Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Sabina Treffler 27.07.2021

"Teraz odległość z Wielkiej Brytanii do kraju jest większa". Życie Polaków na Wyspach po brexicie

Jak zmieniło się życie Polaków na Wyspach po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej? Portalowi PolskieRadio24.pl opowiedzieli o tym Polacy mieszkający w Zjednoczonym Królestwie od lat. Mówili nam o swoich planach związanych z powrotem do kraju, życiu codziennym, pracy, a także planach edukacyjnych.

Do 30 czerwca 2021 r. obywatele krajów Unii Europejskiej, którzy chcieli legalnie pozostać w Wielkiej Brytanii, musieli złożyć wniosek o przyznanie statusu osiedlonego [settled status - red.]. Dotyczyło to również Polaków mieszkających, pracujących i studiujących w Zjednoczonym Królestwie.

shutterstock_brexit 1200.jpg
Ostatnia szansa na uregulowanie pobytu w Wielkiej Brytanii. Tysiącom ludzi grozi status nielegalnego imigranta

Według kwartalnych danych opublikowanych w maju 2021 roku w Wielkiej Brytanii przebywało oficjalnie 975 180 Polaków. Większość, bo prawie 824 tys., w samej Anglii. Tylu naszych rodaków według Krajowego Biura Statystycznego (ONS) zarejestrowało się w ramach systemu osiedleńczego dla obywateli UE [EU Settlement Scheme - red.] do końca marca 2021 roku, a co za tym idzie - przebywa w kraju legalnie. Kolejne kwartalne dane pokażą, ile osób zdecydowało się na zalegalizowanie swojego pobytu na Wyspach do końca wyznaczonego terminu. Brytyjski urząd statystyczny wskazuje, że wiele z nich wnioskowało o tzw. settled status, aby umożliwić sobie w przyszłości powrót na Wyspy.

Brytyjski rząd opublikował ostatnio ulotkę, z której wynika, że od 1 października 2021 r. większość europejskich dowodów tożsamości nie będzie akceptowana jako ważny dokument podróżny. Obywatele wielu krajów ponownie będą musieli legitymować się paszportem. Od tej reguły będzie jednak kilka wyjątków - to m.in. osoby, które w ramach systemu osiedleńczego uzyskają status tymczasowy [pre-settled status - red.].

Czytaj także:

Status na wszelki wypadek

Sławomir Wróbel ze stowarzyszenia Great Poland, mieszkający w Wielkiej Brytanii, przytacza w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl ostatnie oficjalne dane, z których wynika, że 6 mln obcokrajowców z Unii Europejskiej starało się o status osiedleńczy, a wśród nich mógł być nawet 1 mln Polaków. - Aplikowało wielu Polaków, którzy wrócili do kraju, ale pozostawiają sobie taką furtkę bezpieczeństwa na wypadek, gdyby chcieli wrócić na Wyspy - przyznał, potwierdzając opinie ONS.

Jego zdaniem nawet ostateczne wyliczenia nie oddadzą rzeczywistej liczby Polaków mieszkających na Wyspach i nadal pozostaną one szacunkowe. - Wielu osób nie ma w tym zestawieniu, ponieważ oprócz polskiego obywatelstwa mają również brytyjskie i nie musiały się zgłaszać - podkreślił Wróbel.

shutterstock_ parlament europejski europarlament strasburg 1200 .jpg
"To jest rozwód. Brexit to ostrzeżenie". PE ratyfikował unijno-brytyjską umowę

Nasz rozmówca wskazał także na nasilający się trend powrotów do Polski. Podkreślił, że nie jest to tak wyraźne jak trend odwrotny w 2004 roku, gdy wielu Polaków zaczęło masowo wyjeżdżać do Wielkiej Brytanii. - Polskie służby konsularne szacują, że od początku roku ok. 100 tys. naszych rodaków zdecydowało się na stały lub czasowy powrót do ojczyzny. Do końca roku ta liczba może przekroczyć 150 tys. osób - powiedział Wróbel.

Powrót do Polski na stałe odwlekają Maria i Waldemar. Małżeństwo od lat mieszka w Londynie, ale zgodnie deklaruje, że planuje w przyszłości powrót do Polski. Jednak brexit i pandemia opóźniły realizację tego planu. Oprócz tego cele, które sobie wyznaczyli do zrealizowania podczas pobytu na Wyspach, jeszcze nie zostały osiągnięte. - Chcemy kupić dom w Wielkiej Brytanii, bo stwierdziliśmy, że po 12 latach mieszkania tutaj będzie to dla nas dobra inwestycja. Pomieszkamy w nim trzy, cztery lata i wracamy do Polski. Mam nadzieję, że się tak stanie. Dom wtedy zostanie jako nasze zabezpieczenie na emeryturę i na wszelki wypadek - wyznała w rozmowie z portalem Maria. - Cały czas chcemy wrócić, ale ciągle wyskakuje coś, co opóźnia nam ten powrót - wcześniej był brexit, a teraz pandemia - dodała.

Koniec z łatwym zarobkiem sezonowym

Konsekwencją wyjścia z Unii jest również ograniczenie liczby napływających obcokrajowców, co jest dotkliwe dla rynku pracy. Jak czytamy na stronie internetowej Komisji Europejskiej, "w wyniku wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE, rynku wewnętrznego i unii celnej powstały bariery dla handlu i wymiany międzynarodowej". "Konsekwencje dla administracji publicznych, firm i osób prywatnych są nieuchronne, dotkliwe i dalekosiężne, mimo podpisania umowy o handlu i współpracy między UE a Wielką Brytanią" - czytamy w dalszej części informacji na temat brexitu.

londyn_stock_1200.jpg
Życie po brexicie. Adam Dąbrowski: dla szarego Smitha zaczęły się schody

Jak to wygląda w praktyce? - Najbardziej odczuwalny jest brak rąk do pracy. Trochę brakuje także niektórych materiałów budowlanych - powiedział nam Czesław, przedsiębiorca z branży budowlanej. Wskazuje, że niektóre produkty są częściowo reglamentowane. Zaznacza także, że braki wynikają z ograniczonych dostaw z kontynentu, co jest związane bezpośrednio z brexitem. - Polskie sklepy, do których chętnie udają się tu nie tylko Polacy, zaczęły się zaopatrywać częściowo w brytyjskie produkty - podkreślił.

Najbardziej dotkliwe dla funkcjonowania firm jest jednak znaczne ograniczenie sezonowych pracowników z Polski. Czesław tłumaczy, że w sezonie wakacyjnym często zatrudniał rodaków przyjeżdżających na szybki zarobek. Obowiązujące od 1 stycznia br. zasady pobrexitowe oraz obostrzenia sanitarne związane z pandemią bardzo utrudniły Polakom taki przyjazd. - Niedługo Brytyjczycy przekonają się, że nie ma kto pracować, więc będą musieli poluzować niektóre zasady - ocenił przedsiębiorca.

W jego opinii pandemia COVID-19 spowodowała, że "nie wiemy tak naprawdę, jak w praktyce sprawdziłby się brexit".

Czytaj także:

"Zwiększył się dystans między Polską a Wielką Brytanią"

Sławomir Wróbel podkreślił, że sama pandemia koronawirusa nie miała tak znaczącego wpływu na podejmowanie decyzji o wyjeździe do Wielkiej Brytanii, jak początkowo przypuszczano. - Większą rolę odegrała niepewność i zamknięte granice w związku z lockdownem. Nagle Wielka Brytania oddaliła się od Polski. To już nie były tylko dwie godziny lotu samolotem - powiedział i wytłumaczył, że obecnie podróż wiąże się z szeregiem formalności, w tym okazywaniem certyfikatu szczepień lub przeprowadzaniem testu na obecność koronawirusa i odbywaniem kwarantanny, a także okazywaniem paszportu przez podróżnych.

londyn shutterstock_305195807 1200.jpg
Brytyjski eksport do UE spadł o 40 procent. Do Polski - prawie o 60 procent

- Z samymi szczepieniami też jest pewne zamieszanie - dodał nasz rozmówca. Tłumaczył, że część Polaków przyleciała do Polski i zaszczepiła się jednodawkowym preparatem lub pierwszą dawką, ale szczepienie nie jest do tej pory honorowane w Wielkiej Brytanii. - I to paradoksalnie był ich błąd. Nawet jeżeli była to AstraZeneca, to ich szczepienia nie są uznawane na Wyspach i muszą przejść obowiązkową kwarantanna przy wjeździe do Zjednoczonego Królestwa, a także wykonać test na własny koszt - powiedział i dodał, że cała sytuacja wiąże się poniekąd z wyjściem kraju z unijnych struktur. - Moim zdaniem to absurdalne i niedorzeczne, ale w tej chwili tak jest i nic nie można zrobić, aż do momentu znalezienia jakiegoś rozwiązania w tej kwestii - podkreślił Wróbel.

Potwierdza to informacja dostępna na stronie polskiego rządu. Jak czytamy w informatorze resortu spraw zagranicznych dla podróżnych: "od 19 lipca osoby przybywające do Wielkiej Brytanii z krajów z listy pomarańczowej [Polska znajduje się obecnie na tej liście - red.] zwolnione są z obowiązku kwarantanny oraz wykonania testu w dniu 8. pobytu, o ile zostały w pełni zaszczepione w ramach brytyjskiego systemu szczepień przeprowadzanych przez NHS [brytyjska służba zdrowia - red.]. Na ten moment osoby zaszczepione w Polsce lub w innym kraju Unii Europejskiej nie są zwolnione z obowiązku kwarantanny po przybyciu do Wielkiej Brytanii".

Czytaj także: 

Studia nie dla każdego

Wjazd do Zjednoczonego Królestwa planowali nie tylko chcący podjąć tam pracę, ale także studenci. Wielka Brytania była jednym z chętniej wybieranych kierunków przez polskich studentów. Jednak po brexicie nie wszyscy mogą sobie pozwolić na opłatę czesnego. Tym bardziej że nie można liczyć na preferencyjne warunki kredytowe, z których do tej pory korzystali obcokrajowy z krajów Unii.

- Dotychczasowa cena studiów wzrosła wprawdzie nieznacznie, ale jako obcokrajowiec nie mogę liczyć na kredyt studencki - powiedział nam Adam, który od najbliższego roku akademickiego miał rozpoczynać studia na wymarzonym kierunku. Na studia w Szkocji i Walii dostał się już po maturze, ale zgodnie z obowiązującymi zasadami mógł podjąć naukę w kolejnym roku.

Jak mówił w rozmowie z portalem, jego decyzję zweryfikowały m.in. warunki nauczania w czasie pandemii. Zdalne zajęcia, na które mógł uczęszczać, będąc w Polsce, nie spowodowały zmniejszenia kwoty czesnego. Nasz rozmówca zapowiedział, że nie zamierza się jednak poddać i chce wrócić do tematu studiów zagranicznych na dalszym etapie nauki. - Planuję, że jak sytuacja pandemiczna się nieco uspokoi i skończę studia licencjackie w Polsce, to studia magisterskie ukończę już w Wielkiej Brytanii - zdradza nam Adam.

Sabina Treffler, PolskieRadio24.pl