- Niestety to, co stało się 11 listopada wokół rosyjskiej ambasady, nie wydaje się jedynym problemem w naszych relacjach. To ujawniło tylko tę atmosferę, która panuje wokół naszych stosunków dwustronnych. atmosferę nieprzyjazną - powiedział Aleksiejew w radiowej Jedynce.
Odniósł się do incydentu podczas tegorocznego Marszu Niepodległości, kiedy podpalono budkę strażniczą przy rosyjskiej ambasadzie w Warszawie. Dodał, że rekompensata strat wycenionych na 11 tysięcy dolarów leży po stronie polskiej, bo to polskie władze nie zapewniły placówce bezpieczeństwa.
Jak podkreślił ambasador, w Polsce nastroje antyrosyjskie są bardzo zauważalne.
- Moim zdaniem główny problem polega na tym, że Polska wydaje się najbardziej rusofobicznym krajem nie tylko w Europie, ale na całym świecie. Dla nas to, co stało się 11 listopada, nie było zaskoczeniem - wyjasnił.
Niespokojny Marsz Niepodłegłości
11 listopada w Warszawie podczas zorganizowanego przez narodowców Marszu Niepodległości doszło - podobnie jak w poprzednich latach - do burd, w tym w pobliżu ambasady FR. Spłonęła budka policyjna przed placówką. Na teren ambasady rzucono petardy i race. Rosja przekazała Polsce stanowczy protest z powodu tych zajść. Zażądała też od polskich władz oficjalnych przeprosin i naprawienia szkód materialnych.
Policja zatrzymała 67 osób, rannych zostało siedmiu policjantów, zniszczono między innymi kilka samochodów. Wielu z uczestników burd miało twarze zasłonięte kominiarkami.
Z powodu zajść przed ambasadą ubolewanie wyraziło Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Przepraszał też prezydent Bronisław Komorowski.
Stołeczny Ratusz, wstępnie też oszacował straty w mieście na 120 tysięcy złotych. Jak poinformowała prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, miasto będzie dochodzić tych pieniędzy od organizatora marszu.
Jedynka, PAP, bk