Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Jaremczak 06.10.2014

Polska, wierny sojusznik Ukrainy (analiza)

Na polsko-ukraińskich konfliktach zawsze korzystał ktoś trzeci. Zarówno Warszawa, jak i Kijów starają się, by tym razem było inaczej.

Szef polskiej dyplomacji uchodzi za głównego architekta porozumienia, które doprowadziło do przełomu po fali zimowych protestów na kijowskim Majdanie. To właśnie wtedy Radosław Sikorski wspólnie z ministrami spraw zagranicznych Niemiec i Francji pojechał do Kijowa, by zażegnać konflikt.

Znamienne są słowa, jakie Sikorski rzucił do ówczesnych liderów opozycji:  - Albo to poprzecie, albo będziecie mieli stan wojenny, armię i wszyscy będziecie martwi.

W pewien sposób właśnie tamta sytuacja uchwycona przez kamerę doskonale obrazuje stosunek polskich władz do tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Warszawa lubi podkreślać, że przeszła już tę drogę, na początku której znajdują się Ukraińcy. Dotyczy to zarówno niezbędnych przemian społeczno-gospodarczych w kraju, jak i dążeń pro-zachodnich. Wystarczy wspomnieć o misji, której patronuje prezydent Bronisław Komorowski, a która ma na celu przeniesienie na grunt ukraiński polskiej reformy samorządowej. Nowy podział władzy i przekazanie części uprawnień w teren ma z jednej strony usprawnić działalność administracji, sprawić by była bliżej ludzi a z drugiej strony – ma być jednym z narzędzi z walce z wszechobecną korupcją.

(źródło: TVN24/x-news)

Część ukraińskiej klasy politycznej stawia Polskę za wzór do naśladowania. Już po obaleniu Janukowycza, jeden z przywódców protestów na Majdanie Witalij Kliczko mówił: - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby Ukraina stała się nowoczesnym państwem. Udało się Polakom , Czechom, Słowakom i nawet Gruzinom. Jestem przekonany, że nam się też uda!

Kijów do dziś pamięta, że Warszawa jako pierwsza na świecie uznała niepodległość Ukrainy ogłoszoną w 1991 roku po upadku ZSRR. Polska już od dwóch lat uczyła się żyć w wolnym państwie. Byliśmy zarówno po pierwszych w pełni demokratycznych wyborach do Sejmu i Senatu, jak również po wyborze prezydenta. Zaczął się kształtować samorząd terytorialny a Leszek Balcerowicz reformował gospodarkę. Politycy coraz odważniej mówili, że celem jest przystąpienie do Unii Europejskiej i NATO.

Kijów nawet o tym wtedy nie myślał. Dopiero niedawno politycy ukraińscy zaczęli wspominać o bliższej współpracy z paktem Północnoatlantyckim. We wrześniu udało się ratyfikować umowę stowarzyszeniową z UE. Prezydent Petro Poroszenko mówi, że w ciągu 6-7 lat uda się przeprowadzić  reformy gospodarcze które otworzą drzwi do Brukseli. Alternatywa, jaką rysuje jest przerażająca. Poroszenko mówi bez ogródek: jeżeli Ukraina nie przeprowadzi reform we wszystkich sferach, państwu grozi upadek.

Zapaść gospodarki Ukrainy>>>

Ci, którzy dziś rządzą na Ukrainie zdają sobie sprawę, jak wiele czasu stracili i jak wielki dystans dzieli ich od państw europejskich. Ale przecież ich marsz ku Europie nie zaczął w 2014 roku. 10 lat temu tłumy Ukraińców wzięły udział w protestach nazwanych później Pomarańczową Rewolucją.  Ludzie wyszli na ulice w sprzeciwie wobec jawnego sfałszowania wyników wyborów prezydenckich, w których zmierzył się Wiktor Janukowycz z Wiktorem Juszczenko.

Powtórnego głosowania domagał się tłum wspierany przez Unię Europejską. W odpowiedzi odchodzący prezydent - Leonid Kuczma wprowadził na Ukrainie stan wyjątkowy i zagroził użyciem siły. Ale zarówno wojsko jak i milicja stanęły po stronie demonstrantów.

W tych gorących dla Ukrainy dniach z misją mediacyjną udał się do Kijowa prezydent Aleksander Kwaśniewski. Na wzór Polski zorganizowano "okrągły stół", w obradach którego uczestniczyli, ze strony ukraińskiej: Leonid Kuczma, Wiktor Juszczenko, Wiktor Janukowycz, Wołodymyr Lytwyn oraz Aleksander Kwaśniewski, Valdas Adamcus, Jan Kubisz ze strony OBWE, Javier Solana jako przedstawiciel UE oraz Borys Gryzłow – przedstawiciel rosyjskiej Dumy. Obrady zakończyły się kompromisem, zgodzono się na przeprowadzenie kolejnej tury wyborów i zmianę ordynacji wyborczej w zamian za ograniczenie prerogatyw prezydenta na rzecz parlamentu. Ogłoszono nowy termin wyborów, które wygrał Juszczenko.

Jego rządy nie doprowadziły jednak do głębokich zmian na Ukrainie. Jej gospodarka zaczęła popadać w coraz poważniejsze problemy. Kijów nie poszedł też śladem Warszawy i nie postawił jasno kierunkowskazu na Europę. Dziś, gdy próbuje wyrwać się z kleszczy rosyjskiego uścisku płaci za to ogromną cenę. Na wschodzie kraju niemal każdego dnia giną ludzie. Eksperci ostrzegają, że Kreml dąży i będzie dążyć do destabilizacji wewnętrznej sytuacji na całym terytorium.

WOJNA NA UKRAINIE - serwis specjalny >>>

Gdy Moskwa zaczęła swoje działania najpierw na Krymie a później także w innych rejonach Ukrainy Warszawa głośno i dobitnie domagała się, by świat nie przyglądał się temu biernie. - Wiemy, że Ukraina przechodzi bardzo ciężkie chwile: kryzys związany z interwencją wojskową, kryzys gazowy, kryzys gospodarczy i społeczny. Niech napis Solidarność będzie symbolem solidarności Polaków z tymi aspiracjami, które dziś ma Ukraina i które mogą zwyciężyć, bo jeśli nam się udało to i wam się może udać – mówił niedawno do dawnych liderów protestów na Majdanie Radosław Sikorski.

- Bardzo proszę was o to, żeby Polska była razem z nami w tej trudnej chwili, kiedy ukraińska polityka się kształtuje i rodzi. Możecie zawsze mówić nam otwarcie, co robimy dobrze, a gdzie się mylimy. To będzie właśnie wyrazem naszej przyjaźni i solidarności – odpowiedziała mu ukraińska piosenkarka, która uczestniczyła w protestach w Kijowie, Rusłana Łyżyczko.

Politycy wielką wagę kładą na to, by historia nie rzutowała na dzisiejsze relacje polsko-ukraińskie. Już w 2008 roku dół nienawiści, jaki podzielił oba te narody próbował zasypywać ówczesny prezydent Lech Kaczyński.  - Prawda "wyzwoli nas" i pozwoli budować lepszą przyszłość dla Polski, Ukrainy i całej Europy – mówił podczas uroczystości upamiętniających tragedię zamordowanych mieszkańców wsi Huta Pieniacka pod Złoczowem na Ukrainie.

28
28 lutego 2009 roku, prezydenci Polski i Ukrainy wspólnie modlili się wspólnie w intencji ofiar masakry polskich mieszkańców wsi Huta Pieniacka, dokonanej w 1944 roku przez ukraińskich nacjonalistów współpracujących z niemieckimi okupantami. fot. Kancelaria Prezydenta RP

To właśnie w tej miejscowości miał miejsce jeden z najbardziej tragicznych epizodów bratobójczego konfliktu polsko-ukraińskiego toczącego się w latach 1943-44 na Wołyniu, w Małopolsce Wschodniej i na Rzeszowszczyźnie. W wyniku napadu ukraińskich żołnierzy z 14. dywizji Waffen SS „Galizien” wspieranych przez miejscowych członków Ukraińskiej Powstańczej Armii i policjantów ukraińskich śmierć poniosło (według różnych danych) od 700 do 1200 ludzi. Wśród ofiar były kobiety i dzieci. Część z zamordowanych została spalona żywcem. Wielu przed śmiercią było bestialsko torturowanych. Z całej wsi ocalało jedynie około 100 osób. Zniszczona, a następnie ograbiona wieś w rzeczywistości przestała istnieć.

- Stajemy teraz wspólnie na ziemi, która wchłonęła krew niewinnych ludzi, ale stajemy pod krzyżem, który nie oznacza tylko miejsca spoczywania zmarłych, nasza obecność tutaj oznacza kolejny krok na drodze pojednania między naszymi narodami – mówił prezydent Kaczyński. Symboliczne, że rocznicowe obchody odbywały się w obecności ówczesnego przywódcy Ukrainy.

- Jestem przekonany, że wolny Ukrainiec nie może istnieć bez wolnego Polaka, jak i wolny Polak bez wolnego Ukraińca - tak jak nie może być wolnej Polski bez wolnej Ukrainy i na odwrót – mówił wtedy Wiktor Juszczenko.

ROCZNICA ZBRODNI WOŁYŃSKIEJ - serwis specjalny>>>

Także do pojednania między narodami nawoływał prezydent Bronisław Komorowski, który wziął udział w obchodach 70 rocznicy Zbrodni Wołyńskiej. - Chcemy, żeby pamięć o zbrodniach nie zabliźniła się pod wpływem czasu, ale wskutek naszych działań - mówił w Łucku. Jednocześnie przypominał, że na polsko-ukraińskich konfliktach zawsze korzystał ktoś trzeci a gwarancją wzajemnej współpracy jest wspólnota interesów. Współpraca ta wymaga jednak pojednania opartego na prawdzie i szczerego pojednania. - Niech dobry Pan Bóg pomaga nam w tej trudnej pracy - zakończył prezydent Komorowski.

Agnieszka Jaremczak, PolskieRadio.pl