Statki "Tygrys", "Basior", "Gepard" i "Niedźwiedź" wykuwają rynnę, którą lody z góry rzeki dopłyną do zapory we Włocławku. Jeśli rynny by nie było - kra zatarasowałaby rzekę i Wisła wystąpiłaby z brzegów.
Do Płocka lodołamacze dotrą prawdopodobnie w czwartek. Szef flotylli, Leszek Zawadzki, mówi z pokładu "Niedźwiedzia", że praca idzie powoli, bo rynna musi być szeroka przynajmniej na pół kilometra. - Cztery lodołamacze podczas jednego "przejścia" kruszą lód na odcinku około sześćdziesięciu metrów. By rynna miała co najmniej pół kilometra szerokości - całą trasę trzeba pokonać dziesięć razy - wyjaśnia.
W niedzielę podniósł się poziom Wisły w rejonie Wyszogrodu i Kępy Polskiej w Mazowieckim.
- W chwili obecnej nie ma zagrożenia powodziowego - powiedziała w niedzielę Anna Adamkiewicz z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. - W związku z wysokim stanem wód gruntowych w niektórych miejscach może dochodzić jednak do lokalnych podtopień - dodała.
Jak poinformowała rzeczniczka starostwa płockiego Dagmara Kobla-Antczak, w niedzielę po południu poziom Wisły w Wyszogrodzie wynosił 599 cm, czyli o 49 cm ponad stan alarmu, a w Kępie Polskiej 444 cm, czyli 6 cm poniżej stanu alarmowego. Dane te oznaczają, że od soboty poziom rzeki w Wyszogrodzie wzrósł o 4 cm, a w Kępie Polskiej o 3 cm.
rk