Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Małgorzata Byrska 07.09.2015

Budżet 2016: wyborczy i hojny dla niektórych. Szczególnie dla emerytów i młodych rodziców

Rząd przyjął wstępny projekt ustawy budżetowej na przyszły rok. Przewiduje on wypłacenie jednorazowych dodatków dla niektórych emerytów i rencistów. Łączny koszt to 1,4 mld zł. Z kolei 900 mln zł przeznaczono na restrukturyzację górnictwa. Ponad miliard złotych przeznaczono na wyższe wydatki na świadczenia rodzinne, w tym na świadczenie rodzicielskie w wysokości 1000 zł dla osób nieuprawnionych do zasiłku macierzyńskiego.
Posłuchaj
  • Jeśli rząd chce dać emerytom i rodzicom pieniądze na pokrycie ich bieżącej konsumpcji, i finansuje to wyższym deficytem, to kiedyś będzie musiał to spłacić, czyli komuś to zabrać w podatkach – komentuje w Jedynce Piotr Lewandowski, prezes IBS. (Krzysztof Rzyman. Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Do zrównoważenia finansów publicznych powinno dążyć każde państwo z ustabilizowaną sytuacją gospodarczą. A Polska obecnie ma optymalny wzrost gospodarczy – tłumaczy w Polskim Radiu 24 Rafał Sadoch, główny ekonomista DM Go Markets. (Grażyna Raszkowska, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Propozycja rządu wzrostu deficytu o 11,1 mld złotych w stosunku do założonego na ten rok, oznacza że wiele się zmieni w budżecie na 2016 rok – komentuje Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. (Kamil Piechowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Zwiększanie w Polsce deficytu budżetowego możemy poczuć wszyscy na własnej skórze – dodaje Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. (Kamil Piechowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Zdaniem Przemysława Ruchlickiego z Krajowej Izby Gospodarczej, polska gospodarka nie rozwija się tak dobrze, żeby można było zwiększać zadłużenie państwa. (Kamil Piechowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Rozwagę przy planowaniu budżetu państwa zaleca Piotr Bujak, szef zespołu analiz makroekonomicznych PKO Banku Polskiego. (Kamil Piechowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Założenia przyjęte w projekcie budżetu 2016, dotyczące rozwoju gospodarki i przyszłorocznego budżetu są dość realistyczne – ocenia Piotr Bujak, szef zespołu analiz makroekonomicznych PKO Banku Polskiego. (Kamil Piechowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

Ponadto, o ponad 2 mld zł ma zostać zwiększona pula środków na wynagrodzenia dla tych pracowników budżetówki, których pensje były „zamrożone” od 2010 roku. Zapisano też wzrost o blisko 3 mld zł, do poziomu 2 proc. PKB, wydatków na obronę narodową.

Budżet bez procedury nadmiernego deficytu

Rada Ministrów zakłada również, że wzrost PKB w 2016 roku wyniesie 3,8 proc., a inflacja 1,7 proc. Deficyt budżetowy wyniesie nie więcej niż 54,6 mld zł. Jednak wzrost deficytu o ponad 8,5 mld zł to sporo, jak oceniają eksperci. Czyli mamy rok wyborczy?

– Po pierwsze rok wyborczy, po drugie zniesienie w czerwcu procedury nadmiernego deficytu przez Komisję Europejską. Od lat Polska była nią objęta, więc wtedy deficyt musiał być utrzymywany w ryzach, które są zadane przez te procedury. A tak przez trzy miesiące po jej zniesieniu można było wymyśleć, co zrobić z faktem, że nie trzeba raportować do Brukseli, i w roku wyborczym można mieć deficyt trochę większy – komentuje w radiowej Jedynce Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych (IBS).

Natomiast to, czy wzrost deficytu o 8 mld zł będzie rzeczywiście niebezpieczny dla państwa zależy od tego, jak ten deficyt będzie się kształtował w praktyce. W poprzednich dwóch latach realizacja budżetu bardzo się różniła od tego, co rząd zakładał w ustawie budżetowej.

– Dużo większą uwagę przyciąga u nas uchwalanie budżetu, niż to co się dzieje z nim potem. Dwa lata temu mieliśmy deficyt dużo większy niż założono, dług publiczny też wzrastał, w 2014 roku okazało się, że deficyt jest mniejszy niż zakładano, że jest dużo lepiej. Dlatego teraz ten wzrost zaplanowany na 2016 rok o 8 mld zł z jednej strony wydaje się spory, z drugiej strony trzeba poczekać, jaka będzie realizacja budżetu za 2015 rok. Po to, żeby ocenić czy te 8 mld zł więcej w przyszłym roku będzie powodowało wzrost długu publicznego, który będzie istotny z punktu widzenia naszej ustawy o finansach publicznych. Jak nie mamy procedury nadmiernego deficytu, to nasze wewnętrzne regulacje każą większą uwagę przywiązywać do poziomu długu, a nie deficytu jako takiego – wyjaśnia gość Jedynki.

Nowe wydatki nie zwiększą deficytu

Mamy nowe wydatki. Będą jednorazowe dodatki dla emerytów i rencistów, to koszt 1,4 mld zł, a o 2 mld zł ma zostać zwiększona pula dla tych pracowników budżetówki, których pensje były zamrożone od 2010 roku. Zapisano też wzrost o blisko 3 mld zł do poziomu 2 proc. PKB, wydatków na obronę narodową, z kolei 900 mln zł to koszt dofinansowania w sektorze węgla kamiennego. I jeszcze miliard złotych przeznaczony na wyższe wydatki na świadczenia rodzinne, w tym na świadczenia rodzicielskie w wysokości 1000 zł dla osób nieuprawnionych do zasiłku macierzyńskiego.

– Nie ma tutaj w tych wyższych wydatkach takich, które będą powiększały deficyt. Czyli większych wydatków na inwestycje, czy wydatków na naukę, albo na rozwój priorytetowych sektorów. Mamy co prawda też pieniądze na ratowanie górnictwa, które ma dużą zdolność do wynegocjowania sobie w rządzie wsparcia… – ocenia Piotr Lewandowski.

Dwa oblicza pobudzania konsumpcji

Z kolei pieniądze dla emerytów czy rodziców w jakiś sposób wrócą do budżetu, i szybko zostaną skonsumowane.

– Ale z finansowaniem przez rząd konsumpcji wybranych grup obywateli wiąże się jednak to, że komuś te pieniądze prędzej czy później trzeba zabrać. Więc jeśli teraz rząd chce dać emerytom i rodzicom pieniądze na pokrycie ich bieżącej konsumpcji, i finansuje to wyższym deficytem, to kiedyś będzie musiał to spłacić, czyli komuś to zabrać w podatkach. Nie ma bowiem takiego perpetuum mobile, że państwo może rozdawać ludziom pieniądze i mówić: Konsumujcie więcej to gospodarka będzie się kręcić! Zwłaszcza takie perpetuum mobile wydaje się wątpliwe, w sytuacji gdy nie jesteśmy w recesji – przestrzega ekspert z IBS.

Tak było w latach 2008–2009 roku, kiedy mieliśmy bardzo duży deficyt, związany z tym, że gospodarka spowolniła, a kryzys światowy odbijał się nam czkawką, i wtedy wyższy deficyt pozwolił złagodzić skutki tego kryzysu.

– Teraz nie widać, żeby gospodarka wchodziła w recesję, raczej cieszymy się, że bezrobocie spada, że eksport i gospodarka mają bardzo pozytywne wyniki. W związku z tym te sposoby, w jaki będzie wydany ten wyższy deficyt m.in. dla emerytów, dla rodziców, można postrzegać trochę w kategoriach wyborczych. A nie kryzysowego pobudzania konsumpcji. Są to bowiem ruchy spodziewane w roku wyborczym, że bardziej nośne jest dodanie emerytom niż zwiększenie wydatków na naukę czy inwestycje – dodaje prezes IBS Piotr Lewandowski.

I podkreśla, że gdy rząd się zmieni, to inny rząd będzie musiał te obietnice realizować. A jeśli nowy rząd będzie chciał rozdać po swojemu, to wtedy będzie musiał rozdawać biorąc pod uwagę ten wyższy deficyt, czyli „po swojemu” będzie mógł rozdać mniej.

Deficyt może zagrażać finansom publicznym

Jeśli pojawia się deficyt budżetowy, są większe wydatki niż przychody, państwo zaciąga dług. Kiedy to może być niebezpieczne dla funkcjonowania finansów publicznych?

–To wszystko zależy od poziomu rozwoju gospodarczego danego państwa. Kraje o wyższym poziomie rozwoju – mogą sobie pozwolić na wyższy dług publiczny. Rynki finansowe im bardziej ufają, np. Japonia ma dług publiczny na poziomie 200 proc. PKB. Jest to wartość niespotykana w żadnym innym kraju na świecie, ale oni sobie z tym radzą. Nie mają problemu z obsługą tego długu publicznego, oprocentowanie jest niskie dla tamtejszej gospodarki i ona jest w stanie udźwignąć ten dług. Każda inna by się załamała – tłumaczy gość Polskiego Radia 24 Rafał Sadoch, główny ekonomista Domu Maklerskiego Go Markets.

Natomiast patrząc na inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej, to tylko Węgry mają wyższy dług publiczny niż Polska .

– W latach, kiedy mamy do czynienia z silnym spowolnieniem gospodarczym np. 2009–2010, to na takie lata powinniśmy mieć pewien zapas, aby ten deficyt budżetowy w jakimś sensie zrekompensować: spowolnienie eksportu, spadek konsumpcji. I wtedy budżet państwa musi dopompować gospodarkę, żeby lepiej pracowała. Natomiast teraz mamy sytuację, że cały czas gospodarka dostaje pieniądze, choć nie ma kryzysu, i na skutek czego rośnie nam dług publiczny – dodaje Rafał Sadoch.

Budżet czyli ustawa rzetelnej rozwagi

Rada Ministrów zakłada, że nasza gospodarka w 2016 roku wzrośnie o 3,8 proc., inflacja wyniesie 1,7 proc. Jak ocenia Piotr Bujak, szef zespołu analiz makroekonomicznych PKO Banku Polskiego, to realne, choć dość optymistyczne założenia, a należałoby zachować większą rozwagę.

– Obecnie sytuacja finansów publicznych Polski jest taka, że możemy sobie przejściowo pozwolić na podwyższony deficyt budżetowy, czy deficyt całego sektora finansów publicznych. Ale należy pamiętać, że będzie to ograniczać możliwości naszych finansów publicznych w przyszłości. Dlatego, że im wyższy bieżący deficyt, tym większe potrzeby pożyczkowe, większy przyrost długu, stąd mniejsze pole manewru dla finansów publicznych, i większe obciążenia dla podatników w przyszłości – wylicza ekspert.

Wydajemy, a nie odkładamy

Jeszcze niedawno ekonomiści mówili, że jeżeli gospodarka rozwija się trochę szybciej, to można, i warto – te finanse trochę zacieśniać. Jednak patrząc na nowy budżet, to jest on dość hojny.

– W Polsce zawsze tak było, że choć teoretycznie wiemy, że moment przyspieszenia gospodarki to jest czas by spłacić trochę długu z poprzednich lat lub odłożyć nadwyżkę na takie sytuacje, kiedy gospodarka zwolni i wtedy chcielibyśmy ten deficyt powiększać. Jednak dotychczas to się u nas nie udawało. Zawsze, gdy trochę więcej do kasy wpadało, a teraz nawet nie zamierza wpaść, bo rząd przewiduje wzrost przychodów w takich samych proporcjach jak wzrasta PKB, czyli o ok. 4 proc., – to mamy taką tendencję, że jak dostajemy więcej, to zamierzamy od razu więcej wydać. Nie zastanawiając się, czy np. za trzy lata dochody nie zaczną spadać, i czy nie lepiej by było jednak odłożyć coś, skoro nie ma tak naprawdę palących potrzeb – zauważa Piotr Lewandowski.

Struktura deficytu a rynki finansowe

Przy deficycie ważne jest o jakich wydatkach mówimy. Jeśli o inwestycyjnych, to korelacja o szkodliwości deficytu nie jest tak mocna. Najgorszy wpływ na postrzeganie rynków finansowych, na koszt obsługi długu ma wzrost wydatków socjalnych, wzrost transferów.

– Rynki finansowe wiedzą, że w dłuższym okresie to są pieniądze poniekąd wyrzucone w błoto. Choć wiele gospodarstw domowych przeznacza te środki na konsumpcję, ale gdy patrzymy co w bezpośredni sposób determinuje koszt obsługi długu, to właśnie te wydatki socjalne i transfery – zauważa gość Polskiego Radia 24.

Wydatki inwestycyjne bowiem, nawet jak rosną, to nie zwiększają kosztów obsługi długu. Rynki finansowe bardziej je akceptują, zatem potrzebne jest tutaj pewne rozróżnienie, gdy mówimy o wydatkach ogółem. Rynki bardziej akceptują wzrost wydatków inwestycyjnych, a sceptycznie patrzą na wzrost wydatków socjalnych.

Deficyt ciągle nas kusi

Jednak prezes IBS ocenia, że ruch w postaci podniesienia wydatków na politykę rodzinną jest dobry. Dlatego, że uwzględnia wyzwania demograficzne, przed którymi stoimy, a po drugie Polska ma jedne z najniższych wydatków na politykę rodzinną w UE.

– Dlatego akurat te świadczenia adresowane do osób, które nie mają teraz prawa do nich, a mają dzieci są dobre. To nie jest bowiem tak, że każdy wydatek zwiększający tę sferę jest ryzykowny, natomiast łącznie, jak się te rzeczy poskłada ze sobą, to widać niepokojącą tendencję, że jak tylko już mogliśmy powiększyć deficyt, to go zwiększamy – zaznacza Piotr Lewandowski.

W Polsce przez ostatnie 25 lat mieliśmy do czynienia tylko i wyłącznie z deficytem. Jest to nasz strukturalny problem – występowanie permanentnego deficytu budżetowego. – Mamy go co roku, i co roku nominalnie on rośnie, a jest to problem z którym w krótkim horyzoncie powinniśmy sobie radzić. Natomiast polscy politycy tak jakby nie za bardzo zdają sobie z tego sprawę – dodaje Rafał Sadoch.

Obywatele bardziej zapobiegliwi od rządu

Dla sytuacji budżetowej kluczowy jest też wzrost wynagrodzeń, który bezpośrednio przekłada się na wzrost konsumpcji, a to determinuje nasze główne przychody budżetowe czyli wpływy z VAT. Ale nie jest to tak oczywiste.

– Ponieważ od 1,5 roku zarabiamy dość dobrze, mamy deflację, a nie przekłada się to wzrost konsumpcji, która rośnie o ok. 3 proc., a wzrost płac realnych to 5–6 proc. Co świadczy o tym, że Polacy gromadzą nadwyżki w swoich gospodarstwach domowych. Czyli akumulujemy oszczędności na te trudne czasy, które mogą nas czekać. W przeciwieństwie do rządu – zwraca uwagę Rafał Sadoch.

A przecież czynniki zewnętrzne, takie jak np. obniżenie poziomu PKB w strefie euro, sytuacja na giełdach w Chinach, lub zmiany na rynkach surowcowych, także wpływają na wskaźniki ekonomiczne w naszym kraju. I nie mamy na to żadnego wpływu.

Krzysztof Rzyman, Grażyna Raszkowska, Kamil Piechowski, Małgorzata Byrska