Czwórka
Ula Czerny
27.10.2011
Niedługo przyjdą duchy...
Bardzo niebezpieczne są wtedy rozstaje dróg, granice wsi i miast. Trzeba uważać także punktualnie o północy i w samo południe. Najbezpieczniej rozpalić ognisko i udobruchać demony.
fot.Bart Bajerski/PR
Posłuchaj
-
Strzygi, topieluchy i południce - jest się czego bać w Dzień Zaduszny
Czytaj także
- Na zewnątrz tego nie widać, natomiast kiedy rozmawiamy z ludźmi z małych miejscowości, z południa i wschodu Polski, to słowiańskie tradycje się ujawniają - mówi Amudena Rutkowska z Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie.
W kulturze ludowej istotny był 2 listopada, nazywany Dniem Zadusznym lub Dziadami. Wierzyło się, że wtedy zmarli wychodzą z grobów i odwiedzają nas w domach. Wizyta ducha z rodziny była błogosławieństwem dla domu, ale kontakt z zaświatami bywał niebezpieczny.
- Wampirami zostawały osoby, których śmierć była w jakiś sposób szczególna. Ktoś umarł o dziwnej porze, albo w nagły, tragiczny sposób - opowiada Rutkowska w "Poranku" - Przed wejściem złej duszy do domu zabezpieczano się zostawiając dla niej jedzenie przed progiem.
W Dzień Zaduszny zwyczajem było także palenie ognisk przy cmentarzach i na podwórkach domów, po to by dusze mogły się ogrzać i potem spokojnie wrócić do siebie. Uważano, by w godzinie duchów (południe i północ) nie przekraczać rozstajów dróg i nie wychodzić na granicę wsi i lasu. Tam mogły pojawić się rusałki, topieluchy i południce - upiory zabierające duszę.
usc