Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Katarzyna Karaś 02.01.2016

Dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych: w 2016 roku będzie dwa razy więcej ćwiczeń niż w 2015

- Zmniejszenie zaangażowania w misje za granicą pozwoliło w 2015 roku położyć silniejszy akcent na szkolenie, a nowy rok będzie jeszcze intensywniejszy – zapowiedział gen. broni Mirosław Różański.

- Domeną Dowództwa Generalnego jest szkolenie, przygotowanie wojsk, zarówno tych w szyku, jak i rezerwy - przypomniał gen. Mirosław Różański, który w lipcu 2015 roku został dowódcą generalnym rodzajów sił zbrojnych.

Generał podkreślił, że do niedawna główny wysiłek był skupiony na misjach zagranicznych, szczególnie afgańskiej, która - jako bojowa - zakończyła się z końcem 2014 roku.

- W roku 2015 skupiliśmy się na tym, co jest związane z art. 5 traktatu waszyngtońskiego oraz obroną terytorium kraju. Przygotowywaliśmy się do wykonywania zadań nie tylko w układzie narodowym, ale również sojuszniczym - wskazał.

Ćwiczenia po raz pierwszy w takiej skali

Zwrócił uwagę, że w ubiegłym roku w Polsce szkoliło się ponad 16 tys. sojuszniczych żołnierzy, przeprowadzono w kraju 27 międzynarodowych ćwiczeń, za granicą odbyło się ponad 40 przedsięwzięć szkoleniowych z udziałem polskich żołnierzy.

Chodziło o sprawdzenie zdolności do wykonywania zadań nie tylko wspólnie z sojusznikami, ale i partnerami NATO oraz krajami aspirującymi do członkostwa.

- Stąd ćwiczenia, w których niejednokrotnie brały udział trzy-cztery rodzaje sił zbrojnych. Wcześniej też tak bywało, ale nie w takiej skali - zaznaczył Różański.

- Początek może był trochę szorstki, ale teraz koledzy potwierdzali, że formuła otwartości doprowadziła, że ćwiczenia są bardziej efektywne. Dowódcy już na szczeblach taktycznych planują wspólne przedsięwzięcia i je koordynują - dodał.

Zauważył, że "wspólne przedsięwzięcie szkoleniowe nie musi się odbywać za zgodą Warszawy", a decyzje mogą zapadać od szczebla dowódcy brygady.

Ocenił, że intensywniejsze szkolenia, także międzynarodowe, spotykają się ze zrozumieniem i poparciem, również wśród sojuszników.

- Sytuacja, która doprowadziła do tego, że inaczej patrzymy na środowisko bezpieczeństwa w Europie, dała nam legitymację i przyzwolenie społeczeństwa na tak intensywne szkolenie - oznajmił.

Dwa razy więcej ćwiczeń niż w 2015 roku

Dowództwo planuje na rok 2016 blisko dwukrotnie więcej ćwiczeń niż w roku ubiegłym.

Wśród nich największe z dotychczasowych ćwiczeń Anakonda, przewidziane jako działanie w warunkach konfliktu hybrydowego. Odbędzie się ono przed lipcowym szczytem NATO, a scenariusz zakłada wykorzystanie także pozamilitarnych elementów systemu obronnego.

Wezmą w nim udział rezerwiści, którzy od minionego roku również szkolą się intensywniej niż do tej pory.

- Różne były przyczyny, dlaczego tych szkoleń i ćwiczeń w przeszłości było mniej, ale rok 2015 to - w moim przekonaniu - przełom - ponad 10 tys. rezerwistów odbyło przeszkolenie, nie tylko jednodniowe, polegające na sprawdzeniu, czy rezerwista ma dopasowane umundurowanie - wytłumaczył gen. Mirosław Różański.

Powołano batalion obrony terytorialnej

- Po raz pierwszy powołaliśmy zwarty batalion obrony terytorialnej, który wziął udział w ćwiczeniu z wojskami operacyjnymi Dragon 15 - przypomniał. - Rezerwiści uczyli się m.in. przygotowywać lądowiska do desantowania, w sposób praktyczny uczyli się naprowadzać śmigłowce do lądowania - wskazał.

Podkreślił, że dzięki poważnym zadaniom wykonywanym razem z wojskami operacyjnymi, dzięki kontaktowi ze sprzętem, który wcześniej mogli znać tylko ze zdjęć, rezerwiści ćwiczyli z prawdziwym zaangażowaniem.

- Na rok 2016 postawiłem wytyczne, aby w każdym ćwiczeniu przygotowywanym przez dowódców brygad i dywizji planować udział obrony terytorialnej. Szczerze mówiąc, dowódcy podchodzą do tego z rezerwą, ale nie ma innego wyjścia, trzeba ich przekonać, czasem wymusić - powiedział.

- Nie będziemy trzymać rezerwistów w koszarach, nie chodzi o wizytacje w magazynach, przymierzenie munduru i pobranie broni. Pakujemy ich na samochody, transportery i na poligon. Tam sobie przyszykują obozowisko - zaznaczył.

Według Różańskiego nie można dawać rezerwistom zbyt prostych zadań, które ich zniechęcą, ale nie jest też łatwo przygotować specjalistę do obsługi sprzętu, którego opanowanie wymaga nie dni i miesięcy, lecz lat.

Zdaniem generała należy to robić w ramach ćwiczeń 30-dniowych, bo dwudniowe nie są efektywne. Warunkiem jest, by rezerwista w dużym wyprzedzeniem wiedział, że zostanie na takie ćwiczenie powołany.

- Powinniśmy stworzyć taki model szkolenia i pełnienia służby, by żołnierze wiedzieli, że odejdą stąd do rezerwy. Jako dowódca chciałbym mieć jak największe siły zbrojne, ale trzeba tu pogodzić różne względy - oznajmił.

"Czy wszyscy powinniśmy nosić karabiny?"

W roku 2015 czteromiesięczne szkolenie przygotowawcze odbyło ponad 9 tys. osób, na 2016 planuje się szkolenie 12 tysięcy. Wiele z nich - jak wskazał generał - chciałoby zostać żołnierzami zawodowymi.

- Pytanie, jak stworzyć warunki, by ci ludzi weszli do armii na krótko lub na stałą służbę. Budżet nie jest z gumy. Gdybyśmy doprowadzili do sytuacji, że nie ma odpływu szeregowców z wojska, to w pewnym momencie system się zakorkuje - wyjaśnił.

- W wielu armiach służba na stanowisku szeregowego jest określona różnie - na sześć, osiem, 12 lat. U nas wprowadzenie służby zawodowej odbyło się nietypowo - z dnia na dzień - dodał.

- Ci, którzy rozpoczynali wówczas służbę, widzieli siebie jako żołnierzy zawodowych, którzy służą do emerytury. Dzisiaj ci "dwunastolatkowie" czasami czują się oszukani - służyli za granicą, czują się sprawdzeni, potrzebni - orzekł.

- Proponuję spojrzeć szerzej - skąd mamy brać rezerwistów? Właśnie spośród tych, którzy odbywali służbę - wytłumaczył generał, dodając, że typowa fluktuacja dla stutysięcznej armii (tylu jest w Polsce żołnierzy zawodowych) - to 3-4 tysiące.

Według Różańskiego oprócz usprawnienia systemu szkolenia trzeba też jasno powiedzieć, że inne są zadania żołnierzy wojsk operacyjnych, rezerwistów i entuzjastów z organizacji paramilitarnych.

Pierwsi powinni - po służbie przygotowawczej - odbywać ćwiczenia rotacyjne i trafiać do jednostek. W przypadku rezerwistów "mało prawdopodobne, że ktoś zostanie powołany, ubrany w mundur i na drugi dzień pójdzie w bój". Harcerze i członkowie organizacji proobronnych powinni wiedzieć, jaką pomoc będą mogli świadczyć w sytuacji kryzysowej.

Jak stwierdził generał, trzeba sobie zadać pytanie: "czy wszyscy powinniśmy nosić karabiny, czy wszyscy musimy być użyci w strefie działań bezpośrednich?".

Otworzyć się na tych, którzy odeszli z wojska

Należy też - ocenił generał - otworzyć bramy koszar przed tymi, którzy odeszli z wojska, a chcieliby znów służyć w potrzebnych armii specjalnościach. 

- Często spotykam dowódców, którzy mówią, że w okolicach jednostek wojskowych mają rezerwistów - oficerów, podoficerów, którzy chcieliby wrócić do wojska. Większość z nich odeszła na własną prośbę, w obawie przed zmianami przepisów emerytalnych lub mieszkaniowych - zauważył.

- Wśród nich wielu specjalistów dziedzin technicznych czy logistyki. Może należałoby ich przygarnąć jak "biblijnego syna marnotrawnego" - zaproponował.

PAP, kk

tagi: wojsko