Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Małgorzata Byrska 11.01.2016

Podatek od handlu ma chronić polskie sklepy przed zagranicznymi sieciami

W Ministerstwie Finansów trwają prace nad podatkiem od hipermarketów. Prawdopodobnie będzie on naliczany od obrotów, a nie od powierzchni, i będzie progresywny.
Posłuchaj
  • Oczywiście wiadomo, że na końcu chodzi o to, żeby budżet uzyskał z tego podatku od handlu wpływy związane z założonymi celami – wyjaśnia gość Jedynki: Mieczysław Gonta, dyrektor w Dziale Podatkowo-Prawnym PwC. (Sylwia Zadrożna, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Celów nowego podatku jest kilka. Chodzi też o wspieranie rodzimego biznesu, mniejszych sklepów, które miałyby sobie lepiej radzić z konkurencją, która byłaby obłożona podatkiem – podkreśla gość Polskiego Radia 24: Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP. (Grażyna Raszkowska, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Czy więcej zapłacą także konsumenci, czyli my wszyscy – w sklepach? Na razie trudno odpowiedzieć na to pytanie – uważa Marcin Zawadzki, Senior Manager w Dziale Doradztwa Podatkowego Crido Taxand. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Zdaniem Edyty Kochlewskiej, redaktor naczelnej portalu dlahandlu.pl, wprowadzenie podatku obrotowego od handlu nie jest równoznaczne z podwyżkami, a już na pewno nie będzie to przełożenie jeden do jednego. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Jak dodaje Marcin Zawadzki, Senior Manager w Dziale Doradztwa Podatkowego Crido Taxand, podatek progresywny, choć jest nośnym hasłem, niesie za sobą pewne zagrożenia. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Podatek progresywny krytykują duże sieci. Ich przedstawiciel Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji dodaje, że jest to otwarcie drogi do obchodzenia prawa. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Marcin Zawadzki, Senior Manager w Dziale Doradztwa Podatkowego Crido Taxand, jest sceptyczny wobec opinii, że nowy podatek ma nie tylko służyć realizacji obietnic wyborczych, ale także stworzyć równe szanse i sprzyjać konkurencji na polskim rynku. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Polscy przedsiębiorcy chcą podatku progresywnego z 7 progami – podkreśla Ryszard Jaśkowski z Krajowego Związku "Społem". (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

Taki progresywny podatek oznacza, że sklepy, które osiągają najwyższe obroty, zapłacą wyższy podatek, a te które mają obroty najniższe – nie zapłacą podatku wcale, bo resort przewiduje kwotę wolną. Najpóźniej za 10 dni mamy poznać szczegóły tej rządowej propozycji.

Nie tylko Polska opodatkowuje handel: Węgry

Polska nie jest wyjątkiem, jeśli chodzi o podatek od hipermarketów. Na świecie mieliśmy już do czynienia z różnymi rozwiązaniami w tym zakresie. Jeśli chodzi o model węgierski, to tam w 2014 roku pojawiła się propozycja progresywnej opłaty za urzędową kontrolę żywności, z maksymalną wysokością na poziomie 6 procent.

– Węgry są nam najbliższe nie tylko geograficznie, ale także jeśli chodzi o sposób, w jaki chciały opodatkować sieci. Przypomina to właśnie rozwiązanie, o którym teraz rozmawiamy w Polsce. „Chciały”, ponieważ ta wymieniona opłata funkcjonuje, ale z uwagi na to, że zainteresowała się nią Komisja Europejska w lipcu 2015 roku, to węgierski Trybunał Konstytucyjny postanowił zmienić te przepisy. KE zainteresowała się tym, że opłata, która jest należnością za kontrolę żywności, czyli dosyć proste świadczenie, realizowane przez państwo na rzecz podatników, czy podmiotów gospodarczych, była mocno zróżnicowana. Tam była bardzo silna progresja, która wahała się od 0,1 do 6 proc. – wyjaśnia gość Jedynki: Mieczysław Gonta, dyrektor w Dziale Podatkowo-Prawnym PwC.

Ostatecznie ta progresywna skala opłaty zastąpiona została jej jednolitą stawką dla wszystkich sklepów, w wysokości 0,1 proc. wartości sprzedaży netto.

– Czyli opłata została na tym najniższym poziomie 0,1 proc., jako stawka obowiązująca dla wszystkich podmiotów – podkreśla ekspert z PwC.

Węgierską taksę nazywano „podatkiem Tesco”, ponieważ to ta brytyjska sieć handlowa, z rocznymi przychodami przekraczającymi 300 mld forintów, miała być głównym podatnikiem. Ale tak się nie stało w związku z decyzją Komisji Europejskiej.

Wariant węgierski a polski

Węgierska stawka miała więc charakter progresywny, czyli taki, jak proponuje się w Polsce. Jednak u nas, jak mówił po ostatnich konsultacjach szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, minister Henryk Kowalczyk, stawka mogłaby wynosić od 0,5 do około 2,5 proc.

– Ponadto na Węgrzech mieliśmy do czynienia z opłatą, natomiast w Polsce mamy do czynienia z podatkiem. Ta opłata była określana jako podatek, ale technicznie są to dwa różne narzędzia. Co może mieć znaczenie przy ocenie polskich rozwiązań przez Komisję Europejską. Natomiast oczywiście wiadomo, że na końcu chodzi o to, żeby budżet uzyskał wpływy związane z założonymi celami – dodaje gość Jedynki.

Model zachodnioeuropejski: Francja

Do Francji Komisja Europejska nie miała zastrzeżeń.

– Na zachodzie Europy ten system jest troszkę inny niż w przypadku Węgier, czy Polski. Tam ten podatek jest bardziej zbliżony do podatku od nieruchomości. We Francji wszystkie podmioty, które mają powierzchnię powyżej 400 mkw., osiągają określony pułap obrotów, który tam wynosi 460 tys. euro, są opodatkowane od każdego metra kwadratowego powierzchni, w zależności od wartości ich obrotów przypadających na każdy taki metr. I ta stawka waha się od kilku euro do trzydziestu kilku euro za metr kwadratowy – tłumaczy Mieczysław Gonta.

Tzw. Tascom, czyli podatek od lokali użytkowych, wprowadzono tam w 2010 roku. I jak widać – nie jest on podatkiem wyłącznie od hipermarketów. Z obowiązkowej daniny wyłączone są sklepy otwarte przed 1960 rokiem.

Hiszpański sposób na wpływy od sklepów

Podobne do francuskich rozwiązania są stosowane np. w Hiszpanii.

– Ale tam to nie jest podatek ogólnokrajowy, lecz obowiązuje tylko w sześciu regionach. I w zależności od regionu są przyjęte różne progi powierzchni. W Katalonii ten próg wynosi 2,5 tys. mkw. i wszystkie podmioty, które mają taką powierzchnię lub większą, muszą płacić podatek. Stawka wynosi ok. 17 euro za mkw. Tym podatkiem w Hiszpanii również zainteresowała się Komisja Europejska, w styczniu 2015 roku. I wtedy trzy z sześciu regionów stwierdziły, że zrezygnują z tego opodatkowania, natomiast pozostałe trzy, w tym Katalonia, dalej walczą o to, aby prawo do tego podatku zachować – przypomina gość Jedynki. Według Brukseli lokalna taksa nie powinna faworyzować mniejszych przedsiębiorców.

W 2013 roku władze Barcelony zarobiły około 37 mln euro na opodatkowaniu tamtejszych placówek handlowych. Z daniny wyłączono pojedyncze przedsiębiorstwa, zajmujące się handlem pojazdami, materiałami budowlanymi, przemysłowymi, maszynami i ogrodnictwem.

Szkocja i Irlandia Płn. też próbowały z podatkiem od sklepów

Nie w całej Wielkiej Brytanii, ale w Irlandii Północnej i w Szkocji przez trzy lata, od 2012 do 2015 roku, obowiązywał podatek od sklepów.

W Szkocji był on nakładany na wszystkie podmioty handlu detalicznego, które zajmowały się obrotem papierosami i alkoholem. – Miał on trochę charakter podatku od nieruchomości. Ponieważ polegało to na tym, że płaciło się od wartości majątku zaangażowanego w sprzedaż. I podmioty handlujące używkami musiały płacić taki podatek – wyjaśnia Mieczysław Gonta.

Natomiast w Irlandii Płn. wszyscy uczestnicy rynku, wszystkie firmy z branży handlu detalicznego, były obciążone tego rodzaju podatkiem.

– Jednak to był tylko taki trzyletni próbny okres i te kraje, w ramach Wielkiej Brytanii, nie zdecydowały się na kontynuowanie tego. Z kolei Anglia i Walia rozważały wprowadzenie takiego podatku, ale z ostatnich informacji wynika, że nie zdecydowały się na ten krok – dodaje.

Cel nowego podatku

Polskie propozycje opodatkowania handlu są więc, jak widać, odmienne. Ale to, co mogłoby nas łączyć z rozwiązaniami zastosowanymi we Francji i Hiszpanii to cel wprowadzenia takiego podatku. Te dwa kraje nie ukrywają, że chcą m.in. popierać lokalnych przedsiębiorców, tak jak Polska. Choć pierwszy cel to oczywiście wpływy do budżetu. Jak podkreślał minister finansów Paweł Szałamacha, w tym roku zapisano w budżecie wpływy z tego tytułu na kwotę około 2 mld zł. Ale drugi efekt, jaki ma przynieść nowy podatek, to właśnie wsparcie polskich sieci handlowych.

– To jest cel, o którym władze w Polsce mówią wprost, i taki sam przyświecał np. w Hiszpanii. Tam ten podatek obowiązuje w niektórych regionach od 2000 roku, czyli dość długo. I tam wprost chodziło o to, aby wesprzeć drobne, rodzime firmy w konkurencji z dużymi, zagranicznymi graczami – zaznacza gość Jedynki.

Jak dodaje Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP, ten podatek ma służyć umocnieniu polskiego kapitału.

– Zwiększeniu jego roli na rynku. Ponieważ segment większych graczy jest zdominowany przez podmioty z kapitałem zagranicznym i ta konkurencja jest tak silna, że te mniejsze sklepy nie są w stanie się przebić. A teraz „dołożenie” dużym sklepom dodatkowego podatku sprawi, że będą musiały podnieść ceny i stracą na konkurencyjności względem tych małych graczy – wyjaśnia gość Polskiego Radia 24.

Bardzo ważna forma nowego podatku

Dla sukcesu tego rozwiązania decydująca jest forma podatku, którą się wybierze.

– Było proponowane, by progi podatkowe, od których zależeć ma wysokość podatku, były związane z wielkością sklepu. Ale ta koncepcja była bardzo ostro krytykowana przez przedstawicieli polskiego biznesu. Właściciele małych, polskich sklepów obawiają się, że zagraniczni gracze po prostu szturmem wejdą na ten ich segment. Nie jest tak przecież, że duże sieci nie mogą prowadzić małych sklepów – zwraca uwagę Łukasz Kozłowski.

Mogą się w tym segmencie mocniej zaangażować kapitałowo i wypchnąć z niego polski biznes. Choćby dzięki temu, że dysponują większym potencjałem finansowym i mogą na jakiś czas wprowadzić ostre obniżki cen, aby wyeliminować z rynku polską konkurencję.

Podatek liniowy czy progresywny?

Wszystko obecnie idzie w tym kierunku, by stawki podatkowe zależały od obrotu, a nie od powierzchni sklepu.

– Co wydaje się racjonalniejszą propozycją, która bardziej redukuje szkody wynikające z jego wprowadzenia. Rozwiązaniem, które byłoby mniej podatne na ryzyko zakwestionowania przez unijny Trybunał Sprawiedliwości, byłby podatek liniowy. Ponieważ gdybyśmy różnicowali, nakładając wyższa stawkę podatku na większe sieci handlowe, a małe nie płaciłyby go wcale lub symbolicznie, to wówczas miałoby to znamiona dyskryminacji – tłumaczy na antenie PR24 Łukasz Kozłowski.

A wtedy na poziomie Unii Europejskiej mogłoby dojść do niekorzystnego rozstrzygnięcia tej kwestii i trzeba by się wycofać z takiego rozwiązania.

Oryginalny polski pomysł: opodatkować e-sklepy

Niektórzy eksperci uważają z kolei, że dodatkowo również sklepy internetowe powinny płacić tego rodzaju podatek.

– Dyskusja o tym trwa już od kilku miesięcy, od momentu, kiedy pojawił się pomysł nowego podatku. W Europie Zachodniej, ze względu na naturę tego podatku, czyli to, że jest to podatek od powierzchni handlowej, od wartości majątku zaangażowanego w handel, sklepy internetowe z racji tego, że nie mają powierzchni, albo nie są to duże powierzchnie – nie są obciążone tym podatkiem. Podobnie na Węgrzech, sklepy internetowe nie były i nie są opodatkowane. Nawet gdy obowiązywały tam wcześniej inne regulacje, to też e-sklepy nie były obciążone takim podatkiem – wylicza Mieczysław Gonta z PwC.

Tutaj więc bylibyśmy pionierami, jeśli chodzi o to dyskutowane rozwiązanie.

Konsumenci: czy będzie drożej?

Natomiast najważniejsza kwestia dla konsumentów to ta, czy po zmianach będzie drożej w sklepach, czy też nie. Zdaniem Edyty Kochlewskiej, redaktor naczelnej portalu dlahandlu.pl, wprowadzenie podatku obrotowego nie jest równoznaczne z podwyżkami. A już na pewno nie będzie to przełożenie jeden do jednego, bo jak dodaje, każdy ruch cenowy niesie za sobą określone konsekwencje.

– Te wszystkie ruchy, które być może będą wykonywane, muszą być szalenie ostrożne, ponieważ Polacy są niezwykle wrażliwymi konsumentami. I nie są lojalnymi konsumentami. Jeżeli ktoś już się przyzwyczaił do danego sklepu, to nie znaczy, że będzie zawsze tam chodził. Wystarczy, że w jakimś innym sklepie jest promocja na dany artykuł, to on pójdzie tam kupować. Więc w tym środowisku, w tych warunkach i jeszcze w kontekście tego, że Polacy przestali jeździć masowo na zakupy do hipermarketów, a one są m.in. brane pod uwagę jako te podmioty, które będą płacić podatki w tej wyższej kwocie – jeśli weszłaby stawka progresywna, to jest bardzo mało prawdopodobne, aby doszło do tego, że supermarkety wytrącą sobie argument cenowy z ręki. Więc wydaje się, że jakieś ruchy cenowe będą, ale na pewno straszenie przełożeniem 0,5 proc. na konsumentów jest typowym argumentem w dyskusji o tym, czy podatek powinien być, czy też nie – zwraca uwagę Edyta Kochlewska.

Podobnie uważa minister Henryk Kowalczyk, który podkreśla, że progresywny charakter podatku i konkurencja rynkowa utrudnią podwyżki.

Sylwia Zadrożna, Grażyna Raszkowska, Błażej Prośniewski, Małgorzata Byrska