"Pamiątki" wymagające okrutnego mordu na chronionych prawnie zwierzętach wciąż należą do najbardziej przez Polaków cenionych souvenirów. Celnicy informują, że takie rzeczy szmuglowane są przez nasze granice niemal codziennie. – Trwają wakacje. Człowiek, który wylatuje do krajów egzotycznych, musi sobie przywieźć pamiątkę – tłumaczy Piotr Tałałaj z Warszawskiej Izby Celnej. – I bardzo często trafia na okazy wykonane ze zwierząt chronionych.
Na niechlubnej liście znajdują się m. in. skóry z gadów czy płazów, futra zwierząt kotowatych, koralowce i muszle. – Rzeczywiście przez 15 lat, odkąd służba celna zajmuje się ochroną przyrody, świadomość ekologiczna Polaków rośnie – tłumaczy Tałałaj. – Natomiast zdarza się, że ludzie liczą na szczęście, myśląc "a może może celnicy nie znajdą".
Tymczasem liczba krokodylków kameruńskich zalegających w polskiej Izbie Celnej niewiele ustępuje rozmiarom populacji żyjącej na wolności (kilkaset osobników). Dlatego za przywożenie takich "pamiątek" grożą wysokie kary. – To jest przestępstwo – mówi Tałałaj. – Zagrożone karą pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat, chociaż sądy często zamieniają te kary na grzywny.
O ile można się domyślać, że przywożenie np. popielniczek z dłoni małp człekokształtnych stoi w sprzeczności z prawem, o tyle kwestie transportu przez granice koralowców bądź muszli są mnie jasne. Tymczasem wszystkie gatunki koralowców, które przyczyniają się do tworzenia rafy koralowej, podlegają ochronie. – Są wyjątki. Można na przykład przewozić do 3 cm koralowców – tłumaczy Tałałaj. – Ale kto by to liczył? Ludzie przewożą więc dużo więcej.
Podobnie jest z ogromnymi muszlami: - W naszych zasobach posiadamy nawet takie, które ważą do 45 kg i osiągają ponad metr długości.
Więcej o tym, czego jeszcze nie powinniśmy przewozić przez granicę i jak daleko sięga pomysłowość Polaków w tym zakresie, dowiesz się słuchając całej rozmowy z czwórkowego "Poranka".
kd (fot.Bartosz Bajerski)