75-letni dziś fotograf od pół wieku portretuje znamienitych Polaków. Robił zdjęcia m.in. Wisławy Szymborskiej, Czesława Miłosza, Zbigniewa Zapasiewicza, Leszka Kołakowskiego, a wystawy jego prac odbywały się na całym świecie.
- Fotografowanie zaczęło się z mojej przemądrzałości. Po maturze zacząłem studiować medycynę i doszedłem nawet do IV roku, ale w międzyczasie trafiłem do środowiska artystycznego Trójmiasta i przestałem wyobrażać sobie siebie jako lekarza. A że trzeba było coś studiować wybrałem szkołę, do której najtrudniej było się dostać, szkołę filmową - wspomina w reportażu Joanny Bogusławskiej.
Reportaż w radiowej Jedynce >>>
Wytrzymał trzy lata i zaczął zarabiać fotografią, by przeżyć. Zaczynał od fotografii obiektów przemysłowych i mody. - Gdy po debiucie w piśmie "Ty i ja" zaczęły napływać zamówienia na portrety sfotografowałem całą plejadę gwiazd. I wtedy się rozszalałem - opowiada.
Krzysztof Gierałtowski dodaje, że gdy nabrał większej świadomości znaczenia swojej pracy zrozumiał, że wybitni Polacy są "naszą ogromną wartością" i do dziś ich portretowanie odczuwa jako swoje posłannictwo.
O tym, jak ze Stanisławem Tymem połączyły go Wigry, rezultacie fotografowania z przodu i z tyłu, zdobywaniu najlepszego ujęcia Czesława Miłosza i wspomnieniach z Powstania Warszawskiego Krzysztof Gierałtowski opowiadał w reportażu "Portrecista", do którego wysłuchania zapraszamy!
Do 17 listopada na Zamku Królewskim w Warszawie oglądać można wystawę fotografii Krzysztofa Gierałtowskiego "Portret bez twarzy".