Uzbrojony napastnik - brodaty mężczyzna w średnim wieku ubrany w tradycyjne arabskie nakrycie głowy - przetrzymuje klientów jednej z kawiarni w centrum Sydney. Na razie nie wiadomo, jakie są motywy jego działania.
Przed budynkiem, w którym znajduje się kawiarnia są policjanci i antyterroryściPrzed budynkiem, w którym znajduje się kawiarnia są policjanci i antyterroryściPAP/EPA/DAN HIMBRECHTS

Według Witolda Krzesińskiego, byłego polskiego dyplomaty w Australii, można się było spodziewać, że dojdzie do tego typu incydentu. Jak podkreślił, Australia to jeden z najwierniejszych sojuszników Stanów Zjednoczonych i zarazem "policjant" USA w tej części świata. Do tego - jak dodał - Australia przyłączyła się do krucjaty, jaką Amerykanie prowadzą przeciwko Państwu Islamskiemu (IS). - To wszystko sprawia, że jest na celowniku terrorystów - uważa były dyplomata.
Witold Krzesiński przypomniał, że w kraju uważanym za oazę spokoju już wcześniej miały miejsce wydarzenia o podłożu terrorystycznym. Dwa lata temu doszło do poważnych rozruchów przed konsulatem Stanów Zjednoczonych w Sydney po tym, jak w sieci ukazał się antyislamski filmik zrobiony przez Amerykanina. Około dziesięciu osób zostało rannych, a kilkanaście zatrzymano.
"USA pomogą jeśli będzie taka potrzeba"
Z kolei gość audycji "Salon polityczny Trójki" ambasador USA w Polsce Stephen Mull powiedział, że na razie nie wiadomo, czy to, co się dzieje w Sydney należy łączyć z zaangażowaniem się Australii w walkę z dżihadystami. - Nie wiadomo, czy to jest atak zorganizowanej grupy, czy atak samotnego wilka - wskazał.
Zaznaczył, że Australia jest ważnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. - USA są gotowe pomóc, jeśli będzie taka potrzeba - oznajmił. Dodał, że na takie zachowania państwa zachodnie muszą "stanowczo reagować".
Biały Dom poinformował, że amerykański prezydent Barack Obama odbył naradę ze swoim doradcą do spraw terroryzmu Lisą Monaaco. Służby prasowe podały, że amerykański przywódca śledzi wydarzenia w Sydney.
Atak na kawiarnię w Sydney
Dramat zaczął się o ok. godz. 9 rano czasu lokalnego. Zakładnicy zostali ustawieni pod oknami Lindt Chocolat Cafe z podniesionymi rękami. Dwie zakładniczki trzymają przy szybie czarną flagę z napisem po arabsku: "Nie ma Boga nad Allaha". Napastnik to brodaty mężczyzna w średnim wieku, ubrany w tradycyjne arabskie nakrycie głowy. Ma też czarny plecak.
W kawiarni - jak podają media - znajduje się około 13 do 30 gości i kilku pracowników. Jak przekazała policja, z lokalu udało się wydostać trzem mężczyznom (jeden z nich został przewieziony do szpitala, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo) i dwóm kobietom (prawdopodobnie to pracownice kawiarni - miały na sobie fartuchy z firmowym logo). Nie jest jasne czy zakładnicy uciekli sami, czy też zostali wypuszczeni przez sprawcę.
Andrzej Lubieniecki z Polskiego Radia Sydney opowiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że budynek został otoczony przez policję i jednostki antyterrorystyczne. Najbliższe ulice zostały wyłączone z ruchu. Ewakuowano znajdujące się w pobliżu kawiarni banki i urzędy, a także konsulat USA. Media doniosły też o akcji w operze w Sydney. Policja ujawniła jedynie, że budynek ewakuowano z powodu "incydentu". Prawdopodobnie chodzi o niezidentyfikowany pakunek.
Premier Australii, w związku z sytuacją, zwołał posiedzenia komitetu bezpieczeństwa narodowego. - To jest bardzo niepokojące. Mogę jednak zapewnić wszystkich Australijczyków, że funkcjonariusze policji i sił bezpieczeństwa są dobrze wyszkoleni i wyposażeni, by podjąć odpowiednie działania - powiedział Tony Abbott.
x-news.pl, CNN
IAR, PAP, Trójka, kk