Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Petar Petrovic 28.01.2017

"Polska nie jest stawką porozumienia Trumpa z Putinem"

- Pomni tego, jak potraktowali nas nasi sojusznicy podczas II wojny światowej, my jakąkolwiek próbę porozumienia się Zachodu z Rosją ponad naszymi głowami traktujemy jako wstęp do zdrady i być może podziału naszego kraju – przekonuje politolog dr Michał Kuź.

Co oznacza dla Polski próba poprawy relacji USA z Rosją, którą zapowiada nowy amerykański prezydent Donald Trump?

Możemy się spodziewać, że podobnie jak wielu jego poprzedników, Donald Trump będzie próbował się porozumieć z Rosją. Ale chciałby zaznaczyć, że, co prawda, może to skomplikować naszą politykę wschodnią, natomiast Polska nie jest stawką porozumienia. Nie jest nią też nasza suwerenność ani przynależność do czyjejś strefy wpływów. Wpadamy w pewną panikę i zdenerwowanie, dlatego że cierpimy na problem, który bardzo dobrze zidentyfikował w swojej książce George Friedman mówiąc, że Polacy mają kłopot „okaleczonej pamięci”. Pomni tego, jak potraktowali nas nasi sojusznicy podczas II wojny światowej, my jakąkolwiek próbę porozumienia się Zachodu z Rosją ponad naszymi głowami traktujemy jako wstęp do zdrady i być może podziału naszego kraju.

A co jest w takim razie stawką?

Stawką jest status Krymu, sankcje gospodarcze, współpraca z Rosją na rozmaitych forach międzynarodowych, większe liczenie się ze zdaniem Moskwy na forum ONZ. Jeżeli chodzi o kwestię skomplikowania naszej polityki wschodniej, to, że my nie do końca możemy np. we wszystkim pomóc Ukrainie, to to nie jest wina Trumpa, ale czasów, w których żyjemy, kryzysów, w których znalazły się Unia Europejska i NATO. Już bardziej za to odpowiedzialny jest np. turecki prezydent Erdogan, który pełną parą prze do tego, żeby zamienić Turcję w reżim autorytarny. Nie jest w naszym interesie żeby Rosja jakąś straszliwą krzywdę wyrządziła Ukrainie, ale też nie jest, by doszło do starcia militarnego na linii Rosji – NATO, gdyż bylibyśmy wtedy krajem frontowym. Jak o tym pisał niedawno Witold Jurasz - doktryna Sojuszu Północnoatlantyckiego zakłada milcząco, że faktyczna obrona nastąpiłaby na linii Wisły – to nie jest dobra wiadomość dla Polski.

dr Michał Kuź Jeśli Bruksela podejmuje jakieś decyzje, to przy pogwałceniu swoich własnych procedur

Jakie szanse otwiera przed nami era rządów Trumpa?

UE w tej chwili jest w stanie politycznego rozkładu. Silne państwa takie jak Niemcy, jeszcze do niedawana Francja, ale zobaczymy, jak to będzie po wyborach prezydenckich i w dużym stopniu również Włochy, które również czekają wybory w 2018 roku – podtrzymują pewną fasadę UE, ale tak naprawdę, jej instytucje same z siebie nic nie robią. Robią to byty państwowe, które ubierają się w szatki wspólnoty i mówią „to nie my, to UE”. Jeśli Bruksela podejmuje jakieś decyzje, to przy pogwałceniu swoich własnych procedur. Jeśli chodzi o NATO, to w przypadku, kiedy Turcja obiera kurs konfrontacyjny wobec USA – mamy przecież wymierzoną w nie w Syrii koalicję Ankary, Moskwy i Teheranu – to mówi to coś o największej, po Stanach Zjednoczonych, armii lądowej NATO. Sytuacja ta to też nie jest dzieło Trumpa. Jak słusznie zauważył profesor Marek Cichocki – żyliśmy w pewnej fikcji, sądząc że międzynarodowe instytucje świetnie działają, że niedługo państwa narodowe nie będą potrzebne, że zastąpi je jakieś globalne superpaństwo, które za Heglem w 1989 roku wymyślił sobie Francis Fukuyama. Tak nie będzie. Co więcej wiara w to jest niebezpieczna, gdyż powoduje ona, że nie zauważamy takich zagrożeń dla ładu światowego, jak to, które się pojawiło w Syrii.

dr Michał Kuź Pamiętajmy, że Stany Zjednoczone także potrzebują sojuszników w regionie

Jak więc będzie wyglądać zmiana?

W tej chwili mamy pewien moment, kiedy mówi się sprawdzam, kiedy polityka zagraniczna w większym stopniu kształtowana będzie przez paradygmat realistyczny, kiedy decyzje będą w większym stopniu podejmowane bilateralnie. Decyzje gospodarcze z kolei nie będą opierały się o ogromne, wielusetstronicowe umowy handlowe. Trump chce bowiem mieć pewną elastyczność, chce się dogadywać indywidualnie, w konkretnych kwestiach. Zawsze zresztą w ten sposób prowadził interesy i jest znany z tego, że lubi dopatrywać w swoich przedsięwzięciach nawet najdrobniejsze szczegóły. Taka konstrukcja ładu międzynarodowego oznacza, że wracamy do modelu koncertu mocarstw. To się oczywiście nam źle kojarzy, nie bez przyczyny, ale musimy pamiętać, że my już nie jesteśmy w popychadłem. Mamy szóstą armię w Europie, wydajemy dosyć dużo na zbrojenia, szybko rozwijamy się pod względem ekonomicznym. Nasze ratingi na razie pozostają niewzruszone, podczas gdy np. co będzie we Włoszech to czas pokaże, a w Grecji mamy do czynienia z „pudrowaniem trupa”. To wszystko się składa na sytuację, w której Polska może pewne okazje i układy wykorzystać na swoją korzyść. O ile wizja jagiellońskiej polityki wschodniej może się skomplikować, to pamiętajmy, że są i inne wizje. Bardzo dobrze nam wychodzi współpraca w ramach Grupy Wyszehradzkiej, do tego stopnia dobrze, że pojawiają się analizy, które wskazują, że Niemcy są już tak osamotnione, że muszą mieć jakiegoś partnera i coraz przychylniej patrzą na Polskę. To zaś powoduje, że i tamtejsze media zaczynają już inaczej o naszym kraju pisać. Równocześnie mamy sytuację, że USA gorzej się dogadują z Niemcami. Niemieccy politycy zbyt nerwowo zareagowali na wybór Trumpa, a ich media wręcz agresywnie zareagowały na wywiady, których on im udzielił. Pamiętajmy, że Stany Zjednoczone także potrzebują sojuszników w regionie. W tym świecie, w którym państwa będą się ze sobą bardziej porozumiewać, a mniej z ponadnarodowymi organizacjami, Polska nie jest bez szans. Nie jesteśmy mocarstwem, ale możemy być w niektórych sojuszach języczkiem u wagi.

Czy Polska może blisko współpracować i z Amerykanami i z Chińczykami – czy to, zważywszy na prawdopodobne pogorszenie relacji między tymi państwami – jest niemożliwe i musimy dokonać pomiędzy nimi wyboru?

Trochę sobie ostatnio popsuliśmy współpracę z Chinami – nawiązuję do decyzji, by MON nie pomagał Chinom w inwestycji w Łodzi, która miałaby być nitką Jedwabnego Szlaku. Prawdopodobnie w tym przypadku zadziała amerykańska dyplomacja – ale i ten kierunek nie jest jeszcze zamknięty. Pamiętajmy, że Trump chce zbliżenia z Rosja żeby wywierać większy wpływ na Chiny. Gdyby doszło do jakiegoś starcia, czy blokady Morza Południowochińskiego przez marynarkę wojenną USA, to Chiny zaczęłyby się dusić, ich towary nie mogłyby opuścić kraju, a gospodarka z kolei nie otrzymywałaby surowców. Przypominam, że większość ich handlu przechodzi przez Morze Południowochińskie. W takiej sytuacji Rosja jest kluczowa. Więc jeśli Trump się z nią porozumie, to będzie miał Chiny w garści. Zwróćmy przy tym uwagę, że ewentualnościowe scenariusze na wojnę z Chinami zostały opracowane w czasach rządów prezydenta Obamy. Trump nie jest też pierwszym prezydentem, który próbuje resetu z Rosja, poprzednia administracja też tego próbowała i się nie udało. Proszę zauważyć, że chociaż dużo się mówi o zbliżeniu z Kremlem, to wciąż są tylko słowa. Na razie mamy sytuację taką: są sankcje nałożone na Rosję, największe od czasów II wojny światowej zgrupowanie wojsk amerykańskich w Polsce i nadal zamrożony konflikt na Ukrainie. Jeżeli chodzi o współpracę Rosji z Chinami to pamiętajmy, że te kraje urządzają wspólne manewry wojskowe, handlują ze sobą. Moskwa po bardzo przystępnej cenie, głównie dzięki sankcjom Zachodu, zgodziła się sprzedawać Państwu Środka swój gaz. I nawet jeśli do jakiegoś zbliżenia Waszyngtonu z Kremlem dojdzie, to należy wątpić, by Rosja tak bardzo zaufała USA, jak ufa Chinom. Nie wyobrażam sobie w jakiejś przewidywalnej przyszłości np. wspólnych manewrów wojskowych. Dlatego nie histeryzujmy, zachowajmy zimną krew. Nasza suwerenność nie jest w tej chwili kartą przetargową, a mamy różne potencjalne kierunki działań.

Rozmawiał Petar Petrović, portal PolskieRadio.pl