Mamed Khalidov w sobotę przegrał jednogłośną decyzją sędziów i trzeba przyznać, że nie było tu żadnych kontrowersji. Askham, który przebojem wdarł się do KSW, znów pokazał się ze świetnej strony, zaskakując swojego rywala nietypową strategią, w której było dużo walki w parterze.
Po raz pierwszy zawalczył w okrągłej klatce dla polskiej organizacji w marcu roku 2018 i zmierzył się wówczas z Michałem Materlą, którego rozgromił dosłownie w nieco ponad minutę. Później pokonał Marcina Wójcika, wyłączając go z gry kopnięciem na wątrobę, a w trzeciej walce dla KSW ponownie pokonał Materlę.
- Nie odchodzę! Przeżywam drugą młodość, jeszcze wam pokażę! - zapewniał od razu po walce.
Khalidov zapowiedział więc jasno, że nie wróci na sportową emeryturę, na którą przeszedł pod koniec ubiegłego roku, po porażce z Tomaszem Narkunem. Wtedy mówił też dużo o depresji i wypaleniu, teraz jednak wydaje się, że zdołał wyjść na prostą i znów czuje się w pełni sił do walki.
Co zadecydowało o porażce z Askhamem?
- Myślałem, że on będzie się bił w stójce, a on szedł do parteru. Zabrakło mi siły. To była dla mnie walka na przetarcie po powrocie, kolejne doświadczenie, a uczę się całe życie. Nie będę filozofował i się tłumaczył, był dzisiaj lepszy i oszukał mnie, jego gra była lepsza niż moja. Teraz czeka mnie przerwa i przemyślenia, trzeba wprowadzić coś nowego. Przegrałem trzy walki z rzędu, nie jestem osobą, która by miał teraz coś do wyboru, poczekam, co mi zaproponują - przyznał Khalidov.
Jedna z najbardziej rozpoznawalnym postaci MMA w Polsce rozpoczęła swoją przygodę z KSW w 2007 roku, by dwa lata później zdobyć pas mistrzowski organizacji w kategorii półciężkiej. Z każdym kolejnym pojedynkiem Khalidov zbierał coraz więcej fanów, stając się jednocześnie prawdziwym okrętem flagowym organizacji.
W marcu 2018 roku po raz pierwszy od wielu lat poczuł smak porażki. W starciu z Tomaszem Narkunem był bezdyskusyjnym faworytem, wydawało się, że wszystko przebiega po jego myśli. Tak było aż do trzeciej rundy, kiedy to młodszy rywal, dotychczas skupiony na defensywie i momentami walczący o przetrwanie, ale wciąż niezwykle groźny, dostrzegł swoją szansę. Najpierw zaatakował, a po założeniu Khalidovowi trójkąta zmusił go do odklepania. To była sensacja i jednocześnie sygnał, że być może 37-letni wówczas zawodnik czuje już wszystkie stoczone przez lata pojedynki.
Przed rewanżem deklarował, że jest przygotowany i zdeterminowany, by zemścić się za porażkę. Wszystko to, co zaprezentował w klatce, okazało się jednak niewystarczające na Narkuna. Decyzja o tym, że już czas skończyć karierę, nie była nagła, ale prawdopodobnie była uzależniona od tego, jaki będzie rezultat tej walki.
Teraz Mamed wrócił i deklarował, że ponownie czuje ogień w sercu i chęć do walki. To jednak nie wystarczyło na bardzo wymagającego Scotta Askhama.
ps