W dzisiejszych czasach coraz trudniej jest spotkać małżeństwo, które przeżyłoby ze sobą kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Regułą są natomiast rozwodnicy, często będący jeszcze w młodym wieku.
Miłosz Brzeziński, zauważa, że obecnie o wiele łatwiej ludzie decydują się na rozstanie niż to było kilkanaście lat temu, a to wszystko po prostu "dlatego, że można". – Kiedyś rozwód nie był taką prostą sprawą, jak dziś – komentuje trener osobisty. Co więcej, dawniej rozwodnicy byli wytykani palcami, dziś nie.
Zdaniem gościa "Pod lupą", najczęściej do rozwodów dochodzi na skutek tego, że któremuś z partnerów zaczyna mniej zależeć, a przez to jest on gotów do "większej liczby dziwnych wybryków" niszczących powoli partnerstwo. W takiej sytuacji współmałżonek ma małe szanse na utrzymanie związku. – Bowiem aby podtrzymać związek potrzebne są dwie osoby, natomiast by go zakończyć - wystarczy jedna – zauważa.
Trener osobisty zwraca uwagę, że rozwód nie zawsze jest powodem do wykpiwania swojego byłego partnera czy przekreślania wspólnego życia. – Czasem zdarza się bowiem tak, że ludzie chcą dobrze, ale różnią ich wartości – mówi.
Rozwód nieodzownie pozostawia po sobie niesmak i niemiłe wspomnienia. – Naszym fundamentalnym dążeniem jest do kogoś/czegoś przynależeć. Za sprawą rozwodu rozbijamy grupę, której jesteśmy członkiem i bez względu na wszystko jest nam przykro – mówi Brzeziński. – Cierpienie jest jednak częścią egzystencji i nie da się go uniknąć – dodaje.
Więcej o rozwodach w rozmowie Justyny Dżbik z Miłoszem Brzezińskim.
ap