Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio 24
Filip Ciszewski 13.05.2020

Piękny pan z telewizora

Ni z tego, ni z owego Szymon Hołownia zaczął w sondażach prezydenckich pojawiać się na drugiej pozycji. Niedawna gwiazda TVN prezentuje się tak, że każdy może odnieść wrażenie, iż w jego programie znajdzie coś dla siebie. No, może poza tymi, którzy rozsądnie zauważają, że nie da się zadowolić wszystkich - pisze w felietonie Magdalena Złotnicka.

Kiedy ogłosił start w wyborach prezydenckich, większość komentatorów uważała to co najwyżej za ciekawostkę albo – w najlepszym wypadku – na skazaną na niepowodzenie próbę wykreowania nowego lidera opozycji. Mało kto brał Hołownię serio. Tymczasem właśnie pojawił się kolejny sondaż, z którego wynika, że jeśli w ogóle któryś z konkurentów Andrzeja Dudy ma szanse na drugą turę, to jest to właśnie były prowadzący „Mam talent”: 19,2 proc. badanych przez IBRIS (sondaż dla Rp.pl) chce oddać swój głos właśnie na niego. Pierwszy jest obecny prezydent z czterdziestopięcioprocentowym poparciem.

Malgorzata Kidawa-Blonska pap 1200.jpg
Karnkowski: gdyby PO zastąpiło Kidawę-Błońską kimś mocniejszym, straciłby na tym Hołownia

Oczywiście wyniki w sondażach zaowocowały tym, że nad Hołownią głębiej pochylili się dziennikarze. "Eksperci, z którymi rozmawiamy, są zgodni: siła Hołowni tkwi mocno w jego niezależności politycznej, jest poza mainstreamem, co za każdym razem podkreśla" – pisze np. Magda Wrzos na portalu Onet.pl. Z kolei Michał Kolanko na łamach "Rzeczpospolitej" informuje o pojawiających się pogłoskach, że Koalicja Obywatelska w dłuższej perspektywie może postawić na Hołownię. To dość prawdopodobne, nie tylko ze względu na oczywistą słabość Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, ale także dlatego, że wywoływanie Donalda Tuska z Brukseli się opozycji nie udaje, i to raczej ze względu na opór materii, nie brak starań.

Można postawić kilka prostych tez: że sukces Hołowni to efekt miałkości pozostałych opozycyjnych kandydatów. Że deklarowana przez niego obywatelskość zamiast przynależności partyjnej zjednała mu sympatię wyborców zmęczonych partyjną polityką. Każde z tych założeń, choć nieco banalne, jest w dużej części prawdziwe.

Ale można zastanowić się też nad tezą bardziej skomplikowaną: na ile Hołownia jest wykreowany (albo autowykreowany) na kandydata zbiorowego kompromisu. Wcale nie chodzi mi jednak o to, że miałby pogodzić elektoraty różnych partii; byłoby to trudne, zwłaszcza po bezpardonowych atakach na Andrzeja Dudę. Nawiasem mówiąc, właśnie prezydenta jako cel niewybrednych ataków wyjątkowo upodobał sobie Hołownia. Przypomnijmy chociażby wpis na Twitterze z 6 kwietnia, kiedy to odnosił się do daty wyborów prezydenckich i stwierdził, że jeżeli odbędą się w maju, to nie będą to "żadne wybory", a "wybrany w nich Andrzej Duda nie będzie prezydentem RP, a zwykłym tchórzem, który bał się stanąć do uczciwej konfrontacji, a do Pałacu doszedł po trupach". Wiem, kampanie wyborcze w Polsce obfitowały w różne bardziej i mniej niesmaczne wypowiedzi, ale mimo to jakoś do nich nie przywykłam. I chyba nie tylko ja.

pap hołownia 1200.jpg
"Reprezentuje nurt proniemiecki". Prof. Mieczysław Ryba ocenia kandydaturę Szymona Hołowni

Co miałam zatem na myśli, pisząc o zbiorowym kompromisie? W programie wyborczym Hołowni można wyczytać, że "to prezydent musi pokazywać, że jedność to wcale nie jest jednolitość, a pojednana różnorodność". Nie wiem, jak miałoby to wyglądać w teorii, przyznam szczerze, że zrażona napuszonością języka, owych wywodów po prostu nie doczytałam. Wiem za to, jak – na razie – wygląda to w praktyce. Hołownia to kandydat, którego dałoby się zdefiniować frazą "dla każdego coś miłego". A więc: niedawni manifestanci z wieców KOD i Obywateli RP dostają kandydata, który roni łezkę nad ustawą zasadniczą, a przecież tyle razy w słocie i w deszczu skandowali: "KONSTYTUCJA!". Wegetarianom i weganom zapadł w pamięć, gdy opowiadał, że na Sądzie Ostatecznym sądzić go będą zwierzęta, które spotkał w życiu, znajdą w nim swojego idola. Produkowane wręcz masowo w różnych książkach rozważania o Bogu zaspokoją inteligenckich katolików. Zarazem uspokoi wojujących ateistów deklaracja, że "nie jest rolą prezydenta, żeby uczestniczyć choćby w Eucharystii na początek sprawowania urzędu, czy przemawiać z wałów Jasnej Góry na pielgrzymkach" (wypowiedź w programie "Onet rano"). I tak dalej, i tak dalej. Dodajmy do tego uśmiechy w stronę ekologów, a także w stronę elektoratu PiS ("Mój stosunek do rządowego programu Rodzina 500+ jest co do zasady pozytywny, ponieważ transfery te stanowią gest państwa w stronę uznania wychowawczych i opiekuńczych wysiłków rodziców" – znów fragment programu wyborczego) i uzyskujemy kandydata jakoś tam do strawienia dla każdego. No, może z wyjątkiem tych, którzy znają powiedzenie, że jeszcze się taki nie narodził, co by każdemu dogodził.

Warto też zwrócić uwagę, że w scenariuszu, w którym Hołownia zostałby prezydentem, musiałby jednak oprzeć się na jakiejś sile – czyli w polskich realiach partii – politycznej. Inaczej jego prezydentura byłaby na przemian podpisywaniem i wetowaniem ustaw bez jakiejkolwiek myśli przewodniej. To zgadzałoby się z pogłoskami, że patrząc długodystansowo, miałby szanse na poparcie Koalicji Obywatelskiej.

PAP Szymon Hołownia 1200.jpg
"Nikt jeszcze nie płakał nad konstytucją". Publicysta o kampanii Szymona Hołowni

I wreszcie nie można pominąć faktu, że kandydowanie Hołowni to element szerszego zjawiska wkradania się show-biznesu i świata szeroko pojętej rozrywki do polityki. Dzieje się to na świecie, czego najjaskrawszym przykładem jest zwycięstwo w wyborach prezydenckich na Ukrainie aktora Wołodymyra Zełenskiego. W Polsce w poprzedniej kadencji był raper Liroy, w poprzedniej i obecnej zasiada w ławach sejmowych Paweł Kukiz. Posłanką jest także aktorka Dominika Chorosińska (wcześniej radna Sejmiku Województwa Mazowieckiego). Ale spójrzmy dalej w przeszłość: nieżyjącego już posła PO Janusza Dzięcioła znamy przede wszystkim stąd, że wygrał pierwszą nad Wisłą edycję "Big Brothera".

Oczywiście z kompetencjami tych osób bywa różnie, jedne odnajdują się w nowej roli, inne nie. Więc sam fakt, że ktoś przyszedł do polityki z takim bagażem zawodowym, bynajmniej go nie przekreśla. Niepokojące jest co innego: że społeczeństwa głosują na osobowości medialne, nie zastanawiając się nad tym, że w dużej mierze są one konstruktem.

Wróćmy jednak do Hołowni. "Polityka to dla mnie nie władza, a służba. To nie robienie kariery" – pisze w swoim programie wyborczym człowiek, który jak na dziennikarza zrobił karierę całkiem dużą. A światła sceny i oklaski publiczności mają w sobie coś uzależniającego. Pytanie o wiarygodność takiego oświadczenia pozostawiam zatem otwarte.

Magdalena Złotnicka