Jak tłumaczy ekspert, współczesna reklama, w oparciu o pogłębione badania socjologiczne, odchodzi od drastycznych środków. Dlaczego? Okazuje się, że zbyt mocy przekaz, choć powoduje skupienie uwagi, to nie skłania do refleksji. – Samo odwoływanie się do emocji, i to jeszcze stricte negatywnych, nie wystarcza by coś zmienić w sposobie myślenia – wyjaśnia Sławomir Wojtkowski. Wynikami badań naukowców nie przejmuje się jednak PETA. Co więcej, znajduje ona coraz to wymyślne sposoby do prezentowania swoich idei.
Pomysł na stronę pornograficzną z ukrytymi filmami i zdjęciami nakłaniającymi do walki o prawa zwierząt jest według gościa "Pod lupą", chybiony z kilku powodów. Po pierwsze taka forma przekazu wcale nie musi być perswazyjna. – Wydaje mi się nawet, że może odstręczyć – wyjaśnia ekspert. A to wszystko właśnie przez drastyczność i złe skojarzenia.
Po drugie, nie można zapominać, że o sukcesie reklamy nie decyduje tylko jest treść, ale także źródło, z którego ona pochodzi. – Fachowo określamy to mianem efektu źródła. Polega to na tym, że odczytujemy przekaz w kontekście treści pozareklamowych – wyjaśnia Wojtkowski. Okazuje się, że inaczej patrzymy na spot reklamowy, jeżeli natrafimy na niego w miejscu "na poziomie" a inaczej w miejscu "mało poważnym". – Tak więc do reklam na stronie pornograficznej możemy mieć duży dystans – mówi gość Justyny Dżbik.
Ponadto, w przypadku tej organizacji postępowanie według zasady "nieważne jak mówią, ale by mówili" ma duże szanse odbić się czkawką. – PETA wykazuje dość krótkowzroczne myślenie – zauważa Wojtkowski. Jego zdaniem, budowanie własnego medium, ma sens o ile nie jest to medium tak kontrowersyjne jak strona pornograficzna.
Więcej w audycji "Pod lupą".
Posłuchaj również reportażu Eweliny Grygiel o szokujących i kontrowersyjnych kampaniach ekologicznych.
ap