Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Katarzyna Karaś 01.02.2016

Program "Rodzina 500+" na poniedziałkowym posiedzeniu rządu

W ubiegły czwartek projekt ustawy o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci, wprowadzającej program "Rodzina 500+", zaakceptował Komitet Stały Rady Ministrów.

Program "Rodzina 500+" przewiduje wprowadzenie świadczenia wychowawczego w wysokości 500 zł miesięcznie na drugie i kolejne dziecko.

W przypadku rodzin, których dochód nie przekracza 800 zł na osobę w rodzinie (lub 1,2 tys. zł w przypadku rodzin z dzieckiem niepełnosprawnym) - również na pierwsze dziecko.

Świadczenie ma wypłacać urząd miasta, gminy, ośrodek pomocy społecznej lub centra do realizacji świadczeń socjalnych. Uprawnionych do niego ma być 2,7 mln polskich rodzin. Wniosek o to świadczenie będzie trzeba składać co roku w miejscu zamieszkania.

Resort rodziny chce, by było ono wypłacane od kwietnia.


x-news.pl, TVN24

MF: nie możemy pozytywnie zaopiniować projektu

Czytaj więcej:
dziecko rodzina FREE_1200_660.jpg
Komitet Stały Rady Ministrów przyjął projekt ustawy wprowadzającej program Rodzina 500+

W czwartek rano na stronie rządowego Centrum Legislacji opublikowano uwagi resortu finansów, w których napisano, że Ministerstwo Finansów nie może pozytywnie zaopiniować projektu ustawy, a głównym powodem jest "znaczący wzrost wydatków budżetu państwa".

W ocenie skutków regulacji (OSR) projektu planowane wydatki wynoszą 17,272 mld zł, tymczasem w budżecie na 2016 rok zaplanowano środki w wysokości 17,055 mld zł.

Na późniejszej konferencji prasowej minister finansów Paweł Szałamacha, odnosząc się do opinii swojego resortu, powiedział, że "naturalną koleją rzeczy jest, że jeżeli jest głęboka regulacja społeczna, ministerstwa składają uwagi". - Ja takie uwagi składałem od samego początku, dbając o optymalny kształt rozwiązania - dodał.

- Podczas Komitetu Stałego następuje dyskusja, część uwag została przyjęta, część oddalona (...) m.in. uwagi dotyczące prowizji, wymiany danych osobowych i szczegółowych innych kwestii technicznych, które tam poruszaliśmy - wyjaśnił minister.

Szef Komitetu Stałego: niewielki błąd w wyliczeniu

Również szef Komitetu Stałego Henryk Kowalczyk podczas konferencji uspokajał, że jest to "niewielki błąd w wyliczeniu", który - jak podkreślił - nie ma wpływu na przyszłą ustawę.

- Jest to kwota ułamkowa w stosunku do całego programu. Tak naprawdę my też nie do końca wiemy, ile osób się pojawi. To są osoby w różnych miejscach, z różnymi dochodami. Część tych bogatszych mówiła, że nie złoży wniosku - oznajmił.

Część rodziców może zrezygnować z pracy?

Ministerstwo Finansów w swojej opinii wskazało ponadto, że zwiększenie świadczeń może mieć "negatywny wpływ na podaż pracy", czyli część rodziców może zrezygnować z pracy w związku ze zwiększeniem "transferów pieniężnych do rodzin".

Jak stwierdziła podczas czwartkowej konferencji prasowej minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska, uwagi o możliwości dezaktywizacji zawodowej - odnoszącej się głównie do kobiet - pojawiły się nie tylko w uwagach resortu finansów.

- Jeżeli zdezaktywizuje się matka trojga czy czworga dzieci na dwa czy trzy lata, to stanie się to z korzyścią dla niej i jej rodziny - zaznaczyła. Dodała, że spotyka się także z zupełnie inną argumentacją - że program może być czynnikiem aktywizującym.

- Matki z rodzin wielodzietnych mówią, że korzystając ze wsparcia, będą mogły zorganizować opiekę nad dziećmi, by pójść do pracy - wytłumaczyła.

Program jest niesłusznie demonizowany

Zdaniem Rafała Bakalarczyka z Instytutu Polityki Społecznej UW ryzyko, że program "Rodzina 500+" będzie zniechęcał rodziców do pracy, w skali kraju może dotyczyć pewnego marginesu rodzin. - Wiele z nich chciałoby pracować, ale napotyka liczne bariery - podkreślił.

Jak zauważył, dodatkowe środki wykorzystane na zakup lokalnych towarów i usług mogą stymulować większą podaż, większe zatrudnienie i per saldo przyczynić się do zmniejszenia bezrobocia.

Problemem są natomiast tzw. koszty alternatywne programu. Bakalarczyk ocenił, że inwestowanie ogromnych sum w "Rodzinę 500+" wywołuje pytanie, czy w budżecie wystarczy środków na rozbudowę wciąż zaniedbanej infrastruktury usług opiekuńczych, a to od nich w dużej mierze zależy uczestnictwo w rynku pracy ze strony rodziców.

Ekspert skomentował, że dodatek na dziecko jest niesłusznie demonizowany, a jest to rozwiązanie bardzo często stosowane w Europie Zachodniej. Jednak, jak powiedział, potrzebujemy kompleksowego modelu wspierania rodziny.

Lepiej inwestować w żłobki

Z kolei zdaniem eksperta od spraw społecznych, redaktora portalu Rynekpracy.org Łukasza Komudy, szkoda pieniędzy na program "Rodzina 500+" dla zamożnych.

By zwiększyć dzietność - jego zdaniem - lepiej inwestować w żłobki, "z którymi w Polsce jest tragicznie", czy program mieszkaniowy, "z którego mogliby w końcu skorzystać mniej zarabiający, a nie deweloperzy i ewentualnie klasa średnia".

- Polacy potrzebują poczucia bezpieczeństwa, by podejmować śmielej decyzje o posiadaniu dzieci (...). Połowa pracujących Polaków zarabia ok. 3,1 tys. zł brutto, czyli niewiele ponad 2,2 tys zł 'na rękę' - albo mniej. To mało, nawet jeśli oboje rodziców pracuje, co przecież nierzadko jest koniecznością - wskazał.

- Dostęp do tanich żłobków czy przedszkoli nie jest zadowalający, generalnie całe otoczenie instytucjonalne rodziny nie jest zadowalające. Jak w tej sytuacji spokojnie myśleć o przyszłości i wychowywaniu dzieci? - zapytał.

Wyraził wątpliwość, czy program "Rodzina 500+" poprawi w istotny sposób sytuację demograficzną w Polsce.

- Dziś nie sposób tego ocenić, będzie można to zrobić dopiero po kilkunastu latach. Doświadczenia krajów, które już dawno temu wprowadziły podobne rozwiązania nie są zbyt zachęcające z punktu widzenia demografii. Proste finansowe wsparcie rodziców kosztuje bardzo wiele, a przynosi mikre rezultaty - zaznaczył.

- Znacznie skuteczniejsze jest dbanie o to, by rodzice mieli stabilne i przyzwoicie płatne zatrudnienie, by matki miały łatwiejszy powrót do pracy po urodzeniu dziecka, by mogły pogodzić pracę z opieką nad dzieckiem, a więc by były żłobki i przedszkola, by i matki, i ojcowie mieli poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego - argumentował Komuda.

PAP, IAR, kk