Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Klaudia Hatała 12.08.2010

Donald Tusk: trudno się czepiać tej decyzji

"Mam nadzieję, że ta inicjatywa szybko podjęta powinna powoli rozładowywać emocje".
Premier Donald TuskPremier Donald Tuskmat. prasowe

Zdaniem premiera Donalda Tuska, odsłonięcie tablicy na Pałacu Prezydenckim ma zażegnać konflikt wokół krzyża pod Pałacem.

W opinii premiera, demokratycznie wybrana władza, w tym wypadku prezydent państwa i prezydent miasta, jest od tego by takie kwestie rozwiązywać. Tusk dodał też, że przyjęte rozwiązanie nie każdemu będzie się podobać. "Takie rozwiązanie, jak to zaproponowane dziś, jest po to, by godnie upamiętnić to miejsce, nie jest z pewnością po to, by kilku posłów z PiS było usatysfakcjonowanych - powiedział premier.

"Mam nadzieję, że ta inicjatywa szybko podjęta powinna powoli rozładowywać emocje. Już nikt nie będzie mógł kwestionować dobrej woli pana prezydenta (Bronisława Komorowskiego) jeśli chodzi o potrzebę trwałego upamiętnienia masowej żałoby po śmierci prezydenta (Lecha Kaczyńskiego), jego małżonki i ofiar smoleńskich" - powiedział Tusk dziennikarzom w Sejmie.

Jego zdaniem "trudno się czepiać tej decyzji", bo - jak ocenił szef rządu - "na pewno idzie w stronę, której oczekują najbardziej przejęci całą sytuacją". "Mam nadzieję, że wszyscy odbiorą to jako znak dobrej woli, a nie jako coś, co ma prowokować kolejne zdarzenia" - powiedział Tusk.

"Narósł dramat, którego tak naprawdę nie ma"

Premier opowiedział się za przeniesieniem krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, ale dodał jednocześnie, że "nie widzi żadnego dramatu, kiedy krzyż tam stoi, ludzie podchodzą i się modlą". Donald Tusk dodał, że pod Pałacem nic "straszliwego" się nie dzieje i to media podsycają atmosferę. Powiedział, że nie widzi dramatu w tym, że krzyż tam stoi i że ludzie podchodzą do niego i się modlą. Według premiera narósł dramat, którego tak naprawdę nie ma. Dramat zdarzył się, ale pod Smoleńskiem - powiedział premier.

Dodał, że miejsce krzyża jest w kościele, zwłaszcza, jeśli grupa osób używa go do politycznego protestu. "Sam znak krzyża w Polsce nikogo nie dzieli" - powiedział Tusk. Premier namawiał do zdystansowania się do tej sytuacji i do powolnego jej zakończenia.

"Za ustawami muszą iść pieniądze"

Premier odniósł się także do przyjętych w czwartek przez Sejm ustaw dotyczących powodzian. Tusk podkreślił, że za ustawami muszą iść pieniądze. Zapewnił, że niezależnie od ubezpieczenia, powodzianie z terenów najbardziej dotkniętych wielką wodą mogą liczyć na pomoc rządu, która będzie znacząca z punktu widzenia wydatków publicznych.

"Wiadomo, że nie w każdym przypadku ona pokryje straty, jakie ponieśli ludzie" - powiedział premier dziennikarzom w Sejmie, gdzie trwa nadzwyczajne posiedzenie ws. projektu zmian w specustawie powodziowej, dzięki którym pomocą w niej przewidzianą zostaną objęci także poszkodowani w powodzi na Dolnym Śląsku.

Mówiąc o specjalnej ustawie, dotyczącej pomocy dla powodzian, premier powiedział, że powinna być ona tworzona na potrzeby tego, co w danym momencie się dzieje. Dodał, że byłby ostrożny z tworzeniem takiego prawa, które powodowałby, iż każdy, kto poniósł jakąś szkodę, otrzyma pomoc od państwa, bo wówczas państwo zamieni się w "wielką ubezpieczalnię", a na to państwa nie stać.

"Jeśli przyjmiemy jakieś stałe rozwiązanie, to znaczy, że każde podtopienie, każda ulewa, każda powódź oznacza uruchomienie bardzo dużych środków publicznych, to będziemy w nieustannym procesie uzgadniania" - powiedział.

Premier odnosząc się do czwartkowego, nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, na które posłowie musieli przybyć z urlopów powiedział, że "nie należy ubolewać nad tym, że posłowie musieli na chwilę przerwać kąpiel w Bałtyku i przyjechać na jeden dzień". "Jakaś wielka tragedia im się przecież nie dzieje" - ocenił.

kh