Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Paweł Bączek 16.11.2021

Kurdyjski dziennikarz przyleciał na Białoruś i został natychmiast deportowany. "Dostałem paralizatorem"

29-letni kurdyjski dziennikarz przyleciał do Białorusi w celu przedostania się do Unii Europejskiej. W rozmowie z portalem Zerkalo.io opisał działania reżimu Łukaszenki.
Jarosław Kaczyński PR24 1200.jpg
Prezes PiS: wojna z użyciem broni w tej chwili nie rysuje się na horyzoncie

29-letni Rebin Sirwan Madżid pochodzi ze stolicy Kurdyjskiego Okręgu Autonomicznego Irbilu. Gdy dziennikarzowi nie udało się przekroczyć granicy, wrócił do Mińska i skierował się do Biura Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców (UNHCR) - w celu otrzymania azylu z powodu prześladowań politycznych w swojej ojczyźnie. Został skierowany do białoruskiego Departamentu MSW ds. obywatelstwa i migracji - ten natychmiast go deportował, dopuszczając się przy tym przemocy.

Czytaj także:

- Mieszkańcy irackiego Kurdystanu są zmęczeni obecnym systemem. Nie ma tam wolności, gospodarka leży w gruzach. W rzeczywistości cała gospodarka regionu zamieszkałego przez sześć milionów ludzi jest podporządkowana dwóm rodzinom, które całkowicie ją kontrolują i czerpią z tego powodu ogromne zyski. Większość ludzi żyje w ubóstwie. Aby móc wyjechać sprzedajemy wszystko, co posiadamy - domy, samochody, firmy - opowiedział Kurd w wywiadzie dla portalu Zerkalo.io.

Dziennikarz opowiedział również, jak wyglądała "procedura deportacji". - Jak tylko przyszedłem do nich i powiedziałem, że chcę prosić o ochronę międzynarodową, powiedzieli, że zostanę deportowany. Nikt mnie nie słuchał, kiedy mówiłem, że jestem dziennikarzem i mogę zginąć w Iraku. Kiedy zacząłem się z nimi kłócić, natychmiast dostałem paralizatorem. Nie pozwolili mi się spakować ani zrobić testu na koronawirusa - zabrali mnie na lotnisko i kazali wsiąść do pierwszego samolotu do Damaszku. Cała procedura "deportacji" trwała około dwóch godzin - mówił.

belsat.eu
pb