Jakub Przygoński i Timo Gottschalk nie mieli szczęścia w premierowej azjatyckiej odsłonie Dakaru. Już na pierwszym odcinku rajdu załoga musiała się zmagać z awarią skrzyni biegów. Długa przerwa i oczekiwania na ciężarówkę serwisową pozbawiły czwartego kierowcę ubiegłorocznego Dakaru na jakąkolwiek walkę o tytuł. Z kolei podczas szóstego dnia rajdu polsko-niemiecki duet miał problemy ze wspomaganiem kierownicy. W pozostałej części zmagań w Arabii Saudyjskiej zespół Orlen Team dwukrotnie uplasował się na drugim stopniu podium i osiem razy zajmował miejsce w czołowej dziesiątce. Pozwoliło to na 19 pozycję w końcowej klasyfikacji generalnej rajdu.
"Ford v Ferrari". Konflikt, wielki wyścig i... świetny film
- Nie znam dokładnej statystyki, ale na Dakarze jest zawsze około 50 procent uczestników, którzy odpadają z rajdu. Stając na starcie i analizując czołówkę, z którą będę rywalizował, spodziewam się, że część z nich nie ukończy zmagań albo będzie miała problemy. Chciałem być w tej połowie, która dojedzie i będzie miała dobry wynik. Niestety tym razem byliśmy w tej drugiej części, która odpadła z walki o tytuł. Taka jest po prostu specyfika tych zawodów - podkreślił Przygoński.