Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Katarzyna Karaś 12.03.2012

Wałęsa: odstrzeliliby mnie, zabiliby mnie

- Na wszystkich poligonach były podstawione ładunki, żeby nas wszystkich wysadzić w powietrze, gdybyśmy tylko poszli o krok dalej - mówi były prezydent Lech Wałęsa.

W wywiadzie dla tygodnika "Przekrój" Lech Wałęsa przyznał, że jego "dramat jako prezydenta" polegał na tym, że "swoje działanie rozłożył na dwie kadencje". - Wybór Kwaśniewskiego był dla mnie policzkiem od narodu, ale żalu do narodu nie miałem i nie mam - podkreślił.

Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>

Wałęsa powiedział, że choć nie chciał być prezydentem, musiał nim zostać, "żeby wyrwać kraj ze szponów komunistów". Myślał, że będzie piastował to stanowisko przez dwie kadencje. W drugiej chciał "budować". - Ale nie dano mi - dodał.

Zapytany, czy fakt, iż nie udało mu się wprowadzić systemu prezydenckiego w Polsce uważa za swoją porażkę, odpowiedział: Ja mogłem to zrobić, ale musiałbym iść twardo. - Mogłem przycisnąć Mazowieckiego i innych, ale bardziej potrzebowaliśmy w Polsce demokracji niż systemu prezydenckiego - wyjaśnił.

Na uwagę dziennikarza, że gdyby może okazał się twardszy i wprowadził system prezydencki, to może wygrałby wybory, Wałęsa stwierdził, że wówczas "odstrzeliliby go". - Zabiliby mnie. Na wszystkich poligonach były podstawione ładunki, żeby nas wszystkich wysadzić w powietrze, gdybyśmy tylko poszli o krok dalej. Do połowy mojej kadencji prezydenckiej czerwoni mieli jeszcze siłę - powiedział.

Gdy dziennikarz zasugerował, że były prezydent mógł już wówczas przeprowadzić dekomunizację i lustrację, Wałęsa powiedział, że nie miał ludzi. - Moi koledzy się wyłamali. Nie miałem partii (...). Byłem sam - dodał.

"Przekrój", kk