Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Damian Zakrzewski 09.05.2022

Moskiewska instrukcja dla premiera Tuska. Felieton Miłosza Manasterskiego

Jeśli dzisiaj podziwiamy przenikliwość, z jaką śp. Lech Kaczyński wskazywał na rosyjskie zagrożenie dla Europy, to jak powinniśmy oceniać działania premiera Donalda Tuska, który prezydenta zwalczał?

W polityce tak bywa – kiedy jedna partia mówi: "więcej", druga krzyczy: "mniej". Teoretycznie taki mechanizm w demokracji daje szanse na ochronę interesów różnych grup społecznych. Kiedy rządzący wzmacniają pozycję pracowników, opozycja może upomnieć się o interesy pracodawców. W efekcie powinien powstać kompromis, który stanowi dobro wspólne.

To jednak teoria. W praktyce widzimy w Polsce działania opozycji zdefiniowanej przez Grzegorza Schetynę jako "totalna", w których trudno poszukiwać jakiegoś "dobra wspólnego". Opozycję motywowaną swoim partyjnym interesem, przekonującą swoich wyborców, że rząd jest zły, a tylko oni dobrzy. Kiedy po kilku latach uprawiania tej topornej strategii "antypisizmu" wydawało się, że czas "totalności" się kończy, do Polski wrócił Donald Tusk. I w pierwszych przemówieniach ustalił, że nie ma żadnego "ale" i trzeba jeszcze radykalniej, bez najmniejszej refleksji, zwalczać każdy przejaw inicjatywy Zjednoczonej Prawicy.

A przecież - nawet jeśli skupimy się tylko na wskaźnikach gospodarczych do 2019 roku - wiemy dobrze, że politykę gospodarczą PiS pozytywnie oceniały wszystkie ważne międzynarodowe instytucje ekonomiczne - włącznie z analitykami Komisji Europejskiej. Podobnie nie sposób odmówić skuteczności programów społecznych, które wyciągnęły z pułapki niskich dochodów miliony Polaków, nie powodując przy tym, wbrew zapowiedziom opozycji, utrwalenia bezrobocia czy patologii. A to tylko dwa przykłady obszarów, w którym nie sposób uczciwie powiedzieć, że nic dobrego się nie wydarzyło. 

Mówienie, że wszystko PiS zrobił źle, jest kłamstwem równie jaskrawym, jak putinowskie opowieści o powszechnym na Ukrainie nazizmie.

Strategia impulsywnego reagowania protestem przeciwko każdej inicjatywie partii rządzącej wydaje się działaniem prymitywnym i bezmyślnym, wynikającym z opozycji niedostatków intelektualnych i programowych. Oni "A", to my "B", oni "B", to my "A". Co jednak, jeśli za taką "wojną na kamienie", o jakiej opowiadała była premier Ewa Kopacz, stoi coś więcej?

Kiedy po wyborach w 2005 roku nie powstała oczekiwana i zapowiadana koalicja budowy IV RP - czyli PO-PiS, rozgorzał ogromny konflikt na linii Tusk - bracia Kaczyńscy. Konflikt ten stał się niezwykle ostry, kiedy stał się sporem między prezydentem z PiS a premierem z PO. Choć strona Tuska w tej walce używała wszelkich dostępnych narzędzi czarnego PR, wielu z nas do tej pory mogło zakładać, że intencja była czysto polityczna - zwalczyć przeciwnika. Teraz jednak mamy dowód, że było zagraniczne zlecenie, by przeciwstawiać się we wszystkim prezydentowi Kaczyńskiemu. Żeby "neutralizować" jego działania.

Na światło dzienne wyszła ostatnio notatka - szyfrogram nadany z ataszatu wojskowego ambasady RP w Moskwie do dyrektora Departamentu Wojskowych Spraw Zagranicznych w MON. W dokumencie czytamy: "Zupełnie niekontrolowanym czynnikiem są wypowiedzi L. Kaczyńskiego, które niekiedy stają się powodem poważnego rozdrażnienia Moskwy. W celu ich neutralizacji możliwe byłyby na przykład kontroświadczenia D. Tuska albo półformalne sygnały ze strony MSZ i rządu, że nie będą się podobnymi wypowiedziami kierować".

Momentem, kiedy dokument ów trafia do Warszawy z Moskwy jest 4 sierpnia - moment przygotowań do inwazji Federacji Rosyjskiej na Gruzję. Trwa już wymiana ognia na granicy Gruzji i separatystycznej Osetii. Za cztery dni, w nocy z 7 na 8 sierpnia, do akcji wkroczy rosyjska armia. 12 sierpnia 2008 r. śp. Lech Kaczyński wygłosi w Tbilisi słynne przemówienie, które zatrzyma rosyjskie czołgi na dwanaście lat - aż do 24 lutego 2022 r.

W dokumencie zaskakuje pewność siebie autora wydającego polecenia polskiemu premierowi. Żaden polski dyplomata nie ośmieliłby się instruować tak bezpośrednio swojego szefa - premiera rządu. Widzimy tu rękę Kremla - dla której polski kanał dyplomatyczny jest jedynie przekaźnikiem. Dokument potwierdza, jak wielkim problemem dla Kremla był walczący o polską suwerenność gospodarz Pałacu Prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu. I jak wielką nadzieję pokładano w Moskwie w premierze Tusku.

Jakbyśmy dzisiaj ocenili instrukcję tej treści, gdyby została przekazana 20 lutego 2022 r. z ambasady w Moskwie? Instrukcję zalecającą, żeby szef rządu "kontroświadczeniami neutralizował" wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy, ponieważ "niekiedy stają się powodem poważnego rozdrażnienia Moskwy"? Prezydent Duda był przecież w Kijowie, by spotkać się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim zaledwie na kilka godzin przed atakiem Federacji Rosyjskiej. Był już wówczas świadom, że rosyjska agresja nastąpi. Prezydent Zełenski mówił wówczas, że być może widzą się ostatni raz...

Czy możemy sobie wyobrazić, co zrobiłby z taką instrukcją premier Morawiecki, gdyby otrzymał ją w lutym tego roku? Zapewne zwolniłby natychmiast cały personel dyplomatyczny w Moskwie i przekazał sprawę kontrwywiadowi.

Czy tak samo postąpił w 2008 r. Donald Tusk? Nie. Wręcz przeciwnie - wytrwale realizował zalecenia i neutralizował wypowiedzi i działania śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego na wiele sposobów. Aż do 10 kwietnia 2010 roku.

A później rządowa przyjaźń polsko-rosyjska tylko się wzmocniła...


Miłosz Manasterski