Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio 24
Jakub Wacławski 14.04.2014

Ebola atakuje śmiertelnie

W ostatnich dniach w Afryce wirus gorączki krwotocznej spowodował śmierć około 110 osób. Na chorobę powodowaną przez wirusa Ebola nie ma lekarstwa, a szczepionka prawdopodobnie nie obejmuje wszystkich szczepów wirusa. Czy epidemia może dotrzeć także do Polski?
Ebola atakuje śmiertelnieflickr.com/unamid-photo
Posłuchaj
  • 14.04.14 prof. Włodzimierz Gut: „Każdy przeskok wirusa może się łączyć ze zmianą jego zachowania. Ale dopóki ten wirus zachowuje się tak, jak teraz, to jesteśmy bezpieczni(...)”

W Afryce istnieje aż pięć różnych gatunków wirusa Ebola, z których tylko trzy wywołują u człowieka chorobę. Poza Afryką wirus rozpowszechnia się również na Filipinach i w Chinach, ale tamte odmiany nie zagrażają zdrowiu człowieka. Przyczyny pojawienia się ognisk choroby w Afryce nie są do końca znane, ale według wstępnych hipotez, wirus, który je spowodował jest wydalany z kałem nietoperzy.

– Mamy do czynienia z pewnym przeskokiem międzygatunkowym. Ponieważ nie stanowimy warunku przetrwania dla tego wirusa, więc jest on dla nas w 90 procentach śmiertelny. Ze szczepami w Chinach i na Filipinach prawdopodobnie ludzie byli w kontakcie na tyle długo, że nie są już szkodliwe – wyjaśnił prof. Włodzimierz Gut, wirusolog z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-PZH.

Pogrzeby źródłem zakażeń

Od czasu pierwszej epidemii w 1976 roku, wirus spowodował śmierć około 1200 osób. Ebolą można zakazić się przez bezpośredni kontakt z płynami ustrojowymi chorego, dlatego, aby zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się wirusa, trzeba unikać styczności osób zdrowych z chorymi oraz ciałami zmarłych na gorączkę krwotoczną.

– Przeraził mnie fakt, że bliskim wydawane są zwłoki zmarłych. Podczas pierwszej epidemii w Zairze i Sudanie, głównym źródłem zakażenia były ceremonie pogrzebowe i przygotowanie zwłok. W wydzielinach i krwi zmarłego znajdowało się bardzo dużo wirusa i to powodowało, że osoby przygotowujące obrzęd jako następni chorowali – powiedział Gość PR24.

PR24 / Anna Mikołajewska